Ks. Robert Woźniak: Jest cała grupa problemów, które nas odpychają od modlitwy [WYWIAD]
![Ks. Robert Woźniak: Jest cała grupa problemów, które nas odpychają od modlitwy [WYWIAD] Ks. Robert Woźniak: Jest cała grupa problemów, które nas odpychają od modlitwy [WYWIAD]](https://static.deon.pl/storage/image/core_files/2025/2/7/4b75ae5851aaa906ab497c792d6912da/jpg/deon/articles-thumb-xlarge-breakpoint-default/ks-robert-wozniak-jest-cala-grupa-problemow-ktore-nas-odpychaja-od-modlitwy-wywiad.jpg)
- Ludzie się rozliczają bardzo często z tego, czy się modlą, czy nie modlą. Praktycznie nikt nie pyta, co się dzieje z jego modlitwą na przestrzeni jego historii. Jakby liczyło się tylko spełnienie obowiązku. Jakby modlitwa miała się nie zmieniać w naszym życiu, które ciągle się zmienia - mówi ks. Robert Woźniak w rozmowie z Martą Łysek.
Gdy relacja z Bogiem nie wychodzi
Marta Łysek: Wielu ludzi wierzących ma zafałszowany obraz Boga. Sporo z nich nawet o tym nie wie. Jak to u siebie zdiagnozować? Co robić, gdy czuję, że moja relacja z Bogiem jest inna niż u pozostałych wierzących, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego tak jest?
Ks. Robert Woźniak: - Ale to są już dwa różne problemy! To, że ludzie mają trochę inną relację – szlachetna duchowość każe nam nie tyle kopiować, co naśladować: przede wszystkim Jezusa, a potem innych. To, że pani duchowość jest inna od mojej, to jest okej. Natomiast czym innym jest to, że człowiek w pośrodku swojego życia zaczyna dostrzegać, że coś w tej relacji nie wychodzi. Kiedy zaczynam rozumieć, czuć i widzieć, że jednak coś w tej relacji nie funkcjonuje, że mój rozwój się nie dokonuje albo dokonuje się zbyt powoli, to zaczynam sobie zadawać pytanie, dlaczego tak jest. I fundamentalnym powodem jest przeważnie zafałszowanie obrazu Bożego.
A jakie są tego symptomy?
- Na przykład niemoc pójścia dalej w życiu modlitwy. Proszę popatrzeć: ludzie się rozliczają bardzo często z tego, czy się modlą, czy nie modlą. Praktycznie nikt nie pyta, co się dzieje z jego modlitwą na przestrzeni jego historii. Jakby liczyło się tylko spełnienie obowiązku. Jakby modlitwa miała się nie zmieniać w naszym życiu, które ciągle się zmienia. Zasadnicze pytanie o modlitwę i jej rozwój brzmi: czy i jak zmienia się moja modlitwa? Następnie: czy przekłada się ona na praktykę? Czy wiąże mnie ze Słowem Bożym? Czy otwiera na Pismo? We wspomnianej niemocy w postepowania w życiu modlitwy odsłania się często fundamentalny problem z zafałszowanym obrazem Boga.
Gdy modlitwa sprawia nam ogromne trudności
To może jakiś praktyczny przykład?
- Na przykład uważam, że muszę się przypodobać Panu Bogu na modlitwie, więc albo muszę mieć ładniejsze słowa, albo muszę przyjść zupełnie bez grzechu, żeby z Nim rozmawiać. Najczęściej jest właśnie tak, bo Fałszerz najpierw kusi nas do fałszerstwa, a po fałszerstwie mówi: jesteś fałszerzem, nie zbliżaj się do Tego, który jest Oryginałem.
Jest cała grupa problemów, które nas odpychają od modlitwy. Ludzie się nie modlą nie dlatego, że nie chcą czy nie mają czasu, tylko dlatego, że modlitwa sprawia im ogromne trudności. A jest tak dlatego, że nie wiedzą, kim naprawdę jest Bóg i - nie mogą z tego powodu wiedzieć, czym naprawdę jest modlitwa. Nie wiedzą co robić przed Bogiem, bo Go nie znają. Często też nie chcą mu dać czasu, aby im siebie objawił, aby im o sobie opowiedział.
Czy coś jeszcze poza problemami z modlitwą powinno nas niepokoić?
- Inny taki symptom to jakiś krach moralny w naszym życiu: na przykład podwójne życie. To jest akurat dosyć trudny syndrom do identyfikacji, a to z tego powodu, że ktoś, kto żyje podwójnym życiem, najczęściej ma dorobioną do niego teorię, że tak powinno być.
O czym mówi podwójne życie?
Podwójnym życiem, ale w jakim sensie? Że mam żonę i kochankę, celibat i kochankę? Czy że mam różne standardy w różnych obszarach życia?
