Matka skrzywdzonego: miałam już tylko siły by odizolować Hajdasza od dzieci
Bezradność matki zgwałconego dziecka w konfrontacji z Kościołem. Taki obraz przebija z rozmowy z Ewą Hurny, matką Andrzeja, bohatera "Zabawy w chowanego".
Ewa Hurna jest matką Andrzeja Hurnego, jednego z bohaterów „Zabawy w chowanego”. Jej syn był wykorzystywany seksualnie przez ks. Arkadiusza Hajdasza. W rozmowie z Ewą Wilczyńską, matka pokrzywdzonego opisuje w jaki sposób przez lata bezskutecznie próbowała uzyskać pomoc w Kościele.
Gdy tylko dowiedziała się o krzywdzie syna, próbowała skontaktować się z ks. Wawrą, proboszczem parafii pw. Św. Piotra i Pawła w Sycowie. Kobieta wspomina, że poczuła się zlekceważona i nie zaoferowano jej żadnej pomocy, dlatego ponawiała próby kontaktu.
„Zaraz po tym jak mnie ks. Wawro zlekceważył, pojechałam z córką do nowej parafii ks. Marka Otręby, który był u nas proboszczem za czasów Hajdasza. Przyjął nas elegancko, przy stole, wszystko mu opowiedziałam, popłakałam się, a on podał mi rękę i mówi, że to trudna sytuacja, bardzo trudna - i tyle” – wspomina kobieta i dodaje, że księża oferowali jedynie modlitwę.
Następnie próbowała skontaktować się z biskupem kaliskim, którym ówcześnie był bp Napierała. Ewa Hurna napisała do niego list, który udało jej się osobiście wręczyć biskupowi. Ten nie chciał z nią rozmawiać, a sprawa wyglądałaby na wyciszoną, gdyby matka pokrzywdzonego nie dowiedziała się od swojego proboszcza, że biskup zaczął pytać na parafii czy rodzina Hurnych nie jest patologiczną.
Zdesperowana matka przestrzegała przed ks. Hajdaszem kogo się dało, ale bała się doniesienia na policję ze względu na możliwe reperkusje w społeczności lokalnej. „Kiedy szłam na pielgrzymkę do Częstochowy, pół drogi wszystkim księżom opowiadałam. Szeptem, ale dla mnie to było jak krzyk. Byłam w kościołach dużych i małych, we Wrocławiu, Krakowie, Warszawie, Licheniu, Częstochowie...” – wspomina. Zostawiała swoje dane i numer telefonu, ale dalej nikt nie odpowiadał.
„Ja już na nic nie miałam siły, to był jeden wielki ból. Dzieci przy mnie dyżury miały, bo tylko płakałam i płakałam. Został mi wtedy tylko jeden cel, zanim ja też umrę: odizolować Hajdasza od dzieci. Na to siłę już tylko miałam” – dodaje matka pokrzywdzonego.
Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy skontaktowała się z nią prokuratura. Trwało już śledztwo w sprawie Hajdasza. Wezwanie zaskoczyło także jej syna, u którego traumatyczne doświadczenia zaskutkowały niemniej dramatycznym zamknięciem. „Kiedy dostałam wezwanie, zaraz zadzwoniłam do córek, a one do niego. Mówiły potem, że nie dało się z nim rozmawiać. Płakał i wymiotował, aż do jego przyjaciół dzwoniliśmy, żeby szybko do niego poszli. Kilka dni do pracy wtedy nie chodził” – wspomina Ewa Hurny.
Matka towarzyszyła synowi gdy składał zeznania. Podkreśla, że były to „najgorsze rzeczy, które mogła w życiu usłyszeć”. „W duchu zazdrościłam mężowi, że umarł i nie musi tego słuchać” – opisuje pani Ewa.
„To nie Kościół skrzywdził mojego syna i mnie, tylko księża. Hajdasz, ale też ci, którzy nic nie zrobili. To ukrywanie pedofila mi się w głowie nie mieści, jakby jakąś mafią byli, nie mam na to lepszego określenia” – mówi matka pokrzywdzonego. „Ja do Kościoła nie chodzę dla jednego księdza czy drugiego, tylko do Pana Boga. (…) Przez te wszystkie lata modliłam się jednak do Niego, żeby Hajdasz już nie skrzywdził więcej dzieci, żeby całe rodziny nie musiały cierpieć tak jak my. I myślę, że Bóg te moje modlitwy wysłuchał”.
Po premierze filmu Sekielskich bała się reakcji ludzi, ale „nikt złego słowa nie powiedział”, niektórzy okazali wyrazy wsparcia. W niedzielę udała się do kościoła. „Wystroiłam się w różowy żakiet i siadłam w swojej ławce z podniesioną głową, chociaż w środku cała się trzęsłam. Ksiądz pomodlił się za ofiary molestowania, a na koniec poprosił wszystkich, by zgłaszali takie przypadki. Po mszy podszedł do mnie, uścisnął, bardzo to było dla mnie ważne”.
***
Skomentuj artykuł