O potrzebie szczerego i stałego dialogu między państwem i konferencją episkopatu, sprzyjającego rozwoju całego kraju mówiono podczas spotkania papieża Franciszka z prezydentem Wenezueli, Nicolasem Maduro. Przywódca Republiki Boliwariańskiej spotkał się też z kardynałem sekretarzem stanu Tarcisio Bertone, któremu towarzyszył abp Dominique Mamberti, sekretarz ds. relacji z państwami.
Omówiono sytuację społeczną i polityczną w kraju od czasu śmierci prezydenta Hugo Chaveza, a także sprawę walki z ubóstwem, przestępczością i handlem narkotykami. Mowa była o historycznej obecności Kościoła katolickiego w kraju i jego decydującym wkładzie w dziedzinie charytatywnej, służby zdrowia i edukacji. Poruszono także kwestię procesu pokojowego w Kolumbii [chodzi o rozmowy w Hawanie między rządem i partyzantami z FARC - KAI].
Watykanista Luis Badilla z portalu "Il Sismografo" zauważa, że Stolica Apostolska nie tylko wspiera społeczną obecność i rolę Kościoła w Wenezueli, kontestowaną przez władze za czasów Chaveza, ale też podkreśla, iż bez Kościoła "nie będzie łatwo przywrócić społeczne i polityczne współistnienie w sposób łagodny, stabilny, twórczy i demokratyczny".
W Wenezueli utrzymuje się napięcie po ogłoszeniu przez tamtejszą komisję wyborczą zwycięstwa Nicolasa Maduro w wyborach prezydenckich z 14 kwietnia. Ze względu na bardzo niewielką, wynoszącą zaledwie 260 tys. głosów przewagę, doszło do powyborczych zamieszek i zorganizowanych przez opozycję manifestacji. Aresztowano kilkaset osób. Było siedem ofiar śmiertelnych.
W wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika "El País" przywódca opozycji Henrique Capriles Radonski, który był kontrkandydatem Maduro, oświadczył, że zwycięstwo z 14 kwietnia zostało mu "ukradzione". Jest bowiem przekonany, że uzyskał w wyborach 400 tys. głosów więcej niż oficjalnie podano, a więc o 2 proc. więcej niż Maduro.
Przed wizytą Maduro w Watykanie Capriles wysłał list do papieża, w którym napisał, że w Wenezueli dochodzi do łamania praw człowieka i nie ma tu prawdziwej demokracji.
Skomentuj artykuł