- To może być jedno i drugie. Wszyscy doświadczamy dramatyczności takiego podwójnego życia, słuchając chociażby o przypadkach różnorodnego wykorzystania. Za nimi musi stać jakiś fałszywy obraz Boga. One również pociągają za sobą często zdruzgotany obraz Boga w człowieku.
Podwójne życie oznacza również, że nie ma integracji, że nie ma spójności w moim życiu religijnym. Że jest na przykład msza niedzielna, a potem cały tydzień jest bez Pana Boga. I do tego może być teoria: ja tylko w niedzielę chodzę do kościoła, bo tylko księża chodzą codziennie, więc ja nie mogę, bo nie jestem księdzem. I to jest pewien syndrom podwójnego życia. Ja sam oczywiście bardzo bym chciał, żeby ludzie chodzili często na mszę świętą, ale to nie jest obowiązek. Natomiast jak ktoś zaczyna sobie tłumaczyć, z takim lękiem przed pójściem dalej, że to jest nie dla niego, to trzeba sobie zadać pytanie.
Dla mnie takim syndromem są także te całe kłótnie wokół liturgii. Wiem, że tutaj już się narażam, ale powiem to szczerze, dlatego, że to był dla mnie osobiście, jako dla księdza, i dla człowieka wierzącego jeden z najcięższych momentów w życiu Kościoła, jakiego doświadczyłem. Właśnie w perspektywie obrazu Boga. To rozbicie między neonami i tradsami i później spór o to, czy można przyjmować komunię na rękę…
No właśnie: a można przyjmować komunię na rękę?
- Ależ dlaczego by nie można było jej tak przyjmować? To nawet nie chodzi o to, który organ jest godniejszy w moim życiu. To jest jakiś podwójny sposób myślenia! I gdy widzę część argumentacji, która mówi, że większy szacunek jest, jak przyjmę na język - to jest dla mnie trochę niewyobrażalne. Mogę zrozumieć, że to jest symbol karmienia, że ktoś chce się czuć nakarmiony, czyli chce czuć, także poprzez taki znak, pewną łaskę bożą, która przychodzi poza nim. Ale z drugiej strony musimy też mieć inny świat w wyobraźni symbolicznej. Jeśli Chrystus do mnie przychodzi i daje się mnie, to ja biorę za Niego odpowiedzialność. I to jest gest wyciągniętej ręki! Łatwiej mi jest być nakarmionym niż wyciągnąć rękę i być odpowiedzialnym? Ja nie oceniam, tu jest cały kosmos różnych opcji! Ale w tym sporze widziałem takie właśnie podwójne życie, życie niescalone z Ewangelią i jej prawdą o bosko-ludzkiej bliskości.
Najwięcej o naszej wierze mówi praktyka życia
Wielkim problemem zafałszowania obrazu Boga jest religijność naturalistyczna. W niej odchodzi się od Ewangelii do Boga pierwotnych odczuć religijnych. To jest taka naturalistyczna religijność. Więc to zafałszowanie obrazu Boga może być widoczne w wielkich teoriach: jak rozumiem liturgię, co o niej mówię, czym w ogóle jest dla mnie pobożność (kupowanie, służalczość?), ale najczęściej wychodzi w praktyce życia. W tym, że moje życie się nie uspójnia, tylko tworzą się w nim warstwy, które się zupełnie nie łączą ze sobą.
Skąd wiadomo, że obraz Boga, który mamy, jest prawdziwy? Są czasy, w których coraz trudniej stwierdzić, co jest prawdą.
- Podobnie jest w filozofii: bo to, czy coś jest prawdą, czy nie, nie zawsze da się ocenić w dyskursie. Są tacy, którzy uważają, że prawdziwe są wszystkie zdania, które są gramatycznie spójne, ale wielkim kryterium prawdy jest nie tyle użyteczność, co praktyczny owoc zastosowania danego twierdzenia. A to znaczy, że prawda się potwierdza bardzo praktycznie. Jeśli to moje życie się uspójnia, jeśli ja dojrzewam, bardziej potrafię znaleźć miejsce dla drugiego, bardziej potrafię słuchać Boga i to wcale nie zabiera mojej kreatywności, tylko sprawia, że w słuchaniu Go i rozmowie z Nim podejmuję moje życie – to wszystko pokazuje, że ten obraz Boga jest dobry.
Jaki jest następny krok, gdy mamy zdiagnozowane symptomy?
