Piotr Żyłka: Chrystus nie zabija, ale nieodpowiedzialność może

W Taizé, do którego przyjeżdżają ludzie z całego świata, nie doszło do żadnego zakażenia od początku epidemii. Bracia wprowadzili restrykcyjne zasady dotyczące bezpieczeństwa. Tymczasem u nas w polskich kościołach, gdzie wielu katolików (w tym duchownych) bagatelizuje środki bezpieczeństwa, wygląda to jak wygląda - pisze redaktor naczelny DEON.pl.

Jego wpis na ten temat ukazał się w mediach społecznościowych.
Od początku epidemii co jakiś czas czytam i słyszę argumenty bagatelizujące sprawę. Że epidemii w ogóle nie ma. Że bez przesady. I te najbardziej gorszące - że człowiek wierzący nie powinien się bać, że jeśli naprawdę wierzymy, to nie stanie nam się krzywda, a już na pewno nie w kościele, nie w czasie mszy, nie w trakcie przyjmowania komunii. Bo przecież "Chrystus nie może być nosicielem wirusa".
Najbardziej boli i gorszy, kiedy takie teorie i w ogóle lekceważący ton pojawiają się w ustach duchownych, od których - ze względu na zadanie służenia słowem - powinniśmy najbardziej wymagać odpowiedzialnego zachowania i zachęcania wiernych do miłości we współodpowiedzialności.
Ale to nie jest wpis o tym, że jest tylko źle. Da się inaczej.
Ostatni tydzień spędziłem w Taizé. Wspólnota była jedną z pierwszych na świecie, które zdecydowały się na całkowite zamknięcie kościoła i wszelkich innych publicznych działań na początku epidemii. Nie zostawili jednak w tym czasie ludzi bez wsparcia duchowego. Codziennie wieczorem prowadzone były transmisje online z wieczornych modlitw. Również sami bracia ze wspólnoty, których na wzgórzu żyje około setki, na kilka miesięcy podzielili się na małe grupy i zamieszkali osobno, żeby dbać wzajemnie o własne bezpieczeństwo.
Po jakimś czasie, kiedy władze na to pozwoliły, wzgórze zostało otwarte. Wspólnota wprowadziła jednak restrykcyjne zasady bezpieczeństwa, które są skrupulatnie przestrzegane.
Kiedy w zeszłą niedzielę przyjechałem do Taizé, już na samym początku, przy przyjęciu, usłyszałem, jak ważne jest zachowywanie wszelkich środków bezpieczeństwa. Informacje o tym, jak bardzo jest to ważne, były powtarzane każdego dnia na wprowadzeniach biblijnych.
Jeśli chodzi o samo funkcjonowanie kościoła, w którym odbywają się trzy modlitwy w ciągu dnia, wygląda to następująco:
- do kościoła można wchodzić tylko przez wyznaczone wejścia; w ten sposób unika się rotacji wejście-wyjście, w trakcie których mogłoby dochodzić do zbyt bliskich kontaktów;
- przed wejściami są narysowane linie, w odstępach metrowych, wchodzący stoją w kolejce i zachowują odstępy;
- przy każdym z wejść stoją świeccy wolontariusze z płynami dezynfekcyjnymi; nie ma opcji, żeby ktokolwiek wszedł do środka bez wcześniejszego zdezynfekowania dłoni;
- w samym kościele miejsca do siedzenia są wyznaczone krzyżykami z taśm przyklejonymi na ziemi; nie ma opcji, żeby ktokolwiek usiadł w innym miejscu; również sami bracia mają wyznaczone miejsca, na czas pandemii zwiększono odległości między nimi;
- wszyscy (bracia i uczestnicy modlitw) cały czas noszą maseczki; nie ma tu żadnych wyjątków czy wystających spod maseczek nosów;
- komunia jest udzielana tylko i wyłącznie na dłoń; bracia udzielający komunii są w maseczkach; w kolejce do komunii również są zachowywane bezpieczne odległości;
- z kościoła wychodzi się innymi drzwiami niż wchodzi (tu chodzi o to, żeby mieć pewność, że nikt nie dotknie tego samego śpiewnika i kartek z czytaniami pobieranymi przy wejściu; śpiewniki i kartki są wymieniane tak, żeby po jednym użyciu nikt z nich nie korzystał przez najbliższe dni);
Efekt? Od zakończenia lockdownu do Taizé przyjeżdżają ludzie z całego świata. Każda z osób w ciągu tygodnia bierze udział w około 20 modlitwach, 20 kilku posiłkach, 6 wprowadzeniach biblijnych, 6 dzieleniach Słowem Bożym w małych grupkach i kilku warsztatach.
Dodatkowo warto pamiętać, że we Francji występuje ogromna dynamika zakażeń (obecnie średnio ponad 10 000 nowych przypadków w ciągu dnia). W samym Taizé nie doszło jednak do ŻADNEGO zakażenia od początku epidemii.
Tymczasem u nas w polskich kościołach, gdzie wielu katolików (w tym duchownych) bagatelizuje środki bezpieczeństwa, wygląda to jak wygląda.
Wiara jest podstawą życia chrześcijanina, ale nie wyklucza używania rozumu. Resztę wniosków pozostawiam czytelnikowi.
PS. Z całego serca dziękuję biskupowi Damianowi Muskusowi, franciszkaninowi Lechowi Dorobczyńskiemu, jezuicie Dariuszowi Piórkowskiemu SJ, siostrom dominikankom z Domu Chłopaków w Broniszewicach oraz wszystkim duchownym i konsekrowanym oraz świeckim liderom, którzy niestrudzenie apelują o odpowiedzialne zachowania w trakcie trwania epidemii. Myślę, że nie tylko w swoim imieniu.

Dziennikarz, publicysta, człowiek z Zupy na Plantach. W latach 2015-2020 redaktor naczelny DEON.pl. Autor książek, m.in. bestsellerowego wywiadu z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie. Wiara, polędwica i miłość", przetłumaczonej na język niemiecki rozmowy z ks. Manfredem Deselaersem "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" czy "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet". Laureat Nagrody "Ślad" im. bp. Jana Chrapka. Prowadzi podcasty "Słuchać, żeby usłyszeć" i "Wiara wątpiących".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Piotr Żyłka: Chrystus nie zabija, ale nieodpowiedzialność może
Komentarze (4)
IK
~In Kab
30 września 2020, 23:12
Po prostu róbmy to, co zaleca MInisterstwo Zdrowia. Stan pandemii jest dla nas nowością, a poza lekarzami (niewszystkimi) nikt z nas nie zna się chorobach. Lekceważenie poleceń MZ jest niebezpiecznym świadectwem niedojrzałości i egoizmu. Tak trudno to zrozumieć?
LM
Lew Myszkin
30 września 2020, 17:41
Skąd taka straszliwa pewność, że w Taize nie doszło do ŻADNEGO zakażenia? Czy bracia są regularnie testowani na koronawirusa? Czy uczestnicy spotkań są testowani przed i po spotkaniach?
JK
~Jan Kowalski
30 września 2020, 14:40
"Chrystus nie zabija ale nieodpowiedzialność może" - otóż to.
AN
Ania Nowak
30 września 2020, 11:43
taaa, przy góra 200 -300 osobach odwiedzajacych na tydzień nietrudno, poza tym , jak ktoś ma objawy kilka dni po wyjeździe to nie wiadomo czemu to przypisać...:) Nic do uwodnienia...zanim zachoruje- wyjedzie... :)