Nuncjusz na Ukrainie ma nadzieję na mediację ze strony papieża. "Głos papieża Franciszka jest uważany za wyjątkowy"
- Gotowość Ojca Świętego jest bardzo ważna. Potrzebny jest autorytet moralny - powiedział nuncjusz apostolski na Ukrainie arcybiskup Visvaldas Kulbokas. W wywiadzie dla dziennika "La Stampa" w środę powiedział, że nie widzi dotąd skutecznych mediacji politycznych.
Arcybiskup Kulbokas wyraził opinię, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby mediacji podjęli się razem reprezentanci wszystkich światowych wyznań. - Ale to oczywiste, że głos papieża Franciszka jest uważany za wyjątkowy. Takie jest moje pragnienie, ale nie widzę sygnałów, by mogło się spełnić - dodał. Przyznał także, że nie widzi rozwiązań dyplomatycznych ani politycznych, by zakończyć tę wojnę.
- Trwa okrutna wojna. Odpowiedzialność ponosi ten, kto ją rozpętał. Mogą być też przyczyny dodatkowe, ale to nie czas, by się nad tym zastanawiać. W obliczu okrucieństwa, wszystkiego nieludzkiego, co widzimy, te pytania tracą sens, bo nie ma innego wyboru, który można uzasadnić, niż zawieszenie broni. Nie widzę skutecznych mediacji politycznych - zaznaczył.
Zapytany, czy słuszne jest wysyłanie broni na Ukrainę, odparł:
- Nie do mnie należy wdawanie się w dyskusję, ile broni i kto powinien ją posiadać. Lecz jasne jest to, że pytanie nie może dotyczyć tylko Ukrainy, ale przede wszystkim Rosji.
Za "nieludzką" arcybiskup uznał postawę dalekich krajów, które mówią, że ta wojna ich nie dotyczy. - Nie widzę innego wyjścia niż przywoływanie Boga. Polityka zawsze przedkłada własny interes ekonomiczny nad interes humanitarny. Kiedy mówi się o pomocy gospodarczej, widzimy, że na Ukrainę płyną wielkie sumy. Ale w porównaniu z budżetami handlowymi czy wydatkami wojskowymi państw, te liczby są śmieszne. Interesy ekonomiczne zawsze wygrywają - oświadczył abp Kulbokas.
Na pytanie, czy Ukraina powinna ustąpić w jakiejś kwestii, by doprowadzić do rozejmu, odparł:
- Kiedy mówimy o rozbrojeniu, powinno ono dotyczyć wszystkich. Jak mówi papież Franciszek, dopóki są zbrojenia, rozmawia się, siedząc w ogniu, który może eksplodować. Lecz to nie Ukraina rozpoczęła wojnę. To Rosja od lat prowadzi wyścig zbrojeń. Ale jeśli chce się coś osiągnąć, wyrzeczenia są potrzebne ze strony wszystkich. Nie można wskazywać palcem tylko jednego - podkreślił.
PAP / mł
Skomentuj artykuł