Świętych mijamy na ulicy [KOMENTARZ PROSTO Z ŚDM]

(fot. PAP/Andrzej Grygiel)

Papież przyjechał do Krakowa i już po pierwszym przemówieniu polskie media z prawej i z lewej strony zawrzały. Mi się przemówienie bardzo podobało, ale nie chcąc wdawać się w zbędne sprzeczki, bo mam ciekawsze rzeczy do opisania, przedstawię tylko skrótowy kwestionariusz zagadnień poruszonych przez Franciszka na Wawelu (zawiera odpowiedzi):

1. Czy papież powiedział, że warunkiem dialogu jest zachowanie swojej unikalnej tożsamości i operowanie dobrą, a nie złą pamięcią o przeszłych konfliktach (a zatem wybaczanie - patrz: "udzielamy wybaczenia i prosimy o nie"? Tak, powiedział.

2. Czy papież powiedział, że trzeba przeanalizować przyczyny polskiej emigracji zarobkowej? Tak, powiedział.

3. Czy papież powiedział, że potrzebna jest gotowość przyjęcia tych, którzy uciekają od wojen i głodu (ważne: bez wskazania ich wyznania)? Tak, powiedział.

4. Czy papież powiedział, że państwo i Kościół powinny brać na siebie trud pomocy społecznej, zwłaszcza w zakresie polityki prorodzinnej (ważne: dziecko jako dar, a nie ciężar; osoby słabe i ubogie nie pozostawiane same sobie)? Tak, powiedział.

5. Czy papież powiedział, że wyzwania chwili obecnej oraz procesy decyzyjne (domyślam się, że polityczne), wymagają zaangażowania etycznego i szanowania osoby? Tak, powiedział.

6. Czy papież powiedział, że należy chronić i przyjmować życie od poczęcia, aż do naturalnej śmierci? Tak, powiedział.

Tyle z przemówienia papieża do polskich władz, duchowieństwa i uczonych, oraz całej reszty ze spotkania na Wawelu.

(fot. PAP/Marcin Obara)

Teraz będzie trochę hagiografii, ale kto zna, to sobie odświeży, a kto nie zna - być może się zainteresuje. Moim chrzcielnym patronem jest św. Karol Boromeusz. Wielki czempion kontrreformacji, taki "pancerny kardynał" swoich czasów, ale także człowiek, który umiłował ubogich do tego stopnia, że zmarł w trakcie zarazy pomagając potrzebującym. Jego imię nosił także inny Karol - Charles de Foucauld. Wychowany w bogatej francuskiej rodzinie, za młodu żołnierz i odkrywca, w pewnym momencie swojego życia doznał nawrócenia, które skierowało go do Ziemi Świętej. Tam spędzał czas z trapistami (to ten zakon, który być może kojarzycie z pięknego filmu "Ludzie Boga") i choć wstąpił do zgromadzenia, to nie do końca odpowiadała mu ich reguła. Pragnął życia paradoksalnego: z jednej strony pogrążenia w pustelniczej adoracji Chrystusa, z drugiej - bliskości zwykłych ludzi. Udał się na pustynię i tam żył wśród plemion tuareskich, wiedziony tym, co nazwał regułą Nazaretu, życiem ukrytym. Fascynował go ten okres życia Jezusa, o którym prawie nic nie wiadomo, to znaczy czas kiedy Jezus jeszcze nie głosił, ale był zwykłym nazaretańskim cieślą. Czas, kiedy człowiek będący Bogiem żył wśród ludzi, "dzieląc z nimi trudy i znoje", a przede wszystkim głosząc przez działanie, pracę. De Foucauld tak właśnie żył i podzielił swój dzień na dwa - jedna część dla świata, druga dla modlitwy, ale obie dla Boga. Był człowiekiem prostym i absolutnie otwartym dla każdego, zwłaszcza dla obcych (stworzył nawet słownik tuaresko-francuski), z którymi zginął. Ludzie inspirowani jego dziełem stworzyli dwa zgromadzenia: Małych Sióstr i Małych Braci od Jezusa. Dzień spędzają na pracy ze świeckimi, są wręcz niewidoczni, ale wieczorem poświęcają się modlitwie. Tego błogosławionego wziąłem sobie za pewien ukochany ideał, do którego mi daleko, ale chciałbym być coraz bliżej. Piszę o nim, bo popołudniu trafiłem do św. Krzyża na spotkanie z siostrą Kingą, należącą do zgromadzenia Małych Sióstr, założycielką Pustelni de Foucauld w Szczecinie. Spotkanie miało charakter informacyjny, a jego szalenie ciekawa część dotyczyła codziennego życia pustelniczki. Siostra pracuje z głuchoniemymi dziećmi oraz z bezdomnymi ze Szczecina. Resztę czasu, tak jak bł. Karol, poświęca na modlitwę. Pracuje w Szczecinie, ale jakby poza nim, bo na tym polega życie pustynią. Pustynia jest bowiem miejscem odosobnienia, ale właśnie gdy jesteś sam, widzisz, jak bardzo potrzebujesz innych. Takie pustynie są w centrum każdego miasta, każdej wsi. Bł. Karol chciał budować mur pustelni, ale im był wyższy, tym bardziej de Foucauld otwierał się na innych, a przez nich na samego Boga. Świętość bycia z innymi - tego nam naprawdę szalenie potrzeba.

