On nie przejmował się konwensanami
Całkowicie oddany Panu Bogu, nikogo nie zostawiał w potrzebie, prostolinijny, pracowity i nawet na emeryturze interesujący się życiem Kościoła. Komuniści walczyli z nim, ale jednocześnie się go bali. Takim zapamiętali śp. abp. Ignacego Tokarczuka jego współpracownicy. Pierwszy metropolita przemyski zmarł 29 grudnia rano. 2 lutego skończyłby 95 lat.
Starsi kapłani pamiętają, że abp Tokarczuk bardzo mocno akcentował, aby "nie trzymać się pańskiej klamki". - Powtarzał, że błędem Kościoła przed wojną było trzymanie z dworem i ludźmi wpływowymi. On to odnosił do sytuacji powojennej, ale powtarzał do czasów najnowszych, że siłą Kościoła jest związek z ludem, ze społeczeństwem. To owocowało - wspomina ks. dr Henryk Borcz, dyrektor Archiwum Archidiecezjalnego w Przemyślu.
Ks. Borcz zaangażowany zaraz po święceniach w latach 70. w budowę kościoła niedaleko Stalowej Woli opowiada, że kapłanów spotykały za to szykany ze strony władz komunistycznych. Abp Tokarczuk nigdy jednak nie pozostawiał ich samych. - Zostałem skazany na siedem miesięcy więzienia. On mówi: "niech się ksiądz nie przejmuje, jeśli będzie trzeba, to pomożemy". I tak się stało - wspomina.
Abp Tokarczuk zasłynął z budowy ponad 400 nowych kościołów parafialnych i filialnych. Niemal wszystkie powstały bez zgody władz państwowych. - Była za to zgoda biskupa - mówi Tadeusz Błażko, kierowca abp. Tokarczuka przez cały okres jego biskupstwa w Przemyślu. - Przyjeżdżał i mówił: prawo jest po waszej stronie, macie pozwolenie. Ludzie wierzyli i działali, a komuniści bali się, nie chcieli wywołać zamieszek i musieli ustąpić. A pozwolenie on wydawał - opowiada. - Żeby ludzie mieli blisko do kościołów, to była jego domena. Powtarzał, że lepiej, żeby jeden ksiądz dojeżdżał do kościoła niż cała wioska, wtedy nie było samochodów tyle co dzisiaj - wyjaśnia motywy postępowania biskupa.
Silna i bezkompromisowa postawa ordynariusza przemyskiego wywoływała również represje wobec kleryków. Bardzo szybko władze zerwały porozumienie z Kościołem o nie wcielaniu alumnów do wojska, a do jednostek najwięcej ich trafiało właśnie z Przemyśla.
Kapłani wspominają go jako człowieka prostego, bezpośredniego, który nie przejmował się konwenansami. - Żył bardzo ubogo, co miał to oddawał. Za to sam był całkowicie oddany temu co głosił, autentycznie tym żył - mówi ks. Borcz.
Wspierał opozycję, zwłaszcza w okresie stanu wojennego. Za to spotykało go wiele ataków ze strony komunistów. Najbardziej znanym było oskarżenie w czasie procesu zabójców ks. Jerzego Popiełuszki o kolaborację z Niemcami i UPA. Ostro sprzeciwiło się temu duchowieństwo i społeczeństwo archidiecezji przemyskiej.
Tadeusz Błażko pamięta, że arcybiskup był zawsze bardzo punktualny, a w ciągu 28 lat tylko raz się spóźnił na wyjazd. - Wróciliśmy późno, a następnego dnia był bardzo wcześnie wyjazd i zaspał. Obudziłem go trzaśnięciem drzwi od samochodu. Ale poza tym zawsze był gotowy na czas, a często kilka minut wcześniej - opowiada.
Pamięta, że ich wyjazdom zawsze towarzyszyli agenci Służby Bezpieczeństwa. - Ciągle widziałem w lusterku albo wartburga albo fiata 125 p - wspomina.
Przykrym doświadczeniem było ujawnienie podsłuchów w budynkach kurii i domu biskupiego. - Zamontowane zostały m.in. za grzejnikami centralnego ogrzewania. Złapali człowieka, który kupił butlę tlenu w szpitalu, miał nieprzyjemności i podpisał układ - opowiada Błażko. Gdy abp Tokarczuk wykrył podsłuchy, czekał na przeprosiny, gdy nie nadeszły, nagłośnił sprawę. Zrobiono zdjęcia i wysłano do nuncjatury i Watykanu. Komuniści wmawiali, że są to pozostałości po Niemcach, ale nie dało się w to wierzyć, skoro mikrofony zostały zawinięte w gazety z lat 60. Sam sprzęt produkcji japońskiej, również pochodził z tego okresu.
Obecny kanclerz Kurii Metropolitalnej w Przemyśl ks. Bartosz Rajnowski zapamiętał, że abp. Tokarczuka nawet na emeryturze cechowała niesamowita ciekawość życia Kościoła zarówno lokalnego, jak i powszechnego.
- Dla niego był ważny Pan Bóg, Kościół, ojczyzna, ludzie. Jego poparcie dla różnych inicjatyw wynikało z troski o człowieka. Prostolinijny, takim go zapamiętałem. Tytuł biskupa niezłomnego nie jest przypadkowy - mówi ks. Borcz.
Przed kilkoma dniami, w Wigilię księża i świeccy spotkali się z abp. Tokarczukiem, składali mu życzenia. Bardzo się cieszył, kojarzył ludzi, pytał o nieobecnych.
Skomentuj artykuł