Ks. prof. Muszala: uzależnienie od pornografii powoduje serię destrukcyjnych konsekwencji
"Im młodsza osoba, tym gorzej. Pornografia podcina u korzenia kształtowanie się osobowości młodego człowieka. Jeżeli dziecko w wieku 10 czy 12 lat trafia na treści pornograficzne, odkrywa swoją seksualność w sposób niewłaściwy, wręcz patologiczny i uzyskuje zdeformowany obraz tej ważnej sfery życia. Łatwo się uzależnia, potem nie wie, jak sobie z tym poradzić" - mówi bioetyk z UPJPII.
Dawid Gospodarek (KAI): Jak dużym problemem jest pornografia? I czy w ogóle jest problemem? Skoro zainteresowanie takimi materiałami wydaje się dość duże, może mamy do czynienia z zupełnie normalnym zjawiskiem?
Ks. prof. Andrzej Muszala: Problem jest duży, zwłaszcza obecnie, przy tak szerokim dostępie do Internetu i innych środków przekazu. Dodatkowo przemysł pornograficzny nakręcany jest przez ogromne zyski producentów takich treści. Oczywiście, ktoś może powiedzieć: „to nie jest problem”, ale w świetle wiary jednak jest; chrześcijaństwo opowiada się za konkretnymi wartościami i zasadami w etyce seksualnej.
W pierwszym rzędzie pornografia uderza w małżeństwo i wzajemne relacje między małżonkami. W przysiędze obie strony zobowiązują się do wierności i uczciwości małżeńskiej; jeśli ktoś ogląda pornografię, to te dwa filary zostają mocno nadwyrężone. W książce „Wolny aby kochać. Uwolnić się od pornografii”, która właśnie się ukazała, opisane są przypadki małżeństw, które rozpadły się właśnie z powodu takiego uzależnienia. Życie pokazuje prawdziwą rzeczywistość – jeżeli żona odkrywa, że mąż wchodzi na strony pornograficzne, to jak ona może się czuć? Jak może przeżywać relacje seksualne ze swoim mężem?
Co mówią polskie badania na ten temat?
Skala problemu jest duża. Okazuje się, że prawie 40% osób, zwłaszcza młodych, korzysta z takich treści. Według badań z października 2019 r. 58% dzieci i młodzieży trafia na strony pornograficzne przypadkowo. Co trzecie z nich styka się z pornografią dzięki swoim rówieśnikom. Każdego dnia dziesiątki tysięcy ludzi wchodzi na strony internetowe o treściach erotycznych lub pornograficznych.
Czy to właśnie skłoniło Księdza do wydania książki dla osób uzależnionych od pornografii?
Raczej spotkania i rozmowy z ludźmi, którzy przychodzili do mnie i wyznawali, że mają z tym problem. Oczywiście istnieją poradnie psychologiczne; osoby te próbowały czasem szukać tam pomocy. Ja również skontaktowałem się z psychologiem posługującym przy Szpitalu Domowym [inicjatywa przy kościółku św. Wojciecha na krakowskim rynku, której celem jest troska o odnowę moralną miasta - przyp. KAI]. Usłyszałem, że brakuje dobrze opracowanych programów, które całościowo opisują proces wychodzenia z tego nałogu. Kiedy pokazałem psychologom książkę, o której mówimy, wyrazili się o niej z dużym uznaniem. Dostrzegli w niej program wyjścia z nałogu, może nie definitywnego, ale prowadzącego do osiągnięcia wstępnej abstynencji, która i tak jest już ogromnym sukcesem.
Czas osiągnięcia tej wstępnej abstynencji przewidziano na 40 dni.
Tyle, ile trwa Wielki Post. To jest jakaś mądrość Kościoła, a właściwie samego Chrystusa. Czterdzieści dni wyznacza pewien etap drogi, która – jeśli się do tego solidnie przyłożyć – prowadzi do wstępnego uwolnienia się od uzależnienia. To ewangeliczny program odzyskiwania wolności.
