Ks. Manfred Deselaers: jestem Niemcem, po której stronie ogrodzenia obozu znalazłbym się?

Ks. Manfred Deselaers: jestem Niemcem, po której stronie ogrodzenia obozu znalazłbym się?
(fot. Michał Lewandowski)
KAI / pk

Spotkanie z niemieckim kapłanem katolickim, ks. Manfredem Deselaersem, który od 27 lat służy w Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu, odbyło się 16 września w Chrześcijańskim Ośrodku Kultury "Wstriecza" (Spotkanie) w Moskwie.

Kapłan opowiedział o tym, co zaprowadziło go do Oświęcimia, a także co można zrobić dla polsko-niemieckiego i chrześcijańsko-żydowskiego pojednania.

Głównym motywem, który zaprowadził ks. Manfreda do służby w Oświęcimiu - jak sam wyznał - był "wstrząs spowodowany poczuciem odpowiedzialności". Będąc młodym człowiekiem uświadomił sobie skalę przestępstw wojennych, popełnionych przez swój własny naród.

W 1974 r., po ukończeniu szkoły, Manfred Deselaers pojechał do obozu śmierci Auschwitz (Oświęcim), gdzie faszyści wymordowali ok 1,4 mln ludzi. - Przeżyłem przeogromny wstrząs. My w ogóle o niczym nie wiedzieliśmy! Do tej pory uważałem, że wszyscy Niemcy, których znam, są bardziej lub mniej miłymi ludźmi. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że mój naród zdolny jest do czegoś takiego. Był to dla mnie wstrząs spowodowany moim poczuciem odpowiedzialności. Zrozumiałem, że być po prostu porządnym człowiekiem nie wystarczy - powiedział o. Manfred.

Wstrząs ten - jak opowiadał - najpierw zaprowadził do grupy młodych niemieckich wolontariuszy, którzy postawili przed sobą zadanie «uczynić coś dobrego w krajach, które ucierpiały w wyniku wojny». Jako woluntariusz niemieckiej organizacji Aktion Sühnezeichen Friedensdienste («Akcja Pokuty dla Świata») w połowie lat 70. XX w. rok przepracował w Izraelu w domu dla dzieci-inwalidów.

Szczególnie wryły mu się w pamięć spotkania z niektórymi Żydami, którzy ocaleli w faszystowskich obozach. Jedni z nich pokazali mu numery wytatuowane na rękach, inni - uchodźcy z Niemiec i Austrii - mówili tylko po angielsku, wyjaśniając to niemieckiemu studentowi, że «wasz język jest dla nas nazbyt związany z bolesnymi wspomnieniami. Ale dobrze, że pan jest tutaj».

Wróciwszy z Izraela, Manfred Deselaers zaczął studiować teologię w Tybindze, przyjął święcenia i został kapłanem. Pewnego dnia wraz z grupą swoich parafian pojechał do Oświęcimia. Wtedy pojawiło się u niego pragnienie, aby przeżyć chociaż rok w tym miejscu. Ku jego zdumieniu, biskup akwizgrański Heinrich Mussinghoff od razu wyraził zgodę. A metropolita krakowski, kardynał Franciszek Macharski przyjął niemieckiego kapłana i polecił mu napisać rozprawę doktorską. "Delegacja" trwała 5 lat, jej rezultatem była praca na temat «Bóg i zło w losach Rudolfa Hössa - komendanta Auschwitz». Pierwsza, historyczna część tej monografii została przetłumaczona na języki polski i angielski i jest sprzedawana w Muzeum Auschwitz. Obecnie jest przygotowywany rosyjski przekład tej książki - oznajmił autor.

Po obronie doktoratu, ks. Manfred zrozumiał, że nie może opuścić Oświęcimia - tego strasznego miejsca, "otwartej rany w sercu Europy". Od 1995 r. na stałe zamieszkał w Oświęcimiu, służy w kościele i pracuje jako zastępca przewodniczącego Centrum Dialogu i Modlitwy.

- Do takiego sąsiedztwa nie można przywyknąć - przyznał ks. Manfred. Przyznał się, że cały czas rozmyśla nad pytaniami: "Jeśli bym żył w tamtych czasach, jak bym postępował i kim bym był? Jestem Niemcem, po której stronie ogrodzenia obozu znalazłbym się? Najbardziej prawdopodobne, że mieszkałbym w mieście ale pewnie bym udawał, że niczego nie widzę i nie wiem i że wszystko to jest niezbędne dla szczęśliwej przyszłości Niemiec? Czy próbowałbym się sprzeciwić? Czy wystarczyłoby mi śmiałości, aby cokolwiek zrobić?"

