Na Festiwal Życia młodych przyciąga obietnica spotkania
Na Festiwal Życia do Kokotka przyjeżdżam, gdy hasłem dnia jest „Sprawdzam”. I właśnie to zamierzam zrobić: sprawdzić, co takiego dzieje się w Kokotku, że mimo deszczu i chłodu na tydzień pod namioty przyjechało tysiąc osób.
- Przyjechałem na Festiwal Życia po raz pierwszy. Zbierałem się do tego już od czterech lat i bardzo się cieszę, że w tym roku w końcu tu jestem. Atmosfera jest świetna, poznałem wiele wspaniałych osób i myślę, że będę to bardzo dobrze wspominał. Na razie najbardziej mi się podoba to, jak śpiewa zespół muzyczny - mówi mi entuzjastycznie Janek, który stoi obok mnie w kolejce po drożdżówki i zapiekanki.
Festiwalowy sklepik w budynku nad jeziorem prężnie działa, przy ladzie jakiś ksiądz kupuje całej swojej grupie lody, w drugim końcu pomieszczenia trwają jeszcze warsztaty prowadzone przez popularną katolicką influencerkę Anię Bonk. Przestaje właśnie padać, jezioro srebrzy się od podmuchów wiatru, na mokrej od deszczu trawie grupka młodych odbija w kółku piłkę, a w strefie chilloutu inni układają… czterdziestokilogramową jengę.
- Mój współbrat zrobił klocki, ma do tego talent – opowiada mi brat Kryspin, franciszkanin, który opiekuje się strefą. W przerwie zagląda do niej niewiele osób, ale wieczorem zrobi się tłoczno, bo na pogaduszki z młodymi przyjdzie abp Adrian Galbas. Gdy go pytam, co najważniejszego jako dorosły Kościół możemy dać młodym, arcybiskup odpowiada: doświadczenie spotkania.
- Dzisiaj jesteśmy wszyscy wysuszeni w takiej pojedynczości, oddzielności. Wszędzie tam, gdzie jest spotkanie, i to spotkanie nieudawane: że jestem gotów spotkać ciebie taką, jaka jesteś, a nie taką, jaką chciałbym, żebyś była - to zadziała. To jest zresztą chrześcijaństwo: Chrystus, który przyszedł tutaj, żeby się z nami spotkać – mówi abp Galbas.
Wygląda na to, że to jest właśnie clue festiwalu. To przyciąga i zaprasza: osobiste rozmowy i spotkania. Przy obiedzie i podczas spowiedzi, na warsztatach i w kaplicy adoracji, przy lodach i na mszy. Zupełnie nie tak kojarzy się zazwyczaj chrześcijańska, tygodniowa, masowa impreza. Coraz więcej jest głosów, że wielkie eventy już się przeżyły, że młodzi owszem: czasem przychodzą popatrzeć, ale po evencie nie zostają – i ten problem dotyczy wielu wydarzeń organizowanych dla młodych w Kościele. Jednak w Kokotku jest inaczej. Dlaczego? Bo pomysł jest trochę inny.
Jak wyjaśnia mi ks. Marcin Paś, diecezjalny duszpasterz młodych i współorganizator festiwalu, masowość jest potrzebna, ale akcent na Festiwalu Życia jest położony na duszpasterstwo indywidualne. Wśród tysiąca uczestników jest ponad sto trzydzieści osób duchownych, w każdym momencie dostępnych do rozmowy. Każdy uczestnik ma swoją małą grupkę, prowadzoną przez animatora i może uczestniczyć w wybranych wcześniej warsztatach. Prowadzących warsztaty jest osiemnastu, tematy bardzo zróżnicowane, a kontakt bezpośredni, bo warsztatowe grupy są małe – od dwunastu do trzydziestu osób. Dzięki temu młodzi nie giną w tłumie, są słuchani, ważni, czują się zaproszeni. I łatwiej im się odnaleźć, jeśli nie przyjechali z grupą znajomych. Dla tych, którzy chcą się rozwijać, warsztaty są świetną okazją do pracy nad talentem albo odkrywania nowych rzeczy.
- Jak tu jest? Jak na razie mokro – śmieje się Tereska – ale bardzo fajnie. Ogólnie bardzo się cieszę, że tutaj przyjechałam i mogę poznać wielu nowych ludzi. Jestem bardzo zbudowana po warsztatach i po dzisiejszej konferencji.
Na festiwalu Tereska jest pierwszy raz. To znaczy – na całym, zastrzega. Wcześniej przyjeżdżała na dzień, na koncert, dużo znajomych z jej miasta przyjeżdżało. Mieszka niedaleko, w Radzionkowie.
- W tym roku stwierdziłam, że muszę się odważyć, przełamać i jadę, będę spać pod namiotem, muszę skosztować tego festiwalowego życia, otworzyć się na nowe znajomości, na innych ludzi – na tym mi zależało – dodaje.
