Nie każdy wolontariat jest dobry. Jak pomagać mądrze?
Nie każdy wolontariat jest dobry. Nie każda pomoc jest potrzebna i rozwiązuje realnie problemy. Nie wolno mylić wolontariatu z wolonturystyką, bo pomagać trzeba mądrze.
Chcesz wyjechać do boliwijskiej wioski, zambijskich slumsów czy kongijskich miast. Pomóc dzieciom w edukacji, opatrywać rany i dawać zastrzyki, opiekować się sierotami i nie wiesz jak. Szukasz fundacji czy stowarzyszenia, które organizuje tego typu wyjazdy i znajdujesz wiele możliwości. Uważaj, nie każda forma wyjazdy pomocowego jest dobra dla Ciebie i ludzi, którzy według założeń mają otrzymywać wsparcie. Gdy zasady są proste – wybierasz miejsce, załatwiasz formalności i lecisz – prawdopodobnie masz do czynienia z wolonturystyką.
Kiedy pomoc szkodzi
Można powiedzieć, że wolonturystyka to połączenie podróżowania, poznawania świata i kultur z pomaganiem lokalnym społecznościom. Idea wydaje się dobra. Można wyjechać na kilka tygodni, uczyć angielskiego, pomalować klasę w szkole, opiekować się dziećmi w sierocińcach. Zwiedzić kraj, próbować lokalnego jedzenia, nocować w wygodnych miejscach i wrócić z plecakiem wypełnionym pamiątkami oraz setkami zdjęć. Największe firmy, które oferują tego typu wyjazdy, są komercyjne.
Ich oferta może przypominać wczasy, nawet w formie wyjazdu all inclusive, właśnie z elementami pomocowymi. Niestety przynosi to wiele szkód. Pierwszym problemem jest pogorszenie zastałej sytuacji. Jeden z najgłośniejszych złych przypadków dotyczył Kambodży, gdzie według raportów UNICEF w ciągu pięciu lat aż o 75% wzrosła liczba dzieci oddawanych do sierocińców. Rodzice, choć nie musieli, oddawali swoje dzieci, bo w domach dziecka były uczone języka angielskiego. Pomoc mogła zostać zorganizowana mądrze, bez potrzeby oddzielania dzieci od rodzin. Ale zwyciężył biznes.
Kolejnym problemem jest zabieranie pracy miejscowym i brak pomocy długofalowej, która realnie zmieniłaby sytuację mieszkańców, np. wykształcenie nauczycieli czy młodych ludzi, żeby to oni uczyli angielskiego. Są też problemy, które dotykają samych wolontariuszy – stres i napięcia, niezrozumienie kultury, w której znaleźli się, brak wsparcia ze strony firmy. Niektórzy, widząc skrajną biedę, choroby, niepotrzebne śmierci mogą wrócić z syndromami stresu pourazowego. Co wtedy? Muszą radzić sobie sami, bo przecież umowa obejmowała wyjazd, a nie przygotowania i wsparcie po powrocie.
Podstawa to formacja
Do wyjazdu na wolontariat misyjny trzeba przygotować się dobrze. Nie szybko, wtedy gdy doszliśmy do wniosku, że mamy wolne wakacje i chcemy spędzić je, łącząc odpoczynek z czymś pożytecznym. Lepiej omijać komercyjne organizacje bez doświadczenia i firmy proponujące szybkie wyjazdy. Warto poszukać fundacji i stowarzyszeń, które mają doświadczenie w pomocy rozwojowej oraz organizacji wolontariatu. Poczytać o ich działaniach, doświadczeniu i wartościach, jakimi się kierują. W Polsce dobrych miejsc do przygotowania się do wolontariatu misyjnego jest kilka.
- Rozpoczynając formację misyjną, nie miałam oczekiwań, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Wiedziałam jedno, chcę jechać na misję i chcę się do tego, jak najlepiej przygotować – podkreśla Marta Hnat. – Dziś wiem, że jadąc do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, jadę do domu, do miejsca, które jest dla mnie ważne i w którym czuję się bezpiecznie. Każdy zjazd przynosi coś nowego, uczy nas i otwiera oczy na to, z czym możemy się spotkać i zmierzyć, gdy będziemy na misji. Dla mnie ogromną i w sumie bezcenną wartością jest również to, że mogę lepiej poznać siebie i dowiedzieć się, jaką drogą chcę iść dalej.
W Salezjańskim Ośrodku Misyjnym organizowane są comiesięczne zjazdy dla kandydatów, którzy chcą wyjechać do krajów Południa. Podczas spotkań misjonarze i wolontariusze misyjni opowiadają o swojej pracy, przeżyciach, emocjach, pięknych i trudnych chwilach. Podstawą jest modlitwa, relacja i poznanie siebie. W ramach formacji odbywają się warsztaty i badania psychologiczne.
Ewa Dardzińska wróciła z Wybrzeża Kości Słoniowej na początku września. O formacji napisała, że „zrozumiała, że sama świata nie zbawi i nikt też od niej tego nie wymaga, ale może być jednym z małych elementów większego Bożego dzieła. Zrozumiała, że to nie wyjazd jest najważniejszy, tylko czas formacji; że właściwie to wcale nie wie, czy pojedzie, ale mimo to będzie szczęśliwa, jeśli tylko zaufa Bogu i odda mu całą kontrolę. Wszystko zależy od tego, czy rzeczywiście takie jest jej powołanie.”
