Odwaga, zaufanie do Boga i wolność ducha
Wczoraj zmarł papież senior, Benedykt XVI. Trudno zatem, żebym w dzisiejszym felietonie pisał o jakiejkolwiek innej sprawie. Wiedzieliśmy od dawna, że ten moment przyjdzie, że już można się spodziewać tej wieści w każdej chwili, ale jak to zwykle bywa, takie informacje zaskakują. To, co warte podkreślenia to odważne i pełne zaufanie Bogu i wolność ducha, jakich przykład dał nam papież senior.
Benedykt XVI był, jak do tej pory, najdłużej żyjącym papieżem w historii. Oczywiście, pod względem lat życia (95 lat i 259 dni), bo pontyfikat miał niespełna ośmioletni. Z sylwetką Josepha Ratzingera oswoiliśmy się, kiedy u boku św. Jana Pawła II przez bez mała 24 lata, był Prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Uczestniczył we wszystkich przedsięwzięciach papieża Polaka i współdziałał z nim, jak prawdziwy „przyjaciel w Panu”, jak to my jezuici zwykliśmy nazywać.
Joseph Ratzinger był krótko biskupem w Monachium, bo zaledwie 5 lat. Robił jednak wielkie wrażenie na wiernych, a do dzisiaj jest pamiętane, jak tłumy schodziły się z całego miasta, żeby posłuchać jego kazań. Był teologiem, uczonym, który o wielkich sprawach Bożych potrafił mówić prosto, trafiając do serc swoich słuchaczy.
Jego związki z Polską były znacznie większe niż tylko od rzymskiej współpracy z Janem Pawłem II. Przez lata przyjaźnił się z opolskim arcybiskupem Alfonsem Nossolem, odwiedzając wielokrotnie tamte tereny.
Modlitwa Jana Pawła II o dar pokoju
Joseph Ratzinger był człowiekiem skromnym i cichym. Miał wielką wrażliwość. Był erudytą, a zarazem i melomanem. Świadczy o tym jego znajomość muzyki i umiejętność gry na fortepianie. Z pewnością wyniósł to z domu rodzinnego, tak jak prostą pobożność i zwyczajną, niemiecką solidność w nauce i pracy.
To, co w nim jest fascynujące, to odwaga, z jaką podjął wyzwanie, które stanęło przed nim 19 kwietnia 2005 r. Miał już wtedy 78 lat i wydawałoby się, że po latach wiernej służby u boku Jana Pawła, odejdzie na cichą i spokojną emeryturę. A tymczasem plany Opatrzności były inne.
On sam wspominał ten moment w czasie ostatniej audiencji ogólnej w przeddzień jego abdykacji, kiedy mówił, że „kiedy 19 kwietnia prawie osiem lat temu zgodziłem się przyjąć urząd Piotrowy… w moim sercu zabrzmiały następujące słowa: Panie…, jeśli Ty mi to nakazujesz, na Twoje słowo zarzucę sieci, pewny, że mną pokierujesz, pomimo wszystkich moich słabości”. I dodawał, że „kochać Kościół znaczy też mieć odwagę dokonywać trudnych wyborów, mozolnych, mając zawsze przed oczami dobro Kościoła, a nie samych siebie”.
Trzeba mieć odwagę i pokładać zaufanie w Bogu. Patrzeć nie na przeszkody, ani nawet nie na własne ułomności i błędy. Trzeba mieć wzrok utkwiony w Bogu, w Jezusie, a wtedy żadne przeciwności nie będą w stanie zepchnąć nas na mielizny życia.
Modlitwa Jana Pawła II o nadzieję w trudnych czasach
Benedykt XVI pokazał też w stopniu heroicznym, co znaczy być wolnym w duchu. Już sam wybór imienia do posługi Piotrowej o tym świadczy. Ta wolność wewnętrzna ujawniła się w sposób szczególny w podjęciu epokowej decyzji o abdykacji. Nie była ona łatwa i nagła. Papież senior miał świadomość znaczenia takiego kroku i jego ‘nowości’ po siedmiu wiekach od ostatniej abdykacji papieża Celestyna V. Podjął ją, jednak z „wielką pogodą ducha”, bo kochał Kościół. A to daje odwagę do dokonania ‘trudnego wyboru’.
Ta ‘nowość’ decyzji papieskiej nie oznaczała niejako powrotu do ‘życia prywatnego’. Benedykt XVI wyraźnie dał do zrozumienia krytykom oskarżającym go o swego rodzaju ‘dezercję’: „nie porzucam krzyża, lecz w nowy sposób trwam przy ukrzyżowanym Panu”.
Wolność ducha posunięta do granic. Dzisiaj, po latach, widzimy, że był to gest proroczy. I rozumiemy lepiej, że abdykacja to znak wielkiej odwagi, całkowitego posłuszeństwa i zaufania Bogu oraz przejaw heroicznej wolności ducha. Spoczywaj w pokoju Ojcze Święty!
Skomentuj artykuł