Niektórzy, jak Tereska czy Janek, przyjeżdżają na tydzień. Inni zaglądają tylko na kilka dni albo na chwilę. Większość ma podobne oczekiwania.
- Jesteśmy na rekolekcjach na górze św. Anny, z diecezji opolskiej. Przyjechaliśmy z ks. Łukaszem. Przyjechałam, żeby poznać ludzi, którzy mają te same poglądy co ja, żeby poczuć się zaakceptowana z tym, w co wierzę, co próbuję pokazać światu – opowiada mi Gosia.
Jak dbać o młodych w Kościele, w momencie kryzysu, masowego odchodzenia od wiary?
- Zamiast do nich nieustannie mówić, trzeba ich najpierw słuchać i z nimi być. Słuchać z ciekawością, kim są, z czym przyszli, bez założeń, bez oceniania – mówi mi Maria Druch, prowadząca na festiwalu warsztaty z empatii bezhabitowa Siostra od Aniołów. – Ciekawość jest dla mnie kluczem do młodych. Zainteresowanie tym, kim są, co przeżywają, co pięknego mają w swoim wnętrzu. I życzliwa obecność, na wzór aniołów, którzy bez względu na to, co dobrego lub złego robimy, stale i życzliwie nam towarzyszą i nigdy nas nie porzucają.
I właśnie ta pewność, że nie są oceniani, że są ważni, że jest dla nich miejsce, sprawia, że młodzi chcą przyjeżdżać do Kokotka.
Najlepsza rzecz, która się tu może wydarzyć? – pytam brata Kryspina.
- Można odkryć, że Pan Jezus jest żywy i złapać z Nim relację. To może być naprawdę pierwszy moment spotkania żywego Boga. To się może wydarzyć – uśmiecha się.
- To nie jest tylko takie gadanie? – zaczepiam.
- Dla mnie nie, bo z zeszłego roku mam doświadczenie pięknych spowiedzi. Ludzie spotkali Jezusa miłosiernego, który przebacza – odpowiada.
Nie wszyscy są na festiwalu dlatego, że szukają czegoś więcej. Część ludzi jest po prostu na służbie, jak Michał i Ola, którzy są dwa tygodnie po ślubie i właśnie na festiwalu spędzają swój… urlop.
- Jesteśmy wolontariuszami z Harcerskiego Klubu Ratowniczego w Tarnowskich Górach i jakoś tak przez kontakty z organizatorami jesteśmy proszeni o zabezpieczenie medyczne, bo festiwal jest imprezą masową. Działamy, żeby było bezpiecznie - tłumaczą.
- Jesteście wierzący i czerpiecie coś z festiwalu, czy po prostu jesteście na służbie i nie robi wam to różnicy? – dopytuję.
- To jest trudne pytanie – mówi Michał – ale myślę, że gdybyśmy nie byli wierzący, spędzalibyśmy raczej urlop w domu. Pracujemy w formie zmianowej, więc bierzemy aktywny udział. Jesteśmy na przykład na mszy, chociaż w ambulansie, to jednak aktywnie uczestniczymy i trafia do nas to, co jest mówione ze sceny.
Słońce wychodzi, teren festiwalu ożywa: młodzi spacerują nad jeziorem, w lesie, ktoś gra na gitarze, piłka wpada dzieciakom do wody i wyjmują ją wśród pisków i śmiechów. Za chwilę zacznie się nabożeństwo: różaniec, ale inny, plenerowy, a każdą tajemnicę zilustruje pantomima lub wizualizacja. Ma być prosto, trafić do młodych, przybliżyć im Maryję. To właśnie jej pytanie jest tegorocznym hasłem Festiwalu: „Ja?”
- Pobożność maryjna jest dla młodych trudna. Często zniechęca już na samym początku. Dlatego mocno się wahaliśmy, czy wchodzić w ten temat - mówi mi ks. Marcin Paś. – Na festiwalu pokazujemy, że to była normalna dziewczyna, która mogła zadawać takie pytania, jakie mamy wszyscy: czy naprawdę ja mogę odpowiedzieć na Boże wezwanie? Czy od mojej odpowiedzi naprawdę zależy to, co się będzie działo w moim życiu?
Czy młodzi znajdą odpowiedzi? Mogą. Ale nikt ich do tego nie zmusi, tak samo, jak nikt nie będzie pilnował, czy poszli na konferencje, czy śpią, ani zapędzał na nabożeństwo, mszę czy koncert Roksany Węgiel. Chociaż na ten ostatni dzisiaj czekają chyba wszyscy, przechodzące dziewczyny emocjonują się: już przyjechała, widziały jej samochód. Już widać, że będzie się działo, a przecież to dopiero drugi dzień.
"Sprawdzam" - to hasło mówi o Maryi, która biegnie do Elżbiety upewnić się, że Gabriel powiedział jej prawdę. Ja też sprawdziłam: w Kokotku warto pobyć chociaż jeden dzień.
Skomentuj artykuł