Jadę na wolontariat misyjny!
„Przygotowanie do wyjazdu to jest bardzo ważny i wartościowy czas, który daje możliwość poznania wielu dobrych i wspaniałych osób, więc polecam każdemu.” Agata Januszewska pod koniec września rozpocznie pracę w Zambii w domu dziecka Ciloto. Zastąpi Małgorzatę Kuchtę, która po prawie rocznym pobycie wróciła do Polski w połowie lipca. Obie z wykształcenia są pielęgniarkami, więc oprócz codziennych obowiązków i opiekowaniem się chłopcami ulicy, udzielają podstawowej pomocy medycznej. Małgosia wspomina, że przede wszystkim ważne jest bycie z podopiecznymi.
- Chłopcy czasem bardziej niż lekarstw potrzebują chwili uwagi, rozmowy czy pożartowania. Zwłaszcza wieczorami, kiedy przed biurem, czyli mojej małej ‘Ciloto Clinic’ zbiera się liczna gromadka chłopców, którzy w ciągu dnia nie mieli czasu przyjść. Słyszę przepychania i przekrzykiwania: ‘Ba Gosia, umuti!’ (Gosia, lekarstwo), ‘me number one!’ (ja pierwszy!), ‘me umuti ichifuba’ (ja lekarstwo na kaszel), ‘give me a plaster!’ (daj mi plaster!).
Kamil Zdanowicz przez dwa miesiące pracował w Ghanie jako ratownik medyczny. Jego miejscem pracy była m.in. karetka. - Miałem raz pacjenta z wielkomiejscowym złamaniem kończyny górnej, który był w miarę stabilny. Poza mierzeniem ciśnienia i saturacji moim najważniejszym zadaniem było upominanie kierowcy, żeby nie jechał tak szybko. Szybkość na dziurawych i wyboistych afrykańskich drogach, często dla pacjenta urazowego może skończyć się śmiercią. Odwiedzał też osoby chore psychicznie, podobnie jak w tym roku Eliza Malinowska.
W wielu krajach afrykańskich ludzie postrzegają choroby psychiczne jako skutek klątw i grzechów. To powoli się zmienienia i choć „świadomość tego typu chorób nie osiąga szczytów górskich, ale dzięki projektom organizowanym w szkołach, parafiach i klinikach ma tendencję wzrostową”, opisuje Eliza. Wolontariusze towarzyszyli zatrudnionym tam lekarzom, felczerom i pielęgniarzom, przełamując ten temat tabu.
Pomoc z sercem i głową
Witold Garbacki opiekował się w Zambii dziećmi z różnymi niepełnosprawnościami – autyzmem, zespołem Downa, niepełnosprawnościami intelektualnymi w stopniu lekkim i umiarkowanym, a w trzech przypadkach sprzężonymi z niepełnosprawnością ruchową. „Moja praca polega na prowadzeniu typowych zajęć świetlicowych, czyli gry, zabawy i wspólne spędzanie wolnego czasu. Dzieciaki mimo swych trudności i ograniczeń są bardzo wesołe i chętne do wykonywania różnych aktywności.” W Polsce również ma kontakt z dziećmi z niepełnosprawnościami.
Podczas formacji koordynatorzy wolontariatu misyjnego rozmawiają z kandydatami, pytają o ich pasje, wykształcenie, doświadczenie czy umiejętności, żeby wybrać miejsce, w którym będą mogli je najlepiej wykorzystać. Wolontariusze, oprócz tych bardziej widocznych prac, zajmują się cerowaniem, sprzątaniem, malowaniem, uzupełnianiem dokumentacji, rozliczeniami projektów. Czasami niespodziewanie na miejscu odkrywają, co jest najbardziej przydatne i jak mogą spędzić dobrze czas z podopiecznymi. Hanna Wojciechowska przez rok pracowała w domu dla chłopców ulicy w Peru. Dla niej szczególnym miejscem okazała się pracownia krawiecka. - Chłopaki wiedzą, że tam mogą mnie szukać i często przychodzą, opowiedzieć o swoim dniu, czy przywitać się i chwilę pogadać.
Paradoksalnie to tam mogła dobrze poznać podopiecznych. - Gdy szyją i idzie im dobrze, już planują, jak będzie wyglądać kolejna bluza czy spodnie. Prawie każdy ścieg chcą skonsultować ze mną i drżą, żebym nie powiedziała „descosemos”, co oznacza – prujemy. W pracowni mogę łatwo i szybko zauważyć, który chłopak jest cierpliwy, dokładny, a który najchętniej rzuciłby materiałem przy pierwszej porażce - mówi Hanna.
Rozpoczyna się nowy rok szkolny i akademicki. To dobry czas, żeby zadać sobie pytanie o to, czy w moim sercu i głowie kiełkuje myśl o wyjeździe na wolontariat misyjny. Jeśli tak, to czas rozpocząć formację.
Wszelkie informacje o wolontariacie misyjnym dostępne są pod tym linkiem.
Źródło: Magdalena Torbiczuk / Salezjański Ośrodek Misyjny
Skomentuj artykuł