Na książkę natknąłem się we Francji; opracował ją zespół z wspólnoty katolickiej „Emmanuel”. W skład autorów weszli specjaliści z różnych dziedzin: duszpasterz, psycholog, pielęgniarka, pedagog szkolny, kilku lekarzy, osoby, które wyszły z uzależnienia. Praca nad programem trwała kilka lat. Oparty on został zatem na solidnej wiedzy i doświadczeniu.
Jak przejawia się destrukcyjność pornografii? Dla kogo jest ona szkodliwa?
Im młodsza osoba, tym gorzej. Pornografia podcina u korzenia kształtowanie się osobowości młodego człowieka. Jeżeli dziecko w wieku 10 czy 12 lat trafia na treści pornograficzne, odkrywa swoją seksualność w sposób niewłaściwy, wręcz patologiczny i uzyskuje zdeformowany obraz tej ważnej sfery życia. Łatwo się uzależnia, potem nie wie, jak sobie z tym poradzić. Co gorsza, często rodzice nie rozmawiają z nim o tym problemie, lub wręcz nie wiedzą o jego istnieniu. Bynajmniej nie uważam Internetu czy komórki za coś złego. Pytanie tylko, czy aby dziecko jest na tyle dojrzałe, aby używać tak niebezpiecznych w jego wieku instrumentów.
U dorosłych uzależnienie od pornografii powoduje serię destrukcyjnych konsekwencji – osoby te często siedzą w nocy, rano trudno im wstać, spóźniają się do pracy, nie mogą się skupić, zawalają wiele rzeczy. Ciągle niewyspani, przemęczeni, źle funkcjonują fizycznie i umysłowo. Na strony pornograficzne wchodzą nawet w biurze czy w dyżurce.
Jeżeli ktoś siedzi przed ekranem przez kilka godzin, to musi się to odbić także na jego zdrowiu. W mózgu znajduje się tzw. układ nagrody; doznania w jego obszarze są bardzo mocne. Twórcy reklam starają się dotrzeć właśnie do tego układu. Dlatego uciekają się czasem do obrazów roznegliżowanych kobiet, manipulując w ten sposób odbiorcą.
W książce opisany pewien eksperyment na szczurach zamkniętych w klatkach. Podawano im jedzenie, zaś obok pojemnika znajdowała się klapka połączona z ich mózgami. Zwierzęta, przypadkowo naciskając klapkę, doznawały przyjemnych elektrowstrząsów, działających na ich układ nagrody. Okazało się, że po jakimś czasie szczury, zamiast do pojemnika, szły do klapki. Niektóre zdychały z głodu, przedkładając przyjemność nad jedzenie. Doznania w układzie nagrody okazały się tak mocne, że potrafiły nawet zniszczyć instynkt samozachowawczy. Analogicznie możemy sobie wyobrazić destrukcję człowieka, który uzależnił się od przyjemnych doznań w układzie nagrody spowodowanych przez pornografię.
Jak do pornografii podchodzi dziś psychologia? Dostrzega się w niej coś niepokojącego dla zdrowia i rozwoju?
Nie jestem psychologiem i nie chcę się tu wypowiadać w tej kwestii. Warto jednak wiedzieć, że istnieją różne szkoły i systemy psychologiczne. Czasem mamy do czynienia z nurtami typowo selfistycznymi, nastawionymi na łatwe, bezbolesne i bezstresowe przejście przez życie. Pornografia w takiej perspektywie może być przedstawiana jako coś pozytywnego, np. jako pomoc w rozładowaniu stresu.
Z drugiej strony psychologia uwzględniająca antropologię chrześcijańską sięga głębiej, do warstwy wiary; wara zaś związana jest z pewną ofiarą. W życiu liczy się nie tylko przyjemność. Chrześcijaństwo oczywiście nie uważa przyjemności za coś złego, podobnie jak i nie neguje piękna relacji seksualnych, wszystko jednak winno mieścić się w granicach norm moralnych.
