Rok „Zranionych”

(fot. Toimetaja tõlkebüroo / Unsplash)

Jeśli ktoś zapytałby mnie, jaki temat był najważniejszy dla Kościoła w Polsce przez ostatni rok, to wiem, że swoją odpowiedzią wywołam falę sprzeciwu. Mimo to bez wahania odpowiem, że to sytuacja osób skrzywdzonych seksualnie przez duchownych.

Już kilka razy brałem udział w podobnych podsumowaniach, słysząc bardzo zróżnicowane opinie. Ktoś powie, że beatyfikacja czy kanonizacja kogoś z Polski, ktoś inny wymieni jakiś ważny kongres. Często w takich kontekstach pojawiają się rocznice: stulecie Episkopatu, urodziny papieża albo udane połączenie obchodów jakiegoś święta na linii państwo – Kościół. Pewnie dla niektórych katolików to są faktycznie bardzo ważne sprawy, ale nie dla mnie. Z rocznic pozostaje zazwyczaj niewiele pożytku, a przeciętny wierny ma tyle kontaktu z biskupami co na bierzmowaniu. Obchody są dla tych, którzy mają co świętować, ale raczej nie dla całej reszty.

Bo są tacy, którzy świętować nie mają czego. Swoją krzywdę będą świętowali? A przecież ukazanie skali ludzkiej krzywdy, która miała przez lata miejsce w Kościele katolickim w Polsce i na świecie, to był absolutnie najważniejszy temat ostatniego roku. Liczba filmów, publikacji medialnych, rozmów czy dyskusji dotyczących skrzywdzonych była naprawdę duża, ale po roku mówię, że ciągle za mała.

Nigdy nie zapomnę pierwszej modlitwy ze zranionymi, w której brałem udział. Poszedłem jako wierny, który chce wyrazić jakiś gest solidarności. Wyszedłem ze łzami w oczach, autentycznie przemieniony po usłyszeniu świadectw osób skrzywdzonych, ale także pełen poczucia okrutnej niesprawiedliwości, jaka miała miejsce w życiu tych odważnych osób, które chwilę wcześniej podzieliły się publicznie swoim bólem. To nie jest tak, że te tematy są dla mnie obce, bo starając się żywo uczestniczyć w życiu mojego Kościoła, nie mogę abstrahować od tego, co w nim złe, ale dopiero gdy się słyszy głos kogoś, kto doznał tego, co najgorsze, to wtedy to okrucieństwo nabiera realnych kształtów. Przestaje być historią, staje się żywym człowiekiem. Wyszedłem też z mocnym przekonaniem, że te historie powinni na żywo usłyszeć wszyscy katolicy i katoliczki w Polsce. Nie tylko po to, by dać głos ofiarom, którym głos został na lata zabrany, ale przede wszystkim, by uświadomić ludzi, że to nie jest wydumany problem, tylko prawdziwy, namacalny ból.

DEON.PL POLECA

Na początku, gdy zaczęliśmy w DEONie informować o przestępstwach seksualnych dokonywanych przez duchownych w Polsce czy za granicą, spotykaliśmy się z nieprzejednaną falą sprzeciwu. W sieci pojawiały się jakieś kuriozalne akcje typu „dlaczego nie dobierał się do mnie ksiądz”, które nie miały większego celu, poza bagatelizacją tego, czego zlekceważyć nie wolno. Słyszało się głosy w rodzaju „jak o tym piszecie, to plujecie na księży” albo „dzielicie Kościół”. Z czasem to się zmieniło, widać było, że w ludziach ta zmiana zachodzi. Po „Tylko nie mów nikomu” coś się w ludziach jakby przestawiło, bo przecież nie da się już z czystym sumieniem mówić, że w Kościele nie dzieje się zło, gdy usłyszy się relacje ofiar. Nie da się zaprzeczać zbrodniom, gdy ktoś ci je naocznie pokaże, bo inaczej się wyjdzie na idiotę. No, niestety, byłem w dużym błędzie, a najmocniej pokazał to czas. Wystarczyło kilka miesięcy.

