Ks. Radek Rakowski na Mszy o dobrego męża, dobrą żonę: chciałbym, żebyśmy nie liczyli na żaden cud
Oczekujemy od Boga często jakiegoś wielkiego cudu, jakiegoś znaku. Dzisiaj pisze do mnie jedna dziewczyna: moja kuzynka jest chora na raka i modlę się cały czas. Już odmówiła wszystkie pompejanki, wszystkie litanie i nic nie pomaga. Nic mi to nie daje. Moja kuzynka jest nadal chora.
Kiedy chcemy się modlić o dobrego męża, dobrą żonę, to często nam przychodzi na myśl, że przyjdę i tak bardzo będę prosił Pana Boga, to może spełni moje pragnienie i ześle mi tę miłość dla której będę mógł żyć, dla kogo będę mógł funkcjonować w tym świecie. Da mi jasne światło i drogę mojego powołania.
Po co jesteśmy razem na Mszy świętej? Nie po to, żeby zdarzył się jakiś nadzwyczajny cud, ale po to, żebyśmy uświadomili sobie, że On jest pierwszy i On pierwszy nas kocha. Że chcemy w pierwszej kolejności odkryć, że Pan Jezus uskrzydla nas do tego, abyśmy potrafili żyć w tym świecie.
Ja mam tylko siostrę i bez przerwy pytaliśmy się naszych rodziców przez całe dzieciństwo, czy nas kochają i czy chcieli, żebyśmy się urodzili. Moja siostra myślała, że jest z domu dziecka i ciągle mówiła rodzicom "na pewno jestem z domu dziecka, więc musicie mi udowodnić, że mnie kochacie". Ciągle chodziła za nimi i pytała: "czy rzeczywiście chcieliście, żebym się urodziła?". Musieli w nieskończoność powtarzać: "tak, byliście chciani, planowani, oczekiwani i sprawiliście nam wielką radość, że się pojawiliście na tym świecie". To pozbawiło nas kompleksów. To spowodowało, że czuliśmy się kochani i chciani na tym świecie. Nigdy moi rodzice nie powiedzieli mi "chcieliśmy, żebyś był dziewczynką" albo mojej siostrze "chcieliśmy, żebyś była chłopcem" albo że byliśmy wpadką albo że przez przypadek się pojawiliśmy na tym świecie.
(fot. archiwum prywatne)
Nawet jeśli dorosłej osobie się coś takiego powie, to zawsze dla tej osoby jest to pewien dyskomfort. Czasami może się tak zdarzyć, że ktoś Wam tak powiedział, że pojawiliście się przez przypadek na tym świecie, że nie byliście chciani.
Druga sprawa to jest to, że moja mama mi powiedziała, że pierwsze dziecko poroniła. Zadałem pytanie, dlaczego tamto dziecko umarło? Ona odpowiedziała: bo Bóg tak chciał. To dlaczego ja się urodziłem? Bo Bóg tak chciał. Taką samą odpowiedź mi dała. Kiedy uświadomiłem sobie, że Bóg chciał, żebym się urodził, to coś wielkiego. Stwórca tego świata chciał, żebym się pojawił na tym świecie.
Dlatego nie mogę zmarnować mojego życia, muszę wykorzystać wszystkie możliwości, żeby to życie przeżyć sensownie. Jak można przeżyć to życie sensownie? Kiedy nie poświęcę się sprawie doczesnej, krótkotrwałej, ale kiedy poświęcę się sprawie wieczności.
Pochodzę z takiej rodziny, z której w sumie nikt nie chodził do kościoła. Dzisiaj całe moje kuzynostwo też za bardzo nie chodzi do kościoła, więc całe życie musiałem stawiać czoła rodzinie, bo kiedy im powiedziałem, że idę do seminarium, to oni się wszyscy chwycili za głowę i powiedzieli: zmarnujesz sobie życie, biedę będziesz klepał, po co będziesz to robił, bez żony będziesz całe życie. Oni cały czas obserwują i próbują znaleźć przyczynę, żeby mi udowodnić, że to, co robię jest bez sensu. Że to wszystko jest puste, że to się skończy.