Doznawanie przyjemności w akcie małżeńskim jest czymś pozytywnym i pięknym. Nawet Pismo Święte, w Pieśni nad Pieśniami, wychwala miłość kobiety i mężczyzny, przejawiającą się także w zbliżeniach cielesnych. Jeżeli mają one miejsce małżeństwie, wówczas służą umacnianiu wzajemnej miłości męża i żony. Lecz jeżeli przyjemność osiągana jest w sposób egoistyczny – tzn. dla niej samej i wbrew zasadom moralnym – wówczas okazuje się destruktywna. Nazywamy to grzechem. Nie tylko sprawiamy nim przykrość Bogu, ale niszczymy samych siebie. Zauważam to jako duszpasterz: niektóre osoby, uzależnione od pornografii, kierując się zdrową intuicją moralną, przeczuwają, że nie mogą wejść w związek małżeński, dopóki nie uporządkują swej sfery seksualnej. W innym przypadku narzeczona, przerażona odkryciem u swojego narzeczonego tego nałogu, wycofała się z drogi ku małżeństwu.
Wie Ksiądz, z jakim przyjęciem książka spotkała się we Francji?
W trakcie rozmowy w wydawnictwie Emmanuel w Paryżu dyrektor powiedział mi znamienne słowa: „Proszę księdza, powinniśmy się cieszyć, ale my się raczej smucimy: ta książka sprzedaje się bardzo dobrze”. To znaczy, że problem jest poważny, że dotyka także katolików i osoby z wszystkich warstw społecznych: prostych ludzi, ale i osoby wykształcone, na wysokich stanowiskach; te, które żyją w małżeństwie jak i w samotności.
Proszę powiedzieć coś więcej o samym programie zaproponowanym w książce.
Program jest rozpisany na czterdzieści dni, zgrupowanych w sześć etapów. Pierwszą i zasadniczą kwestią jest odnalezienie sensu życia. Uzależnienie często jest tzw. „czynnikiem spustowym”. Kiedy człowiek przeżywa jakąś frustrację lub dramat życiowy, np. został opuszczony przez współmałżonka albo doznał jakiejś porażki w pracy, wówczas sięga po alkohol albo oddaje się różnym rozrywkom – „byle tylko zapomnieć”. Może też wchodzić na strony pornograficzne, by rozładować swoje napięcie. Na początku drogi trzeba zatem odnaleźć utracony sens życia.
A kolejne etapy?
Drugi, kilkudniowy etap ma doprowadzić do przekonania, że wyjście z uzależnienia jest możliwe. Trzeci etap polega na poznaniu funkcjonowania swojej osoby – ciała, ducha, uczuć, rozumu, woli, pamięci, relacji międzyludzkich. Czwarty etap to stopniowe przezwyciężanie i wychodzenie z nałogu. Zasadniczy i najdłuższy jest etap piąty, w którym człowiek pracuje nad odbudową czterech filarów swojego życia: relacji z Bogiem, z sobą samym, z innymi ludźmi i ze światem. Filary te zostały mocno nadwyrężone przez uzależnienie. Szósty etap polega na umocnieniu filarów i spojrzeniu w przyszłość.
40-dniowy program wydaje się idealny na realizowanie go w Wielkim Poście
To prawda, ale autorzy zaznaczają, że można go rozpocząć w każdej chwili, najlepiej od razu. Wielki Post to jednak czas szczególnie sprzyjający podjęciu takiej decyzji.
Każdy dzień programu ma swoją strukturę. Na początku umieszczone jest świadectwo, które pomaga dostrzec problem i zrozumieć towarzyszące mu mechanizmy. Potem znajdujemy wskazówki lub wyjaśnienia psychologiczne, np. dlaczego nałóg tak mocno działa na człowieka i jak z niego wyjść. Kolejny punkt to „Odkrycie dnia” – myśl, do której powinno się często wracać w trakcie dnia; odnosi się ona do obszaru, nad którym obecnie pracuje dana osoba, np. uzdrawianie pamięci. Po nim odnajdujemy inspirujący fragment z Pisma Świętego. Na koniec podane są konkretne ćwiczenia, jakie należy wykonać w danym dniu; z tyłu książki znajdujemy tabelę ewaluacji wykonania owych ćwiczeń.