- Doraźnych rad może być bardzo wiele, a ja chciałbym powiedzieć o jednej podstawowej. Chrześcijaństwo jest religią Logosu. Święty Jan, umiłowany uczeń, rozpoczyna swoją Ewangelię nie od tego, że na początku była emocja, ale że było Słowo. Chrystusa trzeba kochać, ale trzeba Go też studiować. Trzeba Go kochać studiując Go, i studiować Go przez miłość. To jest rola i miejsce teologii. Poszerzona, ale najbardziej prawdziwa definicja teologa brzmi: teologiem nie jest ten, który robi to, co robią teolodzy. Teologiem jest człowiek wierzący, który myśli i chce przekazać to, co zobaczył. Każdy człowiek, który się modli, innymi słowy: każdy, który rozmawia z Bogiem, drugim człowiekiem i sobą samym na najważniejsze tematy, jest teologiem. To jest horyzont, to jest grunt, żeby w ogóle nie upaść w taką podwójność, w taki zafałszowany obraz Boga. Właśnie dlatego w chrześcijaństwie myślenie i poszukiwanie wiedzy, zrozumienie tego, co Bóg dla nas zrobił tak, jak to zrobił, nie jest poboczną formą bycia religijnym, jest w samej istocie bycia religijnym. Chodzenie na msze świętą, codzienna modlitwa - kształtowanie umysłu. Także poprzez dobrą lekturę, poprzez rozmowy.
Jak odnaleźć się w relacji z Bogiem, gdy nie umiemy Go znaleźć w życiu?
O Bogu nie bardzo umiemy rozmawiać.
- A musimy zacząć umieć! Jeśli mamy najmniejszą wątpliwość, musimy umieć zapytać, skonfrontować się z innym, ale umieć także słuchać: czasami ten drugi mi powie, co widzi. Może się mylić, ale ja mam go wysłuchać i zadać sobie pytanie, czy ma rację, czy rzeczywiście coś w moim życiu nie pękło.
Wydaje mi się jednak, że Pani pytanie jest takie: mamy zawał serca, co się wtedy robi.
Jak ratować pacjenta, tak, to jest dokładnie to pytanie (śmiech).
- Jak już jest zawał serca, to pacjent najczęściej to czuje (śmiech). Trzeba wezwać karetkę, trzeba iść do spowiedzi, trzeba wymodlić sobie dobrego spowiednika, poukładać sobie to wszystko. Natomiast żeby do takich sytuacji nie dochodziło, jest potrzebna profilaktyka.
Ta profilaktyka to nie jest tylko pobożność w znaczeniu modlitewno-kultyczno-rytualnym, ale to jest także zadawanie sobie pytań. Czasami trzeba długo czekać na odpowiedź, gdy zadajemy pytania zasadnicze. Nie każdy na nie odpowie, więc trzeba szukać kogoś, kto nam pomoże w tej drodze. Ale też nie gorszyć się tym, że nie zyskujemy tych odpowiedzi przynajmniej szybko, natychmiastowo.
Heidegger mówił, że istnieje coś takiego jak pobożność myśli i redukował do tego całą pobożność, tak jakby najpobożniejszym człowiekiem był ten, kto czyta uczone książki. To jest fałszywe, tak samo jak fałszywy jest intelektualizm starożytny, który mówił, że wystarczy znać prawdę, żeby być dobrym. No nie, właśnie nie. I to jest paradoks, to jest pęknięcie w naszym życiu. Potrzebna jest nam chrześcijańska formacja intelektualna. Jestem teologiem nie dlatego, żeby zdobywać stopnie akademickie, jestem teologiem, bo jestem człowiekiem wierzącym, bo jestem kapłanem. Jestem teologiem dla modlitwy i misji, dla ewangelizacji. Jestem teologiem, bo jestem ochrzczony, bo spotykam Boga codziennie w moim życiu, najczęściej - Boga ukrytego. I wiem, jak wiele jest możliwości zakłamania Jego ukrycia. Pamiętajmy, że nie da się zrozumieć Słowa Boga – tu przypomina się św. Ignacy z Antiochii – jeśli nie rozumie się Jego milczenia, Jego skrytości.
Takie doświadczenie nie jest łatwe. Co wtedy robić?
Bacznie przyglądać się moim myślom, doświadczeniom i rozmawiać z tymi, którzy szli tą droga przede mną i mieli bardzo podobne problemy jak ja, chociażby ze wspomnianą ukrytością Boga, albo z uciekaniem w próby robienia sobie sztucznego makijażu, który ma mnie zaprezentować przed Bogiem jako kogoś lepszego i piękniejszego. To właśnie jest teologia: formacja intelektualna w chrześcijaństwie, rozmowa o Bogu, pozbywanie się sztucznego makijażu. I mnie na tej kwestii bardzo zależy. Bo taka teologia to bardzo istotny moment profilaktyki zdrowia duchowego. W podobnym duchu ks. Tischner, którego rok obecnie obchodzimy, przypominał, że my w Polsce, także w polskim Kościele wypracowaliśmy etos, moralność, odpowiedzialność, jednocześnie nie wypracowując logosu, zrozumienia, swoistej drogi do prawdy. To musi się zmienić jeśli mamy uniknąć zakłamania obrazu Bożego i sprostać wyzwaniom późnej nowożytności.
Posłuchaj konferencji ks. Roberta Woźniaka:
Skomentuj artykuł