Dodał, że stara się także postawić siebie samego na miejscu więźniów i zadaje sobie wówczas kolejne pytania: "Jak bym postąpił umierając z głodu? Czy próbowałbym kraść chleb u współwięźnia, czy podzieliłbym się ostatnim kawałkiem? Czy spróbowałbym przeżyć za cenę życia innego?" - Tę pracę wewnętrzną prowadzę - nie tylko dla siebie, jako Manfreda, ale dla siebie jako Niemca, dla chrześcijanina, katolickiego kapłana - mówił.

- Ale ważne jest nie tylko ciągłe doświadczanie siebie przed obliczem Oświęcimia, ale i udzielanie pomocy innym ludziom w przyjmowaniu tego miejsca - dodał.

Według jego obserwacji, Oświęcim jest przyjmowany w różny sposób w zależności od kontekstu narodowo-historycznego. U przyjeżdżających z Niemiec otwiera się wtedy "szczególna niemiecka rana". - Nie mogę powiedzieć, że jestem bezpośrednio winny, ale nie mogę też powiedzieć, że w ogóle nic mnie z tym nie łączy. Czuję, że ta pamięć coś to ze mną robi - w taki sposób ks. Manfred opisał sposób recepcji Auschwitz przez Niemców.

- Żydzi w tym miejscu odczuwają coś innego - tutaj zaczęła się zaplanowana akcja likwidacji narodu żydowskiego. Jest to obecne w pamięci całego narodu jak głęboka trauma - kontynuował.

Polakom z kolei Oświęcim "przypomina o niemieckiej agresji, o likwidowaniu polskich elit, o uczestnikach Ruchu Oporu, których wysyłali do tego obozu i o tym, jak dwa systemy totalitarne, Niemcy i ZSRR dogadały się na temat zniszczenia Polski".

Dla Rosjan zaś głównym tematem jest «wyzwolenie Oświęcimia, które w historiografii radzieckiej często funkcjonowało jako symbol wyzwolenia całej Europy od faszyzmu». To, że około 50 tys. ofiar trafiło do obozu z radzieckiego terytorium - fakt ten wszedł do świadomości Rosjan stosunkowo niedawno - przyznał ks. Deselaers.

- A co może robić tutaj kapłan? - zapytywał retorycznie. Na te nieproste pytanie - jak powiedział - znalazł tymczasową odpowiedź: "Lepiej nie dotykać rany. Nie powinienem jednak udawać, że ona nie istnieje, ja muszę ją szanować i chronić życie w przestrzeni wokół rany. Najważniejsze jest to, że nie pozostawię nikogo z Państwa samego, nie odejdę, nawet wtedy jeśli nie wiem, co Wam powiedzieć. Być tam, pomagać samą swoją obecnością - to też jest rzeczywista pomoc. W ciągu 27 lat nabrałem co do tego pewności".

Dlatego Dom dla Gości w oświęcimskim Centrum Dialogu i Modlitwy - oświadczył - jest otwarty dla wszystkich wyznań i ludzi niereligijnych i dla wszystkich narodowości. - Chcemy, aby ci, którzy przyjeżdżają odczuwali, że są tu szanowani i nikt nie uraża ich ran - dodał.

Kapłan przyznał, że oprócz tego próbuje organizować dialog mimo, że wielu ludzi mówi mu, że "dialog na granicy Oświęcimia jest niemożliwy". Tymczasem w Centrum realizowane są się programy międzyreligijne i międzynarodowe, na przykład spotkania i seminaria żydowsko-chrześcijańskie albo polsko-niemieckie.

Przypomniał też niedawne rosyjsko-polsko-niemieckie seminarium na temat - «Różna jest pamięć o wojnie ale wspólna jest odpowiedzialność za przyszłość». - Zaskakuje, że między nami zapanowało zaufanie, mogliśmy pokłócić się szanując się wzajemnie. A wieczorem w naszej kaplicy dźwięczała modlitwa za poległych i o pokój - najpierw w obrządku prawosławnym, a później katolickim - powiedział.

- W ciągu ostatnich 20 lat Oświęcim stał się nie tylko miejscem strasznej pamięci, ale i miejscem działalności na rzecz pokoju, co jest bardzo radosne. Widzę, jak wzrasta ta sieć zaufania - podsumował kapłan.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Manfred Deselaers: jestem Niemcem, po której stronie ogrodzenia obozu znalazłbym się?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.