Co z tego programu może sprawiać jakąś poważniejszą trudność?
Jest pewna rzecz. Twórcy programu proponują, by znaleźć sobie powiernika. Ile razy chcieliśmy sami coś zrobić, ale przyszedł słabszy moment i upadliśmy. Jest jednak pewna pomoc: instytucja powiernika. Anonimowi alkoholicy spotykają się i opowiadają o swoim problemie jeden drugiemu. Już samo wypowiedzenie na głos: „Jestem alkoholikiem” to wielki krok na drodze do sukcesu. Podobnie jest w programie „Wolny, aby kochać. Uwolnić się od pornografii”. Osobie uzależnionej potrzebny jest milczący przyjaciel – towarzysz drogi. Może nim być dawny kolega ze szkoły lub studiów (nie żona, nie ksiądz lub ktoś zbyt bliski – wtedy relacje z tą osobą mogą zostać nadwyrężone), i to niekoniecznie ktoś wolny od nałogu. Trzeba się przełamać i iść do niego i poprosić o cotygodniowe, półgodzinne spotkanie.
Rolą powiernika jest tylko słuchać i zachować absolutną tajemnicę. Nie powinien nic mówić, co najwyżej zapewnić o wsparciu i modlitwie. Jeżeli człowiek uzależniony wie, że np. w piątek ma się spotkać z powiernikiem i opowiedzieć mu o swojej walce, wówczas mobilizuje się o wiele bardziej. Zrelacjonowanie upadku to sąd nad sobą i zrzucenie kamienia ciążącego na sercu. To nie to samo, co spowiedź, podczas której człowiek jedna się z Bogiem. Rola powiernika jest inna: ma słuchać, nie potępiać, towarzyszyć, modlić się, po prostu być. Oczywiście program można przejść samemu. Jednak rezygnacja z osoby towarzyszącej oznacza pozbawienie siebie ważnego „elementu mobilizującego”. Jeśli naprawdę chcemy osiągnąć wolność, zdecydowanie powinniśmy jej poszukać.
Ten program pozwala poznać siebie, pewne mechanizmy stojące za uzależnieniem i wydaje się, że może być zastosowany również do innych nałogów...
Zdecydowanie tak. Wczytując się w program, odkryłem, że nie chodzi w nim tylko o walkę z pornografią, lecz z każdym uzależnieniem: alkoholizmem, nikotynizmem, narkomanią, pracoholizmem, uzależnieniem od Internetu, konwulsyjnych zakupów, leków, kosmetyków, chorobliwej troski o swoje ciało itp. Każde z nich uderza w zdrowie ciała i duszy, w pamięć, wolę, relacje międzyludzkie. Ta książka to program wyjścia właściwie z każdego nałogu.
Bardzo wymowny jest też tytuł książki – o wolność troszczymy się po to, by móc kochać...
Tak, program ukierunkowany jest na osiągnięcie wolności i zdolności daru z siebie. Tylko człowiek wolny może kochać Boga, ludzi, świat. Pod koniec programu odzyskujemy dziecięcą radość z życia. Droga, która prowadzi ku temu, jest oczywiście trudna i wymagająca. O wiele trudniejsza niż piesza pielgrzymka do Częstochowy... To 40-dniowa „pielgrzymka” w sensie duchowym. Lecz, z drugiej strony, chyba nic tak nie rozwija ludzkiego wnętrza, jak wychodzenie z uzależnienia. Musimy wówczas więcej liczyć na Boga, więcej się modlić, mocniej przykładać się, aby pokonać nasze egoistyczne zachcianki. To jest właśnie niesienie krzyża za Chrystusem i zapieranie się siebie. To jest czysta Ewangelia.
Nałóg może być „błogosławioną winą”, jeżeli nie zgadzamy się na niego, jeśli rozpoczynamy drogę ku wolności. Odzyskanie zdolności kochania miłością bezinteresowną to największe dzieło w życiu. Nieporównywalne z niczym innym, nawet ze zbudowaniem kościoła czy założeniem szlachetnej fundacji. To zwycięstwo w najważniejszej bitwie.
Skomentuj artykuł