Człowiek potrzebuje wieczności

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy bracia i siostry!

Kościół zachęca nas dziś, nazajutrz po uroczystości Wszystkich Świętych, do wspominania wszystkich wiernych zmarłych, do ogarnięcia spojrzeniem tak licznych twarzy osób, które nas poprzedziły i zakończyły już swoją ziemską wędrówkę. Podczas dzisiejszej audiencji chcę zatem przedstawić wam kilka prostych myśli na temat rzeczywistości śmierci, na którą my, chrześcijanie, patrzymy w blasku zmartwychwstania Chrystusa, by odnowić naszą wiarę w życie wieczne.

Jak już mówiłem wczoraj podczas spotkania na Anioł Pański, w tych dniach odwiedza się cmentarze, by modlić się za bliskie osoby, które odeszły, niejako idziemy do nich w odwiedziny, by jeszcze raz wyrazić im nasze uczucia, by poczuć ich bliskość, w ten sposób przypominając również jeden z artykułów Credo: w obcowaniu świętych zacieśnia się silna więź między nami, którzy chodzimy jeszcze po tej ziemi, i licznymi braćmi i siostrami, którzy już doszli do wieczności.

Od zawsze człowiek troszczył się o bliskich mu zmarłych i próbował dać im coś w rodzaju drugiego życia przez poświęcanie im uwagi, dbanie o nich, miłość. W pewien sposób pragnie się zachować ich życiowe doświadczenie, i — paradoksalnie — odkrywamy, jak żyli, co kochali, czego się bali, na co mieli nadzieję i czego nie znosili, właśnie w obliczu ich grobów, które nasuwają mnóstwo wspomnień. Są one niejako zwierciadłem ich świata.

Dlaczego tak jest? Dlatego, że chociaż śmierć często jest w naszym społeczeństwie tematem niemal zakazanym, i wciąż usiłuje się usunąć z naszego umysłu nawet myśl o śmierci, dotyczy ona każdego z nas, dotyczy człowieka w każdej epoce i w każdym miejscu. W obliczu tej tajemnicy wszyscy, także nieświadomie, szukamy czegoś, co da nam powód do nadziei, znak napawający otuchą, otworzy jakiś horyzont, wizję przyszłości. Droga śmierci jest w rzeczywistości drogą nadziei, i chodzenie po cmentarzach, jak również odczytywanie napisów na grobach jest wędrówką, której towarzyszy nadzieja wieczności.

Pytamy jednak: dlaczego odczuwamy lęk w obliczu śmierci? Dlaczego znaczna część ludzkości nigdy nie pogodziła się z tym, żeby poza nią miała być tylko nicość? Powiedziałbym, że odpowiedzi są różnorodne: lękamy się śmierci, ponieważ lękamy się nicości, odejścia ku czemuś, czego nie znamy, o czym nic nie wiemy. Odrzucamy zatem tę myśl od siebie, bo nie możemy pogodzić się z tym, że wszystkie piękne i wielkie rzeczy, których udało nam się dokonać podczas całej naszej egzystencji, nagle miałyby zniknąć, wpaść w otchłań nicości. Przede wszystkim czujemy, że miłość mówi o wieczności i jej pragnie i że nie można pogodzić się z tym, że w jednej chwili śmierć miałaby ją zniszczyć.

Boimy się śmierci również dlatego, że kiedy zbliża się koniec naszego życia, czujemy, że istnieje sąd nad naszymi uczynkami, nad tym, jak prowadziliśmy życie, zwłaszcza nad pewnymi mrocznymi kwestiami, które często potrafimy lub próbujemy zręcznie wyprzeć z naszego sumienia. Rzekłbym, że właśnie kwestia sądu leży często u źródeł troski ludzi we wszystkich czasach o zmarłych, starań w odniesieniu do osób, które były dla nich ważne, a które już im nie towarzyszą na drogach życia ziemskiego. W pewnym sensie okazywanie uczuć, miłość, którą jest otaczany zmarły, stanowią formę opieki nad nim, podyktowanej przekonaniem, że nie pozostaną bez wpływu na osąd. Możemy to dostrzec w większości kultur, które człowiek stworzył w swoich dziejach.

