Zamieńmy kanapę na wyczynowe buty
Co powinno się wydarzyć w naszym polskim Kościele, abyśmy mogli stwierdzić, że wizyta papieża Franciszka przyniosła pożądany owoc? Dobrze by było, żebyśmy się stali fundamentalistami i radykałami. I to takimi bardzo konkretnymi i praktycznymi.
"Przyjaciele, Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze poza. Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło ani nawet o jakich nie pomyślałeś; po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia".
Te słowa papieża przejdą do historii. Co do tego nie ma wątpliwości. Franciszek po raz kolejny pokazał, że nie tylko mówi rzeczy, które ze względu na treść poruszają serca, ale potrafi równocześnie używać formy sprawiającej, że jego słowa wyrywają się w pamięci na długo. Ale co to właściwie znaczy, że mamy wstać z kanapy i założyć sportowe buty? Poniżej kilka intuicji.
1) Wcale nie chodzi o to, żeby więcej ludzi chodziło do kościoła
Tydzień przed oficjalnym rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży, kiedy w innych częściach Polski trwały już tzw. dni w diecezjach, w krakowskiej Bazylice Mariackiej dwóch dominikanów (Adam Szustak OP i Tomasz Nowak OP) prowadziło rekolekcje dla wolontariuszy i mieszkańców miasta-gospodarza imprezy. Chodziło o to, żeby sensownie przygotować się na przyjęcie ludzi z całego świata i w ogóle sensownie przeżyć ten czas.
Już na samym początku ojciec Adam zwrócił uwagę, że najsensowniejszym efektem ŚDM wcale nie będzie to, że nagle do kościoła zacznie przychodzić więcej młodych ludzi, albo to, że lawinowo wzrośnie przystępowanie do sakramentów. Nie chodzi też o masowe nawrócenia. A już prawdziwą tragedią by było, gdyby jedynym efektem było stworzenie na przykład przez Episkopat trzyletniego planu duszpasterskiego dla młodych, do którego nikt nigdy nie zajrzy i z niego nie skorzysta. Popularny i ceniony duszpasterz stwierdził, że tak naprawdę chodzi o to, żebyśmy stali się bardziej miłosierni. Po prostu. Dla naszych najbliższych, ale też dla tych, za którymi niekoniecznie przepadamy. Chodzi o zwykłą codzienną miłość, życzliwość, wrażliwość, przebaczanie sobie nawzajem. Jeśli zaczniemy od tego, to cała reszta (napełniające się ludźmi kościoły, korzystanie z sakramentów, nawrócenie) przyjdzie sama. Oczywiście, żeby samemu być miłosiernym, najpierw trzeba otworzyć się na miłosierdzie Boga i doświadczyć go.
2) Radykalizm miłości w naprawdę prostych rzeczach
Również w tygodniu poprzedzającym ŚDM bardzo ważne słowa wypowiedział biskup Grzegorz Ryś, który będąc gościem festiwalu Paradise in the City w Łodzi (przygotowanego przez Wspólnotę Chemin Neuf) został zapytany o to, co znaczy być radykalnym chrześcijaninem. Odpowiedź biskupa warto dobrze zapamiętać.
"Do centrum ICE (miejsca, w którym spotykali się ewangelizatorzy przed ŚDM - przyp. red.) relikwie Karola de Foucauld przyniosła nam taka mała siostra Krysia. Kobieta o Biblii wie znacznie więcej niż ja. Naprawdę. Jak słucham czasem, jak z nią rozmawiam, co ona wie z Pisma Świętego, jak jest wykształcona i przygotowana, to jest porażające. Wiecie, co robi, mieszkając w Hucie? Jest dozorczynią na klatkach schodowych. Myje klatki schodowe. Drugiego dnia naszych rekolekcji przysłała mi takiego SMS-a: «Jestem na klatkach. Tutaj był jakiś remont, bo strasznie ciężko jest umyć tę klatkę schodową. Wszystko za was ofiaruję». Koniec. Patrzysz na to i myślisz, że to jakieś szaleństwo. Żadne szaleństwo. To jest radykalizm. To jest charyzmat Karola de Foucauld. Jesteś z ludźmi w najzwyczajniejszy sposób, robiąc to, co oni robią na co dzień. Nie pouczasz ich, nie głosisz im katechez. Po prostu jesteś. A cała ta wiedza, którą wcześniej zdobyłeś, jest tobie potrzebna, żebyś wytrzymał w tym miejscu i w takiej radykalnej miłości. Tobie jest potrzebna. Nie pchasz się do nich z tą wiedzą. To jest radykalizm miłości. Nie potrzeba do tego prześladowań. Męczenników nie czcimy dlatego, że ich zabito. Tylko dlatego że kochali, kiedy ich zabijano".
