Zwyczaje i zwyczaiki
Gdy do dobrego tonu należy w tych dniach wypowiadanie się w komentarzach wieloaspektowo na temat podpisanego przez abp. Michalika i Cyryla I "Przesłania do narodów Polski i Rosji" albo roztrząsanie kto i dlaczego zawinił w sprawie Amber Gold, trochę głupio mi poruszać rzecz wydawałoby się drobną i w dodatku sprawę wewnątrzkościelną. Jednak "pospolitość skrzeczy" i zbyt długie i ostentacyjne lekceważenie tego skrzeczenia może się w przyszłości okazać poważną winą, dlatego mimo wszystko postanowiłem zejść z koturnów i mainstreamowych tematów na poziom parafialny.
Od kilku lat czas urlopu przeżywam, wędrując po Polsce. W wędrówkach tych pokonuję w dość krótkim czasie znaczne odległości, często zmieniając parafie, dekanaty i diecezje. Przyjąłem też zasadę, że odprawiam codzienną Mszę św. w miejscowym kościele, tam, gdzie się akurat znajduję. Najczęściej sprawuję więc podczas urlopu Eucharystię w świątyniach parafialnych, choć zdarzało mi się również stać przy ołtarzu w rozmaitych publicznie dostępnych kaplicach, nie tylko zakonnych.
W czym problem? W tym, że z coraz większym zafrasowaniem obserwuję swoistą amatorską "twórczość" uprawianą w polskich kościołach katolickich podczas sprawowania Najświętszej Ofiary. Mnożą się - moim zdaniem czasami dziwne - zwyczaje i zwyczaiki, których źródłem najczęściej są księża. Co ciekawe, zdarzyło mi się, że w jednej ze świątyni zostałem w zakrystii ostrzeżony, iż przebieg Mszy św. może się w pewnych szczegółach różnić w zależności od tego, który z duchownych będzie następnego dnia rano odprawiał.
W ciągu lat różnych zaskakujących i dla mnie niespodziewanych zachowań podczas sprawowania Eucharystii spotkałem wiele. Zastanawiająco często na przykład zdarzało się, że podczas Mszy św. odmawiane było przez celebransa lub przez wszystkich zgromadzonych jakieś dodatkowe modlitwy, których próżno szukać we Mszale. Szczególnie dotyczy to "poszerzania" według miejscowych zwyczajów obrzędów Komunii świętej lub obrzędów zakończenia, ale niejednokrotnie miało to miejsce również po odczytaniu fragmentu Ewangelii, w ramach modlitwy powszechnej (modlitwy wiernych). Zdarzyło mi się również być świadkiem, jak po Przeistoczeniu ksiądz wygłosił aklamację, której z pewnością w polskim wydaniu Mszału się nie znajdzie, na co wierni odpowiedzieli jedną z przewidzianych w tej księdze fraz. Widać nie zdarzyło się to pierwszy raz, skoro wszyscy obecni wiedzieli, jak zareagować.
Co najmniej kilka razy w ciągu niewielu lat w niedzielę znalazłem się na Mszy św., podczas której nie było homilii, nie czytano też żadnego listu. Zaraz po Ewangelii następowało wyznanie wiary, za to przed końcowym błogosławieństwem wystawiano Najświętszy Sakrament, przed którym odprawiane było krótsze lub dłuższe (nawet prawie półgodzinne) nabożeństwo o rozmaitym charakterze, na przykład maryjnym.
Okazuje się, że problemem dla "księdza gościa", jakim podczas urlopu byłem, może być również rozdzielanie Komunii świętej. Przy czym nie chodzi o kwestię "na stojąco czy na klęcząco". Bardziej chodzi o rozmaite pomysły miejsc, w których wierni Komunię przyjmują. Na przykład zdarzyło mi się być w kilku kościołach, w których wierni nie przystępowali do stopni ołtarza, lecz ustawiali się (w dzień powszedni, gdy nie byli bardzo licznie zgromadzeni!) w długi szpaler wzdłuż całej świątyni, a księża wędrowali aż do drzwi kościoła, rozdzielając po drodze Komunię św.
Nie wspomnę już o problemach, jakie wywołuje u niezorientowanych w miejscowych zwyczajach księży, praktykowane w wielu parafiach i kaplicach podczas rozdawania Komunii św. błogosławienie małych dzieci. Skąd taki przyjezdny kapłan ma wiedzieć, czy maluchowi, który stoi przed nim, zrobić krzyżyk na czole czy podać Hostię?...
Obserwując mnogość mszalnych zwyczajowych "dodatków" niejednokrotnie łapię się na pytaniu, o ich sens i cel. Czy są znakiem, że Msza św. jest dzisiaj według wcale licznej grupy księży polskich zbyt uboga i potrzebuje pewnych "ubarwień"? Czy też chodzi to o coś zupełnie innego?
Skomentuj artykuł