Zobaczcie, ci moi rodzice, którzy chodzą do kościoła, i moja siostra też chodzi do kościoła, dali mi skrzydła. Z jednej strony ich osobista miłość, a z drugiej strony świadomość, że Bóg mnie kocha.
Wasze serca mogą być często poranione. Możecie mieć złe doświadczenia własnego życia. Tym bardziej wtedy, kiedy mamy tą miłość ludzką, uszkodzoną, niekompletną, to potrzebna jest nam ta miłość Pana Boga, która jest jedynym środkiem do tego, abyśmy odkryli prawdę o sobie samym.
Chciałbym, żebyśmy nie liczyli na żaden cud, na jakieś nadzwyczajne wydarzenie, ale żebyśmy chcieli wykorzystać wszystko to, co Kościół nam daje.
Zobaczcie, my tu przyjechaliśmy dzisiaj w dziesięć osób i to jest tak, że my się bardzo kochamy, bardzo nam zależy na sobie, bardzo się troszczymy jeden o drugiego. To jest dla nas odkrycie Kościoła, wspólnoty. To nie znaczy, że my się nie denerwujemy na siebie, że się nie irytujemy jeden drugim, ale przez to, że się kochamy, ciągle przychodzi wybaczenie, odnowa naszego życia. Nawet jeśli jesteśmy już sobą zmęczeni i czasami mamy już dosyć, że ciągle to samo słyszymy i ciągle to samo robimy, odpoczniemy na przykład tydzień od siebie, a po tygodniu rzucamy się sobie w ramiona i mówimy "ale się stęskniliśmy za sobą, co tam u ciebie?".
(fot. archiwum prywatne)
Dlatego wyszedłem dzisiaj na początku tej Mszy świętej, żeby każdy z was zdał sobie sprawę, że odkrywamy tę miłość Pana Boga często przez miłość braci i sióstr. Nie mogę pozostać bierny, gdzieś z daleka. Zobaczcie dzisiejszą ewangelię. Pan Jezus mówi: "idźcie, oto was posyłam. Nie bierzcie ze sobą niczego, co by was ograniczało. Idźcie i głoście wszystkim Królestwo Boże. Uzdrawiajcie chorych". Słyszymy polecenie od Pana Jezusa, który mówi "nawet jeśli wejdziecie do jakiegoś miasta i was nie przyjmą, strząśnijcie proch z butów waszych i idźcie dalej".
Nie przejmujcie się tymi momentami, które wam nie wychodzą. Często rozpamiętujemy w naszym życiu porażki, tragedie, a Chrystus mówi tak: odrzuć wszystko to, co Ciebie ogranicza. Spróbuj nie myśleć o tym, co ci nie wyszło w życiu, ale spróbuj odkrywać moją miłość, wyjść w moim kierunku. Spróbuj cały czas wierzyć, że w moim słowie przychodzi do Ciebie uzdrowienie. Nieraz człowiek jest schowany gdzieś w kącie, za filarem, gdzie myśli cały czas, że nie jest godny, żeby patrzeć Jezusowi w oczy, żeby go ktoś pokochał, jest pełen kompleksów i zranień, dlatego nie zasługuje na miłość.
Jezus krzyczy: jesteś wyjątkowy w moich oczach, chciałem, żebyś się urodził; chciałem, żebyś odrzucił grzech swojego życia i żebyś uwierzył, że stworzyłem Cię dobrze.
