"Muzułmanie też czekają na Franciszka". Polski misjonarz o pracy w Kazachstanie
- W Kazachstanie, pierwszym miejscem ewangelizacji jest codzienne życie. Mam wrażenie, że ludzie potrzebują obecności księdza, siostry zakonnej czy wiary nie tylko w kościele ale i na co dzień. Żeby ktoś im pokazał, że tym się żyje - mówi ks. Łukasz Chłopek, który od roku jest misjonarzem w Kazachstanie.
Piotr Kosiarski: Muzułmanie i chrześcijanie – prawosławni, katolicy i protestanci. Wszyscy zanurzeni w postsowieckiej rzeczywistości.
Ks. Łukasz Chłopek: Religijna i narodowa różnorodność jest w Kazachstanie zauważalna. W kraju tym wylicza się 127 narodowości, włączając w to również przesiedleńców z 1936 roku. Podejrzewam, że jest w nim również oficjalnie zarejestrowanych około 30 religii. To, że Kazachstan nie jest jednobarwnym narodem jest więc faktem. Ale mimo to nigdy nie widziałem, żeby ludzie byli do siebie wrogo nastawieni. Mieszkańcy Kazachstanu darzą się szacunkiem i myślę, że jest to sukces tego kraju.
Fot. Archiwum ks. Łukasza Chłopka
Wszedł Ksiądz do meczetu w koloratce i z krzyżem na piersi. Jaka była reakcja muzułmanów?
- Zacznę od tego, że nie miałem intencji, żeby kogokolwiek w tym meczecie nawracać. Zawsze tak chodziłem ubrany. Była wtedy zima, więc pod kurtką nie było widać koszuli z koloratką. Dopiero jak wszedłem do meczetu i zrobiło mi się cieplej, rozpiąłem kurtkę. To wzbudziło zainteresowanie. Podszedł do mnie mężczyzna i zaczął pytać, kim jestem. Najpierw patrzył na moją twarz, później na krzyż. W końcu powiedział: "Poczekaj, za chwilę wrócę". I rzeczywiście, wrócił z przełożonym. Zaczął się wywiad, otoczyli mnie. Trochę się przestraszyłem, ale myślę, że problem był tylko w mojej mentalności. Ci ludzie byli po prostu ciekawi - tego, kim jestem, ile mam żon, ile mam dzieci. To były podstawowe pytania. Pytali również o Polskę, o Jana Pawła II.
Bardzo miło wspominam to spotkanie i wciąż mam kontakt z tymi ludźmi.
Jacy są muzułmanie, których spotyka Ksiądz w Kazachstanie?
- Można ich podzielić na dwie grupy. Pierwsza to "moi" muzułmanie, ze wsi, w której mieszkam. Są jak zwykli sąsiedzi, przyjaciele, którzy żyją obok. My przychodzimy na ich pogrzeby, oni na nasze. Słuchają wtedy Słowa Bożego i nikt nie ma żadnych obiekcji. Często myślą, że liturgia to nasza polska tradycja. Zawsze odnoszą się do mnie z szacunkiem. Interesuje ich to, jak żyje się w Polsce i tak dalej.
Drugą grupę stanowią muzułmanie spotykani przypadkowo – na bazarze albo w sklepie. Oni interesują się głównie strojami duchownych. Często mówią: "Podziwiamy was, że jesteście tak schludnie ubrani, że się poświęcacie, że nie pełnicie służby tylko w określonych godzinach". Jeszcze bardziej fascynują ich siostry zakonne – kobiety, które poświęcają się Bogu.
Fot. Archiwum ks. Łukasza Chłopka
Katolicy w Kazachstanie czekają na papieża Franciszka?
- Czeka na niego cały Kazachstan, nie tylko katolicy. Muzułmanie cały czas mają w pamięci pielgrzymkę Jana Pawła II z 2001 roku. To dla nich zaszczyt.
Myślę jednak, że świat zmienia się dzisiaj bardzo szybko. Od pielgrzymki Jana Pawła II minęło całe pokolenie i to już nie jest to samo oczekiwanie, co dwadzieścia jeden lat temu. Szacuje się, że na mszę świętą z papieżem przyjedzie około sześciu tysięcy katolików. Na spotkanie z Janem Pawłem II przybyło znacznie więcej osób.
Dlaczego?
- Wydaje mi się, że kluczowy może być termin. Wrzesień jest czasem zbiorów, to okres trudny i wymagający. Wieś, w której mieszkam, żyje rytmem kołchozu. Prowadzi go firma, która ma kilkaset hektarów pszenicy, słonecznika i lnu. Wszystko trzeba zebrać. Robotnicy pracują w czterech brygadach, dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Mężczyźni wyjeżdżają do pracy daleko od wsi i tam mieszkają, by nie tracić czasu na dojazd. Ludzie nie mogą więc sobie pozwolić na to, by na trzy dni wyjechać do stolicy na spotkanie z papieżem. Z naszej wsi jadą tylko dwie osoby.
