Ks. Sowa do końca czerwca ma wrócić do Krakowa
Ksiądz Kazimierz Sowa zgodnie z decyzją metropolity krakowskiego abp Marka Jędraszewskiego ma do końca czerwca wrócić do Archidiecezji Krakowskiej - poinformował w piątek rzecznik prasowy archidiecezji ks. Piotr Studnicki. Dodał, że nie ma jeszcze decyzji, jaką posługę podejmie ks. Sowa.
TVP Info opublikowała kolejne nagrania z podsłuchu w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Najprawdopodobniej dokonano ich 7 lutego 2014 r., podczas spotkania, w którym jak podała telewizja mieli uczestniczyć m.in. b. rzecznik rządu Paweł Graś, b. minister Skarbu Państwa Włodzimierz Karpiński, b. szef BOR gen. Marian Janicki i ks. Kazimierz Sowa.
Ks. Kazimierz Sowa mieszka w Warszawie, ale jest księdzem Archidiecezji Krakowskiej.
"Przed rokiem, 16 czerwca 2016 r., ksiądz Kazimierz Sowa został pisemnie upomniany przez ówczesnego metropolitę kard. Stanisława Dziwisza. W liście tym kardynał zastrzegł sobie możliwość upublicznienia jego treści. Zastrzeżenia dotyczyły aktywności medialnej księdza Sowy, która coraz rzadziej miała charakter duszpasterski, a coraz częściej ograniczała się do komentowania bieżących wydarzeń politycznych" - powiedział PAP ks. Studnicki.
"27 kwietnia tego roku ks. Sowa spotkał się z obecnym metropolitą abp. Markiem Jędraszewskim i zgodnie z decyzją arcybiskupa ma do końca czerwca wrócić do Archidiecezji Krakowskiej. On o tym wie, został o tym poinformowany. Nie ma jeszcze decyzji, co do charakteru i zakresu pracy, którą ma tutaj podjąć" - powiedział ks. Studnicki.
Zaznaczył, że decyzja o powrocie ks. Sowy nie jest związana z ujawnionymi taśmami, ale ta sprawa sprowokowała do upublicznienia tej informacji. Rzecznik zapewnia, że decyzja metropolity o powrocie ks. Sowy nie ma charakteru kary. "Ksiądz Kazimierz jest z Krakowa i powinien pracować na jej terenie, wcześniej był oddelegowany, to kwestia pewnego uporządkowania" - powiedział ks. Studnicki. Ocenia też, że "treść i forma rozmowy ujawniona na nagraniach, nie licuje z powołaniem kapłańskim".
Na opublikowanym przez TVP Info nagraniu słychać fragment dialogu dwóch osób - według TVP Info są to biznesmen Jerzy Mazgaj i ks. Kazimierz Sowa - którzy mówią o publikacji "Gazety Polskiej" dotyczącej biznesmena i jego wizyty w Baku. "Jurek nie polemizować... zniszczyć naprawdę, tu uważam, że nie ma się wiesz ... żadnych" - mówi m.in. ks. Sowa.
Komentując tę sprawę w "Gościu Niedzielnym" ks. Sowa powiedział, że "prywatne spotkanie znajomych ma inny charakter niż relacje polityczne". Pytany o wątek z "Gazetą Polską" "jak się niszczy gazetę zamiast z nią polemizować" zaprzeczył, by tak mówił. "Nie, nie. Ten fragment, który ja słyszałem, dotyczył tego, że opublikowano w «Gazecie Polskiej» jakąś nieprawdziwą informację i w tym przypadku chodziło nie o to, żeby kogoś zniszczyć w sensie fizycznym, tylko w sensie jakiejś obrony, kiedy ktoś pisze nieprawdę. I to jest ten kontekst" - powiedział ks. Sowa.
"To się odnosiło, z tego co pamiętam, do tego, co napisali chyba o Jerzym Mazgaju, dotyczące jego przeszłości" - dodał. Zaznaczył, że było to "spotkanie ludzi, którzy znają się prywatnie jeszcze od lat 90."
Ks. Kazimierz Sowa, odnosząc się na Facebooku do ujawnionych nagrań napisał, że nie zamierza tłumaczyć się z faktu, że czasem spotka się ze znajomymi przy okazji np. ich imienin. "Przepraszam natomiast za ubogą wersję kuchennej łaciny. Po prostu nie należy przeklinać i to nie tylko kiedy jest się księdzem. Nauczka jaką daje życie bywa bolesna ale być może potrzebna" - napisał ks. Sowa. Stwierdził też, że nie będzie komentował ani odnosił się do swoich relacji i zależności wobec przełożonych, gdyż byłoby to oznaką braku szacunku.
"Generalnie sytuacja, w której ktoś podsłuchany musi się tłumaczyć a podsłuchujący pewnie zacierają ręce nie jest normalna. I tego wg mnie nic nie usprawiedliwia ani nie zmieni. Podobnie jak robienia z tego medialnej hucpy i atakowania przy tym np. mojego brata" - napisał ks. Sowa.
Skomentuj artykuł