3) Polska fundamentalnie katolicka
Siostra Małgorzata Chmielewska w ubiegłym roku w Święto Niepodległości napisała na swoim blogu, że marzy jej się Polska fundamentalnie katolicka. Jej wizja mocno pokrywa się ze wskazówkami, jakie dawał nam papież w trakcie wizyty w Polsce. Jak fundamentalizm rozumie zakonnica ze Wspólnoty Chleb Życia?
"Polska, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem przez innych «każdych człowieków». Bo tego uczy katechizm. Polska, w której wspólne dobro jest dzielone uczciwie. W której dzieci, starzy, chorzy i niepełnosprawni mają pierwszeństwo. Polska, w której oszustwo jest grzechem i wytykane palcami, a cwaniactwo jest be. Polska, w której okrzyk «chcemy więcej» ma nową treść: «Chcemy dać z siebie więcej». Polska, w której obcy nie jest obcy, a wszyscy się do siebie uśmiechają (nawet kierowcy), bo nikt się nikogo nie boi. W której pracowitość i zdolności są szanowane, krzywdy się przebacza, a skrzywdzonemu naprawia. W której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko. Władza jest służbą, a rządzeni władzę wspierają w decyzjach i z szacunkiem krytykują, kiedy błąd popełni. No i władza słucha. Tak uczy Kościół katolicki, czyli powszechny. Ot, mój prywatny fundamentalizm. Katolicki. A w wersji dla niewierzących - Polska ludzi przyzwoitych. No to zaczynam spełniać swoje marzenia. Jutro uśmiech na gębę i do roboty. Fundamentalnie i od podstaw. Polski się nie ma gotowiutkiej, z fabryki. Polskę trzeba budować stale. Tutaj. Make in Poland".
Nic dodać, nic ująć.
4) Trzeba sobie ubrudzić ręce
W ostatnich dniach przynajmniej kilkanaście razy zadano mi pytanie: "Z jakim przesłaniem zostawia nas po ŚDM papież?". Franciszek mówił o wielu rzeczach, ale jeden temat powracał przy okazji każdej jego wypowiedzi. Papież wzywa nas wszystkich do konkretnego miłosierdzia. Ale takiego maksymalnie konkretnego. Jest to dość logiczne, biorąc pod uwagę, że hasłem tych dni były słowa: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią".
Jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? Gotową receptę dostaliśmy podczas piątkowej Drogi Krzyżowej na Błoniach. Przy każdej kolejnej stacji prezentowano działalność wspólnot, stowarzyszeń i fundacji, które od lat pomagają wykluczonym i poranionym przez życie ludziom - ubogim, bezdomnym, niepełnosprawnym, uchodźcom. Jeśli chcemy zobaczyć owoc tych pięknych dni, których byliśmy uczestnikami przez ostatni tydzień, to myślę, że warto zaangażować się w takie właśnie dzieła. Okazji do tego jest mnóstwo. Nie ma miasta, wioski czy parafii, w której nie znalazłby się ktoś potrzebujący. Wystarczy się trochę rozejrzeć. A potem "ubrudzić sobie" ręce miłosierdziem. Nie tylko o nim gadać.
Franciszek powiedział, co mamy robić. Teraz kolej na nasz ruch. Wstańmy z kanap i załóżmy wyCZYNowe buty. Bo bez uCZYNków wiara jest martwa. I Kościół też.
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl
Skomentuj artykuł