Często patrzymy na siebie i mówimy: tyle razy już się spowiadałem z tych samych grzechów, tyle razy już upadałem, tyle razy obiecałem już Panu Bogu. Nie jestem już godzien, żeby spojrzeć Mu w oczy; żeby rozmawiać z Nim; żeby być w bliskości z Nim i żeby czuć Jego miłość. Jezus wychodzi ze swoim miłosierdziem i mówi: jesteś godzien, tęsknię za Tobą, właśnie Ciebie jako grzesznika szukam cały czas, żeby Cię odnaleźć, żeby uzdrowić Twoje serce, żebyś z tymi wszystkimi swoimi grzechami, które masz na co dzień poczuł, że ja jestem blisko.
Kiedy Ja jestem blisko, to stworzymy wspólnotę. Kiedy Ja wzmocnię Twoje serce, będziesz gotów do tego, żeby wyjść na zewnątrz, iść, uzdrawiać tych, którzy są chorzy, wspierać tych, którzy są potrzebujący, być blisko tego człowieka, który potrzebuje Twojej miłości. Nie wszyscy muszą mieć mężów i żony. Ja nie mam żony. Zobaczcie, jakbym przeżywał mój celibat w taki sposób, żebym miał Netflixa i wszystkie inne kanały i seriale, supersamochód, to mój celibat nie byłby dobrze przeżywany.
Specjalnie w moim mieszkaniu mam skręcone ogrzewanie, nie mam czajnika, w którym mógłbym zrobić herbatę, telewizora ani komputera. Przychodzę tam tylko spać, żebym za długo tam nie posiedział. Dlaczego? Bo jeśli chcę wypić herbatę, to muszę się zmobilizować i pójść do kogoś, żeby ją wypić. Jeśli chcę poczuć ciepło domowego ogniska, to muszę iść do kogoś się wprosić, żeby razem z nim posiedzieć, bo u mnie jest zimno.
Jeśli chcę żyć pełnią życia, to ciągle muszę szukać drugiego człowieka i te ascetyczne warunki ciągle mnie mobilizują i przypominają mi, że nie mam żyć dla siebie i nie mam tworzyć sobie jakiegoś wygodnego gniazdka, tylko ciągle mam szukać ludzi.
Ciągle mam wychodzić w ich kierunku. Zobaczcie, ile znajdujemy usprawiedliwień: pada deszcz, wiatr wieje, to może dzisiaj nie wyjdę. Serial jest taki wciągający, to sobie obejrzę kolejny odcinek albo wszystkie od razu obejrzę. Posiedzę sobie tak kilka wieczorów. Po co mam kogoś szukać do posiłku, jak sobie włączę znowu film. Spróbujcie uwierzyć Jezusowi z dzisiejszej ewangelii, który mówi "idźcie! oto was posyłam". Idźcie i uwierzcie, że znajdziecie ludzi, którzy was przyjmą, a jak was nie przyjmą, to się nie poddawajcie, ale idźcie do kolejnych, bo kolejni na pewno was przyjmą i bądźcie nadzieją dla tego świata. Idźcie i głoście, że Królestwo Boże jest bliskie, głoście nawrócenie.
Jesteśmy tu dzisiaj, żeby wzmocnić nasze serce, abyśmy wyszli poza mury tego kościoła i stali się światłem dla tego świata, żebyśmy byli poszukiwaczami drugiego człowieka, abyśmy nie uwili sobie wygodnego gniazdka, żebyśmy nie zamknęli się w murach tego kościoła, ale żebyśmy przez ascezę naszego życia ciągle szukali drugiego człowieka i chcieli żyć dla drugiego. Chrystus dziś wzmacnia moje serce, Chrystus dziś przychodzi, aby dodać nam odwagi. Rozejrzyjcie się dookoła, nie jesteśmy sami. Wszyscy nasi bracia i siostry, którzy tu są przyszli z tymi samymi intencjami. Apostołów było dwunastu, nas jest znacznie więcej, jesteśmy gotowi zmienić ten świat i pokochać ludzi, których spotykamy na naszej drodze.
Skomentuj artykuł