Dzisiaj świat stał się, przynajmniej na pozór, o wiele bardziej racjonalny, lub raczej rozpowszechniła się tendencja do tego, by myśleć, że w odniesieniu do każdej ludzkiej rzeczywistości należy stosować kryteria nauki doświadczalnej i że również do wielkiej kwestii śmierci trzeba podchodzić nie tyle z wiarą, ile na podstawie wiedzy doświadczalnej, empirycznej. Ludzie nie dość zdają sobie jednak sprawę, że to właśnie przyczyniło się do powstania różnych form spirytyzmu, próbowano bowiem nawiązać w jakiś sposób kontakt ze światem zmarłych, wyobrażając sobie niejako, że istnieje pewna rzeczywistość, która koniec końców jest kopią rzeczywistości teraźniejszej.

Drodzy przyjaciele, uroczystość Wszystkich Świętych i wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych mówią nam, że tylko ten, kto potrafi dostrzec w śmierci wielką nadzieję, może również żyć z nadzieją. Jeśli sprowadzimy człowieka tylko do wymiaru horyzontalnego, do tego, co można postrzegać empirycznie, życie utraci swój głęboki sens. Człowiek potrzebuje wieczności i jakakolwiek inna nadzieja jest dla niego zbyt krótkotrwała, zbyt ograniczona. Człowiek staje się wytłumaczalny o tyle, o ile istnieje Miłość, która przezwycięża wszelkie odosobnienie, również w śmierci, w jednej całości, przekraczającej również granice czasu i przestrzeni. Człowiek jest wytłumaczalny i znajduje swój najgłębszy sens tylko o tyle, o ile istnieje Bóg. A my wiemy, że Bóg przestał być odległy, zbliżył się do nas, wszedł do naszego życia i mówi: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie» (J 11, 25-26).

Pomyślmy przez chwilę o scenie na Kalwarii i posłuchajmy jeszcze raz słów, które Jezus kieruje z krzyża do złoczyńcy ukrzyżowanego po Jego prawej stronie: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju» (Łk 23, 43). Pomyślmy o dwóch uczniach w drodze do Emaus, którzy przeszli razem z Jezusem zmartwychwstałym część drogi, a potem rozpoznali Go i bezzwłocznie wyruszyli do Jerozolimy, by głosić zmartwychwstanie Pańskie (por. Łk 24, 13-35). Przychodzą na myśl w nowym świetle słowa Mistrza: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce» (J 14, 1-2). Bóg naprawdę pokazał swoje oblicze, stał się dostępny, tak umiłował świat, «że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne» (J 3, 16), i w najwyższym akcie miłości na krzyżu, pogrążając się w otchłani śmierci, zwyciężył ją, zmartwychwstał i otworzył również nam bramy wieczności. Chrystus wspiera nas przez noc śmierci, którą On sam pokonał; jest Dobrym Pasterzem, którego przewodnictwu można się powierzyć bez żadnego lęku, ponieważ zna dobrze drogę, również przez ciemność.

Odmawiając Credo, w każdą niedzielę potwierdzamy tę prawdę. Kiedy idziemy na cmentarz, by z czułością i miłością pomodlić się za naszych zmarłych, jesteśmy wzywani raz jeszcze do odnowienia z odwagą i mocą naszej wiary w życie wieczne, więcej, do tego, byśmy żyli z tą wielką nadzieją i dawali o niej świadectwo światu: poza teraźniejszością nie ma nicości. Właśnie wiara w życie wieczne daje chrześcijaninowi odwagę, by jeszcze bardziej kochać tę naszą ziemię i pracować, budując jej przyszłość, by dać jej prawdziwą i pewną nadzieję. Dziękuję.

Po polsku:

Witam serdecznie obecnych tu pielgrzymów polskich. Dzisiaj we wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych pamiętamy w modlitwie szczególnie o tych, którzy oczekują naszej pomocy, by wejść do życia wiecznego. Wierząc w świętych obcowanie, polecamy ich Bożemu Miłosierdziu. Niech smutek i ból rozłąki z bliskimi ożywia nadzieja naszego zmartwychwstania i spotkania z Bogiem w niebie. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Człowiek potrzebuje wieczności
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.