Na początku roku wydawnictwo „W drodze” opublikowało książkę ks. Joëla Pralonga „Łzy niewinności”. To zbiór świadectw-rozmów, które kapłan, pracujący również jako pielęgniarz w szpitalu psychiatrycznym, przeprowadził z osobami skrzywdzonymi przez księży, rodzicami zranionych i tymi, którzy starają się im pomóc. Fragment książki, zawierający historię dorosłego już mężczyzny krzywdzonego jako dziecko, opublikowaliśmy na DEON.pl. Gdy przeczytałem komentarze internautów, znalazłem się w naprawdę ciężkim szoku. Oto kilka pierwszych z brzegu: „Deon jak zwykle obsesyjnie w tematyce zła. Ktoś tam w redakcji potrzebuje pomocy”, „DEONie... »tłuczesz i tłuczesz« temat pedofilii, że aż »rozbryzguje się« na boki. (…) jeśli ktoś ma ochotę na pisanie książki-wspomnień ze szczegółami swojego życia, to niech pisze, ma prawo, niech publikuje. Chętni na różne propozycje wydawnictw, księgarń zawsze się znajdą. Jednych interesują »brezgoły«, innych różne ciekawsze publikacje”, „Już wcześniej Deon dawał kiepskiej jakości artykuły o rozmaitej tematyce, gdzie z Jezusem niewiele miały wspólnego. Ale ten artykuł to już przesada. Dobro rodzi dobro. Mamy głosić Dobrą Nowinę – Ewangelię. A nie pisać tylko o tym jak źle jest na świecie. O tym mogę się dowiedzieć z innych portali. Unlike”, „Ciekawe... nagle wszyscy zaczynają sobie przypominać, że w dzieciństwie byli molestowani przez osoby duchowne... wcześniej nie pamiętali? Amnezja?”. Ledwie kilka miesięcy ciszy, a znów pojawiają się takie głosy. Wyparcie, obwinianie ofiar, zamiatanie pod dywan. Nie tylko ustami czy rękami księży, ale zwykłych świeckich, dla których pisanie prawdy jest nie do zniesienia.

Ale ten rok należał właśnie do ofiar i to, że nie można go zamknąć, podsumować, najlepiej widać nie tylko w powracającym wyparciu problemu. Mija rok od założenia projektu, o którym bez wahania mówię, że to jedno z najważniejszych, ewangelicznych działań w Kościele katolickim w Polsce. Znacznie ważniejsze niż dziesiątki rocznic, odsłonięć pomników czy wątpliwych co do religijnego pożytku akcji. Mam na myśli telefon zaufania „Zranieni w Kościele”, który jest dedykowany osobom skrzywdzonym. Dzwoniąc pod numer, mogą podzielić się swoją trudną historią z tymi, którzy nie będą zamykać na nich uszu. Przez rok, co tydzień, grupa wrażliwych, świeckich katolików była otwarta na to, żeby usłyszeć o tym, jakie zło spotkało naszych braci i siostry, odbierając ponad 120 telefonów z długimi, trudnymi rozmowami. Część spraw nie była do tej pory wcześniej zgłaszana, część z nich zresztą się przedawniła, ale to nie znaczy, że przedawniła się krzywda. Wszystkie te historie zaowocowały wiedzą nie tylko o osobistym bólu, ale i o wadach czy zaniedbaniach, które są do naprawy, a także o narzędziach, którymi można to zrobić. Autorzy inicjatywy na pierwsze urodziny przygotowali ogromnie istotny dokument – rekomendacje, owoc ich prac, który naprawdę może pomóc osobom doświadczającym w Kościele krzywdy.

Treść rekomendacji została skonsultowana z prymasem Polski, a także gronem specjalistów pomagającym ofiarom przemocy seksualnej. W rekomendacjach pojawiają się gotowe pomysły na rozwiązania instytucjonalne i tym lepiej, bo przynajmniej nikt nie powie, że problem jest, ale nie wiadomo, co z nim zrobić. Są wśród nich uwagi natury prawnej, których wdrożenie umożliwi usprawnienie postępowań kościelnych i karnych. Jest poszerzenie perspektywy, bo myśląc o przemocy zadanej z rąk Kościoła, najczęściej – zwykle w uproszczeniach prasowych – pojawia się problem pedofilii, to przecież chodzi też o nadużycia seksualne na siostrach zakonnych, klerykach czy patologicznych zależności dorosłych osób od duszpasterza. To także przemoc psychiczna, taka jak mobbing ze strony przełożonych, włącznie z biskupami, albo krzywda wyrządzona nie przez kapłana, lecz świeckiego lidera wspólnoty. W kontekście zagranicznym boleśnie ukazała to sprawa Jeana Vaniera, ale nie wolno z niej uczynić odosobnionego przypadku. Ile jest takich wspólnot, w których dzieje się podobne zło? Takie pytania trzeba zadawać.

Pojawia się i trzecia kategoria, która przynajmniej dla mnie osobiście jest najbardziej wiążąca: zwiększanie świadomości świeckich i duchownych o problemie. Bo gdy w rok po „Tylko nie mów nikomu” nadal czytam, że problem wykorzystywania seksualnego to jest „tłuczenie” tematu pedofilii, „brezgoły” i obsesja na punkcie zła, to wiem, że przed każdym katolikiem i katoliczką, którym leży na sercu dobro Kościoła, jest do wykonania ogrom pracy. Bolesnej pracy, bo pisanie czy mówienie o krzywdzie drugiego człowieka zawsze boli i musi boleć. Jeśli boli mnie, człowieka, który tej krzywdy nie doświadczył, to nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak boli ofiarę.

