Synodalność i gniew
Synod i synodalność poza oświadczeniami i dokumentami już zaczyna przynosić pierwsze efekty. Jednym z nich jest ponowne wszczęcie dochodzenia w sprawie o. Marko Rupnika, który pod koniec sierpnia został przyjęty jako ksiądz do diecezji Koper na Słowenii.
Ta sprawa jest skandaliczna i kładzie się cieniem także na papieżu Franciszku. A żeby to zrozumieć, trzeba ją prześledzić od samego początku. O. Marko Rupnik był jezuitą, a jest nadal księdzem i artystą. Jego freski znajdują się w wielu najważniejszych miejscach chrześcijańskiego świata (w tym w Watykanie czy krakowskim sanktuarium św. Jana Pawła II). On sam jest fetowany i uwielbiany, uważany za jednego z przedstawicieli nowego modelu myślenia nie tylko o sztuce, ale i duchowości. Jest także założycielem Wspólnoty Loyola.
Jego problemy zaczynają się, gdy w październiku 2018 roku zostaje oskarżony o to, że udzielił rozgrzeszenia osobie, z którą zgrzeