Zabawy (z) Kościołem

Zabawy (z) Kościołem
Krzysztof Wołodźko

Spór o Kościół w III RP wkracza na naszych oczach w nową fazę, pokaże on faktyczną kondycję i spójność polskiego katolicyzmu, wobec coraz dalej idących projektów rozmycia jego tożsamości.

Bardzo pouczające jest śledzić, jakie propozycje koniecznych reform ma dla Kościoła środowisko "Gazety Wyborczej". Otóż przyszedł czas na "katolicki politeizm"!Tylko trochę ironizuję. Powyżej idzie o wywiad, jakiego "GW" udzielił niedawno prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Stanisław Obirek. Stwierdza tam między innymi:  "Słuszny wydaje mi się powrót do politeizmu, czyli uznania wielu bóstw". Strategia ta, mocą paradoksu, pozwoli "odkryć pierwotną intuicję monoteistyczną, w której nie chodziło o wykluczanie innych, tylko o odkrycie nitki porozumienia z jedyną transcendencją". I dalej, prof. Obirek uważa, że właśnie papież Franciszek powinien podjąć działanie na rzecz ponownego odkrycia politeizmu: "To zadanie dla Franciszka, dla imamów i rabinów, żeby pozwolić ludziom utrzymywać w sobie iskrę bożą bez konieczności utożsamiania jej z określonym Kościołem. Przychodząc na świat mamy w sobie zakodowany program boski i ważne, by nikt nam go nie zepsuł religijną socjalizacją".

Nie byłem zaskoczony powyższymi wypowiedziami, są one pokłosiem niedawno opublikowanego przez Wydawnictwo Literackie wywiadu-rzeki Stanisława Obirka z prof. Zygmuntem Baumanem. Rzecz nosi tytuł "O Bogu i człowieku rozmowy" i rozpoczyna się znamienną wypowiedzią eks-jezuity: "Nasze drogi do agnostycyzmu są odmienne. Ja przez lata trwałem w systemie, choć odczuwałem jego niedogodności. Wierzyłem, że można go zmienić od wewnątrz. Aż tę wiarę utraciłem".

DEON.PL POLECA

I tak zaczyna się opowieść o Kościele zamkniętym, absolutystycznym właścicielu jedynej prawdy, o jego świeckich odpowiednikach, wreszcie o monoteizmie jako krzywdzie dla prawdy i ożywczej mocy wielo-prawd, polifonii prawd, wreszcie - politeizmu. Nie wypada się znęcać nad autorami, ale każdy, kto przeczyta rzeczoną książeczkę, obok kiepskiej redakcji dostrzeże jej niewątpliwy motyw przewodni: iście barokową zdolność do przytakiwania sobie nawzajem obu rozmówców, dość definitywnie ogłaszających słuszność własnych prawd - wobec niewystarczalności bądź fałszu innych. Wszystko, oczywiście, w estetyce postmodernizmu i chyba aż nazbyt erudycyjnego/eklektycznego żonglowania najróżniejszymi filozofiami, szkołami teologii, socjologii czy antropologii. Ale, pozwolę sobie na ironię, kto tego zabroni mężom uczonym w słowie?

Rzecz nie byłaby aż tak interesująca - sceptycyzm w kwestii prawdy czy instytucjonalnej religii wraz z jej dogmatami dyskutuje od nowa każde pokolenie - gdyby nie nieprzyjemne wrażenie nachalnego moralizmu pod adresem Kościoła. Próba uczenia go tego, co dlań - zdaniem Obirka i Baumana - najwłaściwsze. Rozumiem, że dla dobra świata i samego chrześcijaństwa, tyle że rozumianego w perspektywie postmodernistycznej doktryny skrajnego subiektywizmu. Ale ta skrajnie relatywistyczna opowieść o świecie i człowieku, wymagająca na nowo afirmacji politeizmu, nijak już pasuje do elementarnych wizji Kościoła. I choć obaj myśliciele, Bauman i Obirek deklarują pewnego rodzaju konieczność tolerancji wobec wiary, nawet tej "fundamentalistycznej" (w ich pojęciu o fundamentalizm zahacza niemal wszystko, co nie jest niezobowiązującą grą pojęć), to ostatecznie razi ich już monoteizm chrześcijaństwa. A przecież jest on dopiero koniecznym  wstępem do logicznego przekazu teologii czy antropologii na niej opartej.

Na marginesie: bardzo mnie zresztą interesuje, czy humaniści, tak łatwo rozprawiający się z logiką w dziedzinie myśli, chcieliby widzieć podobny chaos w materii życia: gdy wiecznie nie zgadzałoby się, że dwa plus dwa to cztery, prawo i reguły życia publicznego nie były spójne, a pociągi i samoloty nie odlatywałyby wedle ustalonych godzin i tras. Czy prof. Bauman, albo prof. Obirek, startując z Okęcia i planując lądowanie na Tempelhof, chcieliby może trafić na port lotniczy Szeremietiewo? Postmodernistyczna niezobowiązująca nie-prawda jest bardzo łatwa do zniesienia: pod warunkiem, że odseparujemy ją od kontaktu z rzeczywistością bardziej zobowiązującą do przyjęcia jasno określonych reguł.

Ostatecznie, jak wielu znanych mi katolików nie mam nic przeciwko namysłowi nad Kościołem "z zewnątrz". Nierzadko jest z pożytkiem przejrzeć się w cudzych oczach. Ale gdy prof. Obirek na łamach "GW" sugeruje Kościołowi afirmację politeizmu jako drogę ku lepszemu zrozumieniu transcendencji, gdy wreszcie nazywa Kościół w Polsce "totalitarnym" czy wyraża obawy przed teokracją, pióro myśliciela zmienia na dość kiepską, antykościelną publicystykę. To pokazuje bardzo ładnie jak za przekazem ideowym stoi konkretny przekaz społeczny, jak spór o idee, tożsamość religii zmienia się w bardzo doraźną i stronniczą krytykę Kościoła w Polsce. I z jednej strony otrzymujemy postmodernistyczny "program dla katolicyzmu", z drugiej deprecjonowanie i oskarżanie Kościoła o totalitaryzm - wszystko niemal na jednym oddechu, wszystko słowem niegdysiejszego szefa "Życia Duchowego". Smutne to, naprawdę smutne. A dla mnie, jako osoby, która bardziej poważne dziennikarstwo zaczynała właśnie pod opiekuńczymi skrzydłami Stanisława Obirka, za co jestem mu winien nieustanną wdzięczność - także osobiście trudne.

Jeśli dodać do tego wszystkiego ostatni medialny sąd nad arcybiskupem Hoserem, dokonywany także na łamach "GW" i TOK FM, otrzymujemy obraz więcej niż wymowny. Spór o Kościół w III RP wkracza na naszych oczach w nową fazę, pokaże on także faktyczną kondycję i spójność polskiego katolicyzmu, wobec coraz dalej idących projektów rozmycia jego tożsamości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zabawy (z) Kościołem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.