Jak wygląda codzienność Kazachstanu?
- Często żartuję, że naszą wsią i parafią "rządzą" krowy. Wszystkie nabożeństwa muszą być ułożone "pod krowy" i czynności, które się z nimi wiążą – wyganianie, przyganianie i dojenie. Ludzie na wsi żyją w zgodzie z naturalnym rytmem przyrody i jako parafia musimy się do tego dostosować. Rolnictwo i kołchoz to jedyne sposoby utrzymania w okolicy.
Fot. Archiwum ks. Łukasza Chłopka
W mentalności ludzi zakorzenione są również zabobony.
- Gdy w 1936 roku nasi rodacy przybyli do Kazachstanu, przez dwadzieścia lat nie mieli dostępu do żadnego kapłana. Pierwszy ksiądz do Zielonego Gaju przybył dopiero w 1956 roku, ale pojawiał się tam jedynie dwa, trzy razy w roku. Tak było przez kolejne trzydzieści pięć lat. Oznacza to, że przez ponad pół wieku ludzie byli pozbawiani życia religijnego. Mieszkańcy oczywiście spotykali się w każdą niedzielę, czytali Słowo Boże, odmawiali różaniec… Ale jednak czegoś im brakowało, potrzebowali rzeczywistości duchowej, a ponieważ jej nie mieli, w ich mentalność wkradły się magia i zabobony.
W Kazachstanie nigdy nie spotkałem szamanów. Owszem, zdarzają się wróżbiarze, którzy próbują wróżyć z kart czy uzdrawiać za pomocą dotyku. Ale nie działają już na taką skalę jak dawniej. Kiedyś w każdej wiosce był szaman, który był bardzo szanowany, uzdrawiał… Jednak czasy się zmieniły.
W Kazachstanie jest wiele okazji do ewangelizowania. Jedną z nich jest… wiejska bania.
- Wydaje mi się, że wszędzie, nie tylko w Kazachstanie, pierwszym miejscem ewangelizacji jest codzienne życie. Mam wrażenie, że ludzie potrzebują obecności księdza, siostry zakonnej czy wiary nie tylko w kościele ale i na co dzień. Żeby ktoś im pokazał, że tym się żyje. Tego się trzymam, walczę ze sobą, by chodzić w sutannie na zakupy czy jeździć w niej do miasta. No i wśród tego wszystkiego jest bania. Wiadomo, do bani nie chodzę w sutannie, bo ona nie jest tam potrzebna (śmiech).
Bania to instytucja, która była w każdej wsi. Kiedyś banie należały do kołchozu, bo ludzie nie mieli dostępu do bieżącej wody. Myli się wyłącznie pod letnimi prysznicami, a zimą – korzystali z wody w miskach. Bania pozwała natomiast umyć się w bardziej komfortowych warunkach – pod bieżącą wodą i w cieple. Dzięki niej można było wypocząć po całym tygodniu pracy.
Bania to trzy pomieszczenia. Pierwsze z nich pełni funkcję szatni, w której są ławki i miejsca do przebrania. W szatni toczą się dyskusje – który kombajn się zepsuł, czy konie i krowy chorują i tak dalej. Tego wszystkiego można się w bani dowiedzieć. Drugie pomieszczenie służy do mycia, można się tam również ogolić. W trzecim pomieszczeniu można się ogrzać.
Do bani chodzą wszyscy – chrześcijanie i muzułmanie.
- Tak, w bani nie ma podziału na wyznanie. Jest tylko podział na płeć. W piątki z bani korzystają kobiety, w soboty – mężczyźni. W bani widać, jak wielkim szacunkiem darzy się starszych – ustępuje się im miejsca i tak dalej. To taka kazachstańska tradycja. Szacunkiem darzy się również mułłę i księdza. "Wy jesteście od Boga. Jesteście świętymi ludźmi". Ludzie w naszym towarzystwie starają się nie przeklinać, nie obrażać… Ale nasza obecność nie jest przeszkodą, by zadawać trudne pytania.
Czego najbardziej potrzebuje Kościół w Kazachstanie?
Tego, co wszyscy – świętości. A ona rodzi się w cierpliwości. Potrzeba również czasu, otwarcia się na Boga i nie stawiania przeszkód przez nas – ludzi. Ważni są też kapłani i siostry zakonne, którzy decydują się pracować w Kazachstanie. Nie może też zabraknąć wolontariuszy, którzy chcieliby ofiarować swój czas i umiejętności dla parafii na misjach.
Zachęcam do odwiedzania strony internetowej stepmisja.pl lub konta na FB i Instagramie - @stepmisja. Można tam znaleźć kontakt oraz więcej informacji o naszym codziennym życiu.
Ks. Łukasz Chłopek - od pięciu lat ksiądz diecezji rzeszowskiej, trzy lata pracował w parafii św. Mikołaja w Brzezinach, rok studiował w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Od roku pracuje jako misjonarz w Kazachstanie.
Fot. Archiwum ks. Łukasza Chłopka
Skomentuj artykuł