Krzysztof Pałys OP: chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei na świecie
Dlaczego tak jest? Wzruszająca historia, którą podzielił się zakonnik na swoim Facebooku, mówi właśnie o tym.
Przeczytaj cały status Krzysztofa Pałysa OP:
„Jeśli żyjesz papierowym życiem, umrzesz papierową śmiercią” – mogłoby brzmieć jego motto. Życie Łukasza z pewnością nie było papierowe, natomiast o śmierć ocierał się nie raz.
Jest potężnym mężczyzną, którego jeszcze kilka lat temu obawiałbym się spotkać w ciemnej bramie. Zawsze ubrany w barwy piłkarskiego klubu, któremu od lat kibicuje.
(Na potrzeby historii zmieniłem imię, na opowieść uzyskałem zgodę).
Kiedy umówił się po raz pierwszy na spotkanie do klasztoru przyszedł w czarnej kominiarce z wycięciem jedynie na oczy i usta. Na pozostałej części materiału namalowana była trupia czaszka. „Kiedy idę samotnie na obcej dzielnicy ta balaklava jest dla mnie ochroną. Ludzie się boją” – tłumaczył.
W pewnym momencie odkrył, że nie radzi sobie z własną agresją. Choć Bóg, niczym Samsona, obdarzył go olbrzymią siłą, to jednak był w stanie używać jej przeciwko drugiemu człowiekowi, dodatkowo tracąc w tym siebie samego. Kiedyś, jadąc samochodem, kierowca ciężarówki zajechał mu drogę, a gdy zatrzymali się na światłach wypowiedział jeszcze jedno słowo za dużo. Łukasz błyskawicznie wyskoczył z samochodu i gołymi rękami wygiął wejściowe drzwi od tira, aby dostać się do kabiny kierowcy.
To tylko jeden z przykładów.
W końcu żona nie wytrzymała i wykrzyczała, że boi się o jego życie, a sama nie ma zamiaru przedwcześnie zostać wdową z dzieckiem lub odwiedzać męża w więzieniu.
Wówczas zrozumiał. Sam sobie z tym wszystkim nie poradzi. Pewnego dnia kogoś zabije, albo ktoś zabije jego. Potrzebuje pomocy.
Przypomniał sobie kolegę z którym chodził do technikum. „Jeździł na oazę i często, wraz z innymi kolegami, się z niego śmialiśmy. To co jednak zapamiętałem, że on w tym wszystkim był zawsze spokojny i nie był złośliwy w stosunku do nas”.
„Panie Boże, chciałbym mieć taki pokój jak ten kolega z technikum, z którego się tak naśmiewałem. Ty wiesz, że wcale nie jestem silny i nie dam sobie rady ze sobą”.
To była jego pierwsza modlitwa. Dziecięca, można powiedzieć, ale z pewnością szczera.
Następnie, kierowany jakimś niezrozumiałym instynktem, zakłada drewniany różaniec na szyję i stwierdza: „To będzie mój kaganiec”.
Po dwóch tygodniach przychodzi otrzeźwienie. Różaniec to przecież nie amulet, potrzeba go używać. Modlić się jednak nie potrafi. Wpada więc na pomysł, aby w drodze do pracy słuchać wspólnego różańca poprzez internet.
Słucha i słucha, aż po kilku dniach uczy się słów na pamięć. Ta prosta modlitwa staje się dla niego niczym oddech. I przede wszystkim: przywraca pokój.
Powoli, dyskretnie, niemal niezauważalnie, Maryja uczy go łagodności, pokory i napełnia radością.
Pewnego razu wyznaje:
- Nie wiem o się ze mną dzieje…
- Co cię niepokoi?
- Jadąc do pracy zawsze lubiłem słuchać bardzo ostrej muzyki. Teraz już jej nie słucham, ona mnie męczy…
- To czego zatem słuchasz?
- Kazań z waszej parafii zamieszczonych na stronie. One mnie uspokajają.
Widziałem jego oczy: były uśmiechnięte.
***
Z Maryją już tak jest, że kiedy pragnie związać kogoś ze swoim Synem, jest wytrwała, ale też niewiarygodnie dyskretna. Przyciąga dusze z delikatnością i nieśmiałością właściwą miłości. Widziałem dziesiątki sytuacji, kiedy ucinała więzy zła, wnosiła światło, gdzie panowała ciemność. Uczyła miłości ludzi, którzy oddali Jej się w opiekę. Prostowała to, co zakrzywione, wypraszała łagodność, zmieniała życie. A działo się to bez żadnego przymusu. Oddziaływała wyłącznie swoim wdziękiem i pięknem.
To zresztą oczywiste, ponieważ jest kobietą.
***
Łukasza zawsze widuję w barwach piłkarskiego klubu. To akurat mu się nie zmieniło. W niedzielę odbieram od niego telefon, w którym dzieli się historią sprzed kilku dni.
Postanowił, że zamiast słuchać kolejnych informacji, na które i tak nie ma wpływu, po skończonej pracy pojedzie do fryzjera.
Siedząc w poczekalni słyszy rozmowę fryzjerki z koleżanką. Temat wiadomy, kwarantanna, koronawirus, co będzie dalej? W pewnym momencie fryzjerka zauważyła, że klient już czeka, westchnęła i powiedziała jakby do siebie:
- Kochany Panie Jezu, moje zdrowie w Twoich rękach!
- O, widzę, że mamy tego samego lekarza! – wtrąca się Łukasz ze śmiechem.
- Ale jak to? – kobieta patrzy na niego wystraszona.
- Niech się pani nie boi… - mówi wyciągając z kieszeni różaniec.
Fryzjerka patrzy zaskoczona, po czym się uspokaja i również uśmiecha:
- To brat... Dzięki Ci Panie, że w tym dziwnym czasie zesłałeś mi jeszcze brata, abym mogła zarobić.
***
Lubię myśleć, że chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei na tym świecie. Dzięki modlitwie oglądają bowiem rzeczywistość od Bożej strony.
Kiedy dookoła panuje zamęt i ciemność, człowiek przeniknięty obecnością Jezusa, potrafi zobaczyć niewidzialny punkt, w którym rodzi się nadzieja."
Wpis ukazał się pierwotnie na facebooku Krzysztofa Pałysa OP.
Skomentuj artykuł