(fot. PAP/Stanisław Rozpędzik)

Drugą postacią z tego dnia jest błogosławiony Pier Giorgio Frassati. Student, którego łączy z Karolem de Foucauld majętność porzucona dla życia wśród ubogich. Frassati był najzwyklejszym na świecie chłopakiem, który lubił wypić wino z kumplami, zapalić papierosa i łazić po górach. Czytam właśnie jego "Listy do przyjaciół" pięknie wydane przez Więź, które ukazują człowieka otwartego na świat i życie, przerwane młodą śmiercią. Listy dają poczucie bliskości z młodzieńcem w pełni społecznie zaangażowanym (również w katolicki ruch antyfaszystowski), który prowadził szalone i odrobinę podwójne życie. Możemy czytać o jego poświęceniu dla ubogich, ale to szczątkowe informacje, którymi Frassati nie dzielił się w listach. Powiedzmy sobie szczerze - mało kto pochwaliłby się mamie z tego, że oddał nowy płaszcz potrzebującemu. A przeznaczał im dużo: swój czas, swoje pieniądze. Dzielił się miłosierdziem z potrzebującymi i angażował się w systemową pomoc. Relikwie bł. Piotra Jerzego znajdują się obecnie w bazylice św. Trójcy u krakowskich dominikanów. Chwilę temu z niej wróciłem, bo właśnie trwa Noc Świętych Dominikańskich, której jednym z punktów jest wielbienie i modlitwa wstawiennicza do Piotra Jerzego. Nie dotrwałem do niej, ale dużo myślę o tym chłopaku w trakcie krakowskich ŚDM. To też przykład prostoty i świętości bycia blisko z drugim człowiekiem różnym ode mnie. Ten ideał towarzyszył innym czczonym tej nocy dominikanom (Piotr Jerzy był tercjarzem), takim jak św. Jacek, św. Tomasz z Akwinu, czy założyciel zgromadzenia - św. Dominik. Można by wymieniać cały szereg, ale istotne jest to, że przewija się wspomniana wspólna cecha, którą w konferencji o Psie Bożym podkreślił o. Tomasz Gałuszka - bycie wpierw z innymi, aby być dla innych. Życie wśród obcych, aby pokazać im siebie, wyciągnąć do nich rękę i iść ramię w ramię.

Dlaczego ich potrzebujemy? Gdy czyta się rozmaite żywota świętych pańskich, to można niechcący odnieść błędne wrażenie, że spotykamy się ze swego rodzaju konkursem piękności w oczach Boga. Myślę, że wielu z tych, których Kościół podaje za wzór, wcale tego nie oczekiwali, a może nawet nie chcieli. Żyli jak prości ludzie, którzy byli otwarci na innego człowieka: obcej kultury czy wyznania, niezamożnego czy chorego. Wszyscy wymienieni powyżej, ci którzy trzeciego dnia mi towarzyszą, to dokładnie tacy ludzie. Ich świadectwo to znak prostoty, uświęcania codzienności przez pracę i towarzyszenie innym.

(fot. PAP/Darek Delmanowicz)

Dziś słuchałem także drugiego przemówienia papieża, które miało miejsce podczas wspaniałej krakowskiej tradycji powitania pielgrzymów z okna na Franciszkańskiej. Z papieża widziałem tylko dłoń, ale byłem z przyjaciółmi, którym serdecznie dziękuję za towarzystwo. Dłoń papieża to naprawdę coś! Papież mówił o Macieju Cieśli, który jest autorem identyfikacji wizualnej ŚDM 2016. Maciej zmarł kilka tygodni przed Dniami Młodzieży, miał 27 lat, chorował na raka. Nie znałem Maćka, czytałem jeden tekst - podziękowanie i pożegnanie, ale przywołanie go przez papieża naprawdę niesamowicie dopełnia ten wieczór niezwykłych figur. Bo Maciej poświęcił się dla innych, dał nam swój czas i to dzięki niemu widzisz te wszystkie kolorowe flagi, plecaki. Dzięki Ci za to, Maciek; dzięki także Franciszku za przywołanie tego człowieka. Za słowa: "Dziękujmy Panu, że nam daje takie przykłady odwagi, odważnych młodych, którzy pomagają nam iść naprzód w naszym życiu. I nie lękajcie się, nie lękajcie! Bóg jest wielki, Bóg jest dobry i każdy z nas ma w środku jakieś dobro".

(fot. PAP/Stanisław Rozpędzik)

Na koniec papież wezwał do robienia hałasu. Pewnie jakiś był, ale nawet biorąc pod uwagę, że resztę wieczoru spędziłem w kościele, to miasto wygląda obecnie o trzeciej nad ranem jak oaza spokoju (a weźcie poprawkę na to, że są w nim teraz w większości przyjezdni turyści!). Dam za to każdy pieniądz: w trakcie dnia znikomy ruch samochodowy, a w nocy dzielne służby sprzątające doprowadzają ulice do totalnej czystości. Podziękujcie im za to, to jest wielka praca dla nas wszystkich.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Świętych mijamy na ulicy [KOMENTARZ PROSTO Z ŚDM]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.