Ilekroć słyszę zdania typu „po co jeszcze o tym mówić”, „trzeba zapomnieć, a nie że nagle sobie przypomniał/przypomniała” albo „mnie to nie dotyczy, ja znam samych dobrych księży”, tylekroć myślę o bagatelizowaniu obecności zła w Kościele. Zamiast dobrego Samarytanina, który pochyla się nad cierpiącym człowiekiem, widzę kapłana i lewitę, którzy odwracają głowę. Zamiast uleczenia ran, widzę stygmatyzowanie osób skrzywdzonych i ponowne zadawanie im bólu przez tych, którzy mają luksus niewiedzy i osobiste szczęście, że zła nie doznali. Po roku ze zranionymi widzę spychanie ich na margines i zastanawiam się tylko nad tym, dla czego albo kogo się robi wtedy miejsce. Bo gdy piszę o „bagatelizowaniu obecności zła w Kościele”, to używam okrągłych słówek, ale przecież treść jest prosta: każde zamknięcie oczu na pedofilię, molestowanie seksualne czy mobbing w Kościele to jest robienie miejsca dla działania diabła. W centrum Kościoła jest Jezus, a Jego rany to również ból tych, którzy od Kościoła doznali krzywdy. Oni na swoim ciele doświadczają czyichś grzechów i są zmuszeni z tym grzechami żyć. Jakby zapytać pobożnych katolików, czy chcieliby ulżyć Jezusowi, to chyba nie znajdzie się takiego, który zaprzeczy. To dlaczego plujecie na tych, którzy cierpią jak On?

