Ona była sanitariuszką, on oficerem AK. Jako pierwsi wzięli ślub podczas Powstania Warszawskiego
Jego ślub z sanitariuszką Alicją był pierwszym ślubem powstańczym, z liczby ok. 250 ślubów zawartych w czasie Powstania, i jedynym sfilmowanym. Wielokrotnie był potem pokazywany w Kronice Filmowej wyświetlanej podczas Powstania w kinie „Palladium”. Bolesław "Bill" Biega (zm. 2023 r.) miał w czasie Powstania 22 lata. Podczas swojego ostatniego pobytu w Polsce w 2014 r. wspominał tamto wydarzenie.
Bolesław Biega o ślubie podczas Powstania Warszawskiego
Wypowiedź Bolesłąwa Biegi: Nasz ślub odbył się 13 sierpnia, data była zupełnie przypadkowa. Byłem ranny, leżałem w szpitaliku w piwnicy, a Lili (Alicja Treutler – przyp. red.) prowadziła drużynę łączniczek i sanitariuszek. Jak tylko miała chwilę wolną, przybiegała do mnie, do szpitalika. Znaliśmy się z Lili od 1939 roku.
Obok mnie leżał ranny dowódca kompanii, który zapytał: – Dlaczego się nie pobierzecie? – To chyba teraz nie jest możliwe, jak to zrobić? – pytam. – Zaraz poślę gońca do dowódcy batalionu – powiedział. I natychmiast przyszło pozwolenie. Dowódca kompanii posłał znowu gońca na Pocztę do Lili: „Proszę się stawić jutro o 11. na swój ślub”.
Na szczęście Lili miała koleżankę, która mieszkała bardzo blisko Placu Napoleona i która jej wyszukała jakąś czystą bluzkę i czystą spódnicę.
Był to pierwszy ślub powstańczy i jedyny, który był filmowany. To też był przypadek. Po drugiej stronie ulicy w przedwojennym nocnym klubie „Adria” mieściło się Biuro Propagandy AK i tam siedziała ekipa filmowa. Jak usłyszeli, że będzie ślub, to od razu przybiegli. Kapelan o pseudonimie Corda (ks. Wiktor Potrzebski), który zginął parę dni później, oczywiście nie był zadowolony z hałasu, który robił sprzęt filmujący. Na ślub dotarł mój ojciec, którego biuro było na ul. Mazowieckiej, blisko Poczty. Natomiast matka Lili dowiedziała się o ślubie swojej córki dziesięć dni później przez pocztę harcerską.
Ślub sanitariuszki Alicji Treutler "Jarmuż" i podchorążego Bolesława Biegi "Pałąka", z batalionu "Kiliński", udzielony przez ks. Wiktora Potrzebskiego "Corda" dnia 13 sierpnia 1944 roku w kaplicy przy ulicy Moniuszki 11, fot. Eugeniusz Lokajski / domena publiczna
Żaden z moich kolegów, włącznie ze świadkiem Jankiem Nestrypke, byłym Rydzyniakiem (absolwentem Gimnazjum im. Sułkowskich w Rydzynie – przyp. red.), nie był na ślubie z powodu ataku niemieckiego. Dopiero wieczorem, jak atak został odparty, poszliśmy z żoną na „ucztę” na Pocztę Główną.
Żal tych wszystkich kolegów, którzy zginęli w Powstaniu; najbardziej żal tych, którzy zginęli jak Poczta została zbombardowana. Nie pamiętam, kto z nas miał przeczucie, ja czy moja żona, w każdym razie powiedzieliśmy kolegom: „nie idźcie do schronu”. Ja wraz ze Staszkiem Brzosko i kilku innych schowaliśmy się dosłownie pod stołami, jak nadleciały „sztukasy”, a ci, co poszli do schronu zginęli wszyscy – dwie bomby akurat trafiły w schron. Dzięki temu oboje z żoną żyjemy. Żal tych wszystkich kolegów, którzy zginęli, wielki żal i wielki smutek...
Dwa dni temu, 1 sierpnia (2014 r.), udzieliłem wywiadu podczas uroczystości w Muzeum Powstania Warszawskiego, później przy murze pamiątkowym inna reporterka mnie zapytała: „Czy mogłabym panu postawić tylko jedno pytanie: czy uważa pan, że Powstanie było słuszne?” Ja na to miałem bardzo prostą odpowiedź: Ci, którzy twierdzą teraz, że Powstanie nie miało sensu, nie żyli w tamtych czasach, nie wiedzą, jak to naprawdę było.
Przez cztery lata myśmy się do tego powstania szykowali. Wiedzieliśmy, oczywiście, że stosunek Sowietów do nas jest nieprzychylny, ale wierzyliśmy, jak się okazało niesłusznie, że Churchill i Roosevelt mają jakiś wpływ na Stalina, i że z punktu widzenia militarnego, jeśli stworzymy przyczółek, to jest sens militarny, żeby to wykorzystać. Oczywiście to wszystko okazało się mylne, i to było tragedią Powstania. Nie to, że myśmy zrobili Powstanie, ale że zostaliśmy zdradzeni – to była tragedia.
Przyjeżdżam do Warszawy co pięć lat na „okrągłe” rocznice Powstania. Za każdym razem widzę coraz więcej ludzi na uroczystościach. W tym roku, gdy chodziłem po Warszawie z odznaką powstańca zawieszoną na szyi, byłem trzy razy zaczepiony przez młodych ludzi w wieku osiemnastu, dwudziestu lat, którzy mi powiedzieli: „Chcieliśmy Panu podziękować”. To było naprawdę wzruszające...
(Wspomnienia wysłuchała 3 sierpnia 2014 r. Dorota Giebułtowicz. Pierwodruk: „Bunt Młodych Duchem”, nr 80, lipiec-sierpień 2014).
***
Bolesław Bill Biega, ur. w 1922 r. w Warszawie, zm. 18 maja 2023 r. w Stanach Zjednoczonych. Syn polskiego dyplomaty i Irlandki. Ukończył prestiżowe eksperymentalne męskie Gimnazjum i Liceum im. Sułkowskich w Rydzynie w Wielkopolsce. Świadectwo dojrzałości otrzymał w 1940 r., potem studiował na Wydziale Elektrycznym Szkoły im. Wawelberga, gdzie w 1944 r. uzyskał dyplom. Należał do AK, ukończył podchorążówkę.
Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego w stopniu podchorążego został mianowany dowódcą pierwszego plutonu 2 kompanii Baonu „Kiliński”, brał udział w Powstaniu w rejonie Śródmieścia, został ranny przy natarciu na Pocztę Główną. W latach 1946-50 pracował w Londynie, w 1951 przeniósł się do USA, gdzie pracował na kilku stanowiskach jako inżynier, a potem kierownik handlu zagranicznego w firmach elektrycznych i elektronicznych.
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2021 r.) „za wybitne zasługi w działalności na rzecz środowisk polonijnych w Stanach Zjednoczonych Ameryki, za promowanie polskiej kultury i tradycji narodowych”.
Z żoną Alicją Treutler-Biega przeżył 75 lat. Para doczekała się pięciorga dzieci, trzech synów i dwóch córek, dwanaściorga wnuków i pięciorga prawnuków.
Ślub Billa i Alicji można oglądać w Kronice Filmowej, która jest wyświetlana w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Skomentuj artykuł