Dariusz Dankowski SJ: polityka prorodzinna to sprawa nas wszystkich
O tym, że przeżywamy kryzys demograficzny, wie każdy. O tym, że co trzecie małżeństwo w Polsce się rozpada, może już nie każdy wie, ale z pewnością ten fakt nie wywołuje większego zdziwienia. O tym, że wskaźnik dzietności jest u nas jednym z najniższych w Europie, informują nas statystyki i eksperci, ale tego typu wiadomości nie robią już większego wrażenia.
Oswoiliśmy się z kryzysem rodziny. Gdy o nim rozmawiamy, wykazujemy dziwną bezradność i nieudolność. Uciekamy w różne ogólniki i slogany, w łatwe, zastępcze tematy, wreszcie w utopijną wiarę, że sytuację mogą poprawić dobre ustawy albo rozporządzenia.
Tymczasem, jako katolicy, powinniśmy ten temat potraktować bardzo poważnie. Popieranie rozwoju rodziny to jedna z naczelnych zasad katolickiej nauki społecznej.
Sobór watykański: Wszyscy powinni wspierać rodzinę
Sobór Watykański II w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes mówi, że „szczęście osoby i społeczności ludzkiej oraz chrześcijańskiej wiąże się ściśle z pomyślną sytuacją wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej” (GS, 47). Wszyscy, którzy mają wpływ na życie społeczne, powinni wspierać rodzinę, która jest podmiotem praw i obowiązków.
Dokument nie precyzuje, jakich metod powinno się przy tym używać, zaznacza jednak, że kapłani powinni zajmować się duchowym wsparciem rodziny, zaś „specjaliści, zwłaszcza w dziedzinie biologii, medycyny, socjologii i psychologii” powinni opracować szczegółowe warunki rozwoju rodziny – innymi słowy coś, co określa się jako politykę prorodzinną (GS, 52). Celem takiej polityki jest wzmocnienie rodziny – jako wspólnoty trwałej, zdolnej wypełniać swoje naturalne funkcje. Taka polityka zaś to zespół środków (bodźców, dyrektyw, gwarancji, alokacji dóbr, itd.), które do tego celu prowadzą. Ów zespół środków powinien być tak sformułowany, by można go było oceniać, korygować i rewidować.
Odpowiedzialni za politykę prorodzinną są w pierwszym rzędzie ci, którzy mają narzędzia, a więc ci, którzy tworzą prawo, sprawują władzę, ale również ci, którzy mają wpływ na życie kulturalne i opinię publiczną, wreszcie ci wszyscy, którzy tworzą życie rodzinne – a więc ostatecznie każdy z nas.
Państwo powinno pomagać, ale nie wyręczać rodziny
Kościół naucza, że państwo powinno rodzinie pomagać, ale jednocześnie powinno przestrzegać zasady pomocniczości i nie wyręczać rodziny w jej naturalnych funkcjach. To właśnie rodzina jest pierwszym środowiskiem, w którym człowiek uczy się, jak być darem dla innych (communio personarum). Socjolodzy informują, że na wzrost dzietności mają wpływ trzy zasadnicze czynniki – pierwszy to ulgi i zapomogi dla rodzin w szczególnych okolicznościach (w okresie połogowym i wychowawczym, w sytuacji wielodzietności, itd.); drugi to regulacje prawa pracy (im dłuższy tydzień pracy, tym mniej czasu dla rodziny); trzeci to czynniki kulturowe – atmosfera wokół macierzyństwa i ojcostwa.
W Europie, w ostatnich dekadach, krajem, który osiągnął najlepsze wyniki w tej dziedzinie była i jest Francja. We Francji udało się osiągnąć najwyższy poziom dzietności w Europie i zmienić demografię kraju, a przede wszystkim zmienić podejście do rodzenia dzieci wśród rdzennych Francuzów – wśród białej, wykształconej, względnie zamożnej części społeczeństwa.
Stworzono bogaty system zapomóg, m. in. matka trzeciego dziecka otrzymywała, oprócz standardowej zapomogi materialnej, „wyrównanie” miesięcznej wypłaty, jeśli poszła do pracy na pół etatu. Wówczas państwo dopłacało tak, jakby pracowała na cały etat. Cała rodzina otrzymywała bilety na darmowe przejazdy koleją i pieniądze na nianię, o ile nie korzystali z darmowych żłobków. Osoby o niskich dochodach otrzymywały, oprócz zapewnienia minimum socjalnego, również pieniądze na wyprawki dla dzieci i dodatki mieszkaniowe. Tydzień pracy skrócono do 35 godzin, a urlopy płatne doszły nawet do wymiaru sześciu tygodni.
Francja: jak państwo wpłynęło na wzrost dzietności w rodzinach
Jednak czynnikiem ogromnie stymulującym były zmiany kulturowe, a konkretnie zmiana podejścia do rodziny i rodzicielstwa. Stworzono system, który dawał poczucie bezpieczeństwa finansowego i zdrowotnego, a jednocześnie pozwalał połączyć macierzyństwo z aktywnością zawodową i samorozwojem matek, zaś atmosfera społeczna dowartościowywała rodziny decydujące się na dziecko.
Rodzina wielodzietna przestała być synonimem obciachu, kojarzonego z niskim statusem społecznym i z mieszkaniem na ubogich przedmieściach w środowiskach emigrantów. Tego rodzaju procesy społeczne dokonują się latami i dotyczą całego życia społecznego, ich stymulacja i promocja wymaga masowego poparcia. Temat demografii i rodziny był poruszany we francuskiej debacie publicznej już od końca XIX wieku.
Jak pomagać? Słuchać rodzin
Nie da się promować rodziny bez wsłuchania się w głosy najbardziej zainteresowanych, bez usłyszenia, z jakimi problemami borykają się dziś młode małżeństwa, bez usłyszenia, ile czasu i energii zabiera młodej matce, żyjącej na prowincji, zadbanie o zdrowie swoje i swojego dziecka oraz zatroszczenie się o najbardziej elementarne potrzeby.
Kwestie bardzo pragmatyczne łączą się tu z wartościami i z poczuciem pewnego etosu. O kondycji naszych rodzin decydujemy ostatecznie my wszyscy – w naszych opowieściach, naszych anegdotach i w codziennych wyborach, w naszych wzruszeniach i naszej ironii, w naszych programach TV, w serialach, w reklamach, w prasie, w memach internetowych, w niedzielnych kazaniach, w lekturach szkolnych, w plotkach przekazywanych z ust do ust, itd.
Bez mądrej polityki prorodzinnej, bez wsparcia społecznego, bez etosu rodziny, wreszcie bez szczęśliwych rodzin kolejne próby ożywienia życia rodzinnego mogą być przysłowiowym „wylewaniem dziecka z kąpielą”.
Skomentuj artykuł