Dlatego dziękuję „Zranionym” po obu stronach linii telefonicznej. Tym, którzy mówią, i tym, którzy słuchają. Nie tylko za rekomendacje, cenne i praktyczne porady. Dziękuję przede wszystkim za to, że dzięki Wam lepiej widzę Jezusa i uczę się tego, jak obmywać Jego rany.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rok „Zranionych”
Komentarze (12)
TS
~Tomasz Szczecinski
3 maja 2020, 13:02
Panie Jerzy, calkowicie sie z Panem zgadzam! Mojego komentarza w tym temacie tez moderatorzy nie puscili na niby .... jezuickim portalu.... wszędzie jest obłuda!
KS
Konrad Schneider
30 kwietnia 2020, 12:49
Niech Bog Panu wynagrodzi za ten artykul. Nasze zachowanie wobec pedofilii jest naznaczone takim tchorzostwem, ze to wola o pomste do nieba! Podziele sie jeszcze jedna bolesna refleksja: Telefon zaufania zranieni w Kosciele zalozyli swieccy katolicy i swieccy katolicy ofiaruja swoj wolny czas, zeby wysluchiwac relacji zranionych. A gdzie sa te setki ojcow i kierownikow duchownych? Co oni robia? Przeciez to jest ich pole pracy... I z drugiej strony - z wielkim nakladem sil i zaangazowaniem udalo sie Wam wysluchac 120 osob. No to fundacja "Nie lekajcie sie" ma kontakt z duza wieksza liczba skrzywdzonych ludzi. Prosze mnie dobrze zrozumiec, jestescie dla mnie sola ziemi, ale zapotrzebowanie jest jeszcze wieksze...
KS
Konrad Schneider
1 maja 2020, 08:17
Widze duzo "lapek w dol" jako komentarz do moich mysli. Drodzy Panstwo, bardzo chcialbym porozmawiac o tym, co Was tak w tym zabolalo!
JL
Jerzy Liwski
3 maja 2020, 10:26
@ Konrad S. Problem w tym proszę Pana, że czasem pozostaje tylko łapka w dół, ponieważ moderatorzy deonu nie puszczają komentarzy, jak mojego w tym temacie.
Karol Kleczka
4 maja 2020, 09:13
Dlaczego Pan kłamie? Specjalnie przejrzałem wszystkie komentarze, które spłynęły pod ten artykuł i ten powyżej o rzekomym wycięciu Pańskiego komentarza, jest Pańskim pierwszym pod powyższym tekstem. Chyba, że posługuje się Pan dwoma kontami, co jest nieuczciwe.
JL
Jerzy Liwski
5 maja 2020, 10:28
@Karol Kleczka. Szanowny Panie, zarzucanie mi kłamstwa, bezpośredni atak na komentującego jest czymś do czego portal deon.pl jeszcze się nie posunął. Mógł Pan stwierdzić, że być może to był jakiś błąd techniczny, bo nie widać go w przychodzących pod artykułem (w przeciwieństwie do Pana nie wyzywam Pana od kłamców tylko przyjmuję, że jest to prawdą), ale Pan zaczyna od razu od emocjonalnego ataku. Komentarze napisałem, tak samo jak dziesiątki innych, pojawił się z podpisem, że czeka na weryfikację, i tyle. Żałuję, że nie zrobiłem print screena.
JL
Jerzy Liwski
5 maja 2020, 10:37
@Karol Kleczka. Do tego w powyższej wypowiedzi jeszcze atakuje mnie Pan podwójnie, bo albo jestem kłamcą albo nieuczciwym (posiadanie dwóch kont). Czyż to nie przykład hejtu?
Karol Kleczka
5 maja 2020, 12:17
@Jerzy Liwski to Pan zarzuca, że "moderatorzy nie puszczają komentarzy, jak mojego w tym temacie". Taki komentarz się nie pojawił i to mogło być to spowodowane błędem technicznym. Ale w takim wypadku proszę nie robić zarzutów o to, że Pański komentarz został odrzucony, bo taki nie jest stan faktyczny. I nie, nie jest to przykład hejtu. Przeglądając komentarze w poszukiwaniu Pańskiego rzekomego, odrzuconego komentarza, nie trafiłem na żaden komentarz użytkownika "Jerzy Liwski" pod tym tekstem prócz komentarza, w którym insynuuje Pan, że pański głos został ocenzurowany. Zatem albo dodawał go Pan z innego konta, a ja tego nie zidentyfikowałem, albo go Pan nie dodawał, albo miał miejsce niezależny błąd.
JL
Jerzy Liwski
5 maja 2020, 13:06
@Karol Kleczka. Po pierwsze "nie puszczanie komentarzy" to stwierdzenie, a nie zarzut. Moderator jakiejkolwiek strony ma do tego prawo, bo to jego strona i nie puszczanie komentarzy nie jest niczym złym lub niegodziwym (choć może to kogoś irytować, ale jeżeli go to irytuje to może takiej strony nie odwiedzać). Pan natomiast zarzuca mi kłamstwo lub inną nieuczciwość, a to już godzi bezpośrednio we mnie. Po drugie, nawet w tej sytuacji, gdy przyjąłem Pana informację o braku mojego komentarza Pan nadal stwierdza że jestem albo nieuczciwy albo klamca lub ewentualne nastąpił błąd. Ja uznałem Pana słowa za prawdę ale moich Pan nie może uznać. Dlaczego? Uważa się Pan za godnego zaufania, ale już swojemu rozmówcy tego odmawia?
Karol Kleczka
5 maja 2020, 13:17
@Jerzy Liwski bezpośrednio odniosłem się do Pańskiego zarzutu o tym, że moderator nie puścił Panu komentarza w temacie tekstu, a Pan przenosi to na płaszczyznę ogólną. Z ogólnymi uwagami nie będę dyskutował, odniosłem się raz i wystarczy: albo komentarza nie było (bo nie został zarejestrowany przez nasz system), albo komentarz był i miał miejsce błąd techniczny (który został nieudokumentowany). Po drugie: nie stwierdzam, że jest Pan nieuczciwym kłamcą, tylko wyliczam trzy możliwości jakie są w tej sytuacji. Dopuszczam możliwość błędu technicznego, nie można jej udokumentować. Tym bardziej proszę, aby nie snuł Pan insynuacji takich jak w wyjściowym komentarzu, od którego zaczęła się ta dyskusja. Jeśli zamierza je Pan snuć, to tylko z podawaniem dowodu w postaci printscreena.
JL
Jerzy Liwski
5 maja 2020, 14:12
A Pan cały czas swoje. Nie potrafi Pan przyjąć tego co napisałem i stwierdzić, że musiał nastąpić jakiś błąd techniczny - i to by zamykało całą sprawę. Ja przyjąłem to co Pan powiedział i uznałem, że musiał to być błąd, ale Pan nie potrafi przyjąć moich słów tylko ciągle albo albo. A "albo" dopuszcza to co jest przed i to co jest po. Skoro zatem moje słowa nie są dla Pana wiarygodne proszę przy kolejnych wyliczeniach możliwości sytuacji dodać "albo komentarz był, ale go nie puszczono, a teraz to ukrywam". Przecież taka możliwość również istnieje.
TS
~Tomasz Szczeciński
30 kwietnia 2020, 12:31
Panie Karolu, za ten artykuł dziekuję !!!