Za późno na kompromis ws. in vitro
Abp Józef Michalik w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że "w sprawie in vitro też trzeba szukać jakiegoś porozumienia w obecnej sytuacji politycznej. Ten stan obecny jest nieuczciwy. Dzisiaj mamy przecież najgorszy stan prawny, bo nie mamy żadnego. Wszystko w tej dziedzinie wolno. Mamy bezprawie, które jest zalegalizowane. I wydaje mi się, że musimy zrobić wszystko żeby to uchwalone prawo dało pewne ramy - ograniczało pewne eksperymenty, nie potęgowało tego, co będzie problemem nie do rozwiązania - np. pomnażanie zarodków".
Wszystko to oczywiście prawda, tylko szkoda, że przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski nie powiedział tego trzy lata wcześniej i szkoda, że nie przekonał do tego stanowiska reszty biskupów. Dziś na dobry kompromis w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego jest już zdecydowanie za późno.
Sześć projektów
Przypomnijmy: w poprzedniej kadencji w Sejmie było aż sześć propozycji ustaw dotyczących zapłodnienia "w szkle". A ponieważ jest to problem niezwykle złożony, podziały nie przebiegały wzdłuż tradycyjnych linii demarkacyjnych, wytyczonych między partiami, ale szły również wewnątrz partii.
Dwa lewicowe projekty (Marka Balickiego i Joanny Senyszyn) proponowały in vitro na każde życzenie, dopuszczały mrożenie nadliczbowych zarodków, ich selekcję dla uniknięcia wad genetycznych, a biologicznym rodzicom przyznawały prawo do decydowania o zniszczeniu nadliczbowych zarodków. Trzy próby zabiegu miały być refundowane przez państwo.
W PO zespół pod wodzą Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przygotował projekt zezwalający na tworzenie nadliczbowych zarodków i ich mrożenie, ale blokujący pomysł, by metody in vitro używać w celu uniknięcia choroby genetycznej dziecka. Z kolei projekt Jarosława Gowina zezwalał pod pewnymi rygorystycznymi warunkami na procedurę in vitro, ale tylko dla par małżeńskich. Jednocześnie wprowadzał ochronę prawną zarodków, zakazywał wytwarzania i mrożenia zarodków zapasowych (dwa zarodki można wytworzyć ale obydwa trzeba od razu implantować do organizmu kobiety) oraz dawał możliwość adopcji już istniejących i zamrożonych embrionów.
Nawet PiS w tamtym czasie nie wypracował jednej spójnej propozycji. Bolesław Piecha zaproponował zakaz procedury in vitro, ale w stosunku do istniejących już zamrożonych zarodków zezwolił na ich adopcję przez pary małżeńskie. Dla niektórych posłów PiS było to zbyt liberalne rozwiązanie: poparli inicjatywę obywatelską Stowarzyszenia Contra In Vitro, które chciało całkowitego zakazu zarówno procedury, jak i adopcji, a sam zabieg proponowało uznać za przestępstwo karane trzema latami więzienia.
Zmarnowane szanse
W tamtym czasie polski Episkopat z abp. Michalikiem włącznie zdecydowanie odrzucił jakąkolwiek możliwość kompromisu. Donald Tusk nie chciał iść na wojnę ideologiczną ani z Kościołem, ani z elektoratem lewicowym więc sprawę zamiótł pod dywan tak skutecznie, że do dziś właściwie nic się nie zmieniło i nadal nie mamy ustawy o in vitro.
Później, już w nowej kadencji Sejmu, nadarzyła się jeszcze jedna szansa. W lipcu 2012 roku Jarosław Kaczyński wyszedł niespodziewanie z inicjatywą okrągłego stołu w sprawie in vitro. Prezes PiS dał wtedy do zrozumienia, że podtrzymuje swój całkowity sprzeciw wobec zapłodnienia "w szkle", ale gotów jest do kompromisu. "Można wziąć pomysły z naszych propozycji i propozycji ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina i uregulować te kwestie, które dziś nie podlegają żadnym zasadom. Wprawdzie byłoby to wyjście ułomne, ale trzeba skończyć z tym, co dzieje się dziś, z tą swobodą działania, która prowadzi do nadużyć" - mówił Kaczyński.
Biskupi co prawda nie skrytykowali tej inicjatywy, ale nie wsparli też jej w żaden sposób. Pomysł nie znalazł też wystarczającego poparcia innych partii więc upadł.
Mądry katolik po szkodzie
Dziś abp Józef Michalik zmienił zdanie: "Trzeba przyznać słuszność Jarosławowi Gowinowi w tej sprawie i szkoda, że nie zdołał wprowadzić regulacji prawnych w tej dziedzinie eksperymentów i przeróżnych poczynań związanych z bioetyką w Polsce".
Nie zdołał ich wprowadzić, ponieważ w czasie, gdy miał jeszcze w miarę silną pozycję w partii, a potem w rządzie nie otrzymał od Episkopatu ani od nikogo innego żadnego wsparcia. Wręcz przeciwnie - był brutalnie krytykowany ze wszystkich stron: dla lewicy zbyt konserwatywny, a dla prawicy i Kościoła zbyt liberalny.
Teraz jest za późno. Gowina Tusk odwołał z funkcji ministra sprawiedliwości i ewidentnie stara się marginalizować konserwatywne skrzydło partii. Do tego mamy rozpoczęty wyścig o przywództwo w Platformie Obywatelskiej. Gdyby Tusk zaakceptował jakiś kompromis zbliżony do propozycji Gowina, musiałby przyznać, że się mylił. A to absolutnie nie wchodzi dziś w grę. Czyli zostaje nam to, co zawsze: czekanie na nowe wybory parlamentarne i zmianę rządu. A tymczasem mamy już legalny program refundacji in vitro wprowadzony bez ustawy.
Cieszę się, że abp Michalik zmienił zdanie. I chciałbym, żeby to była lekcja dla nas, katolików. Może w końcu zrozumiemy, że czasem rozsądny i mający szanse na powodzenie kompromis to większe dobro niż bezkompromisowość, która nie ma żadnych szans na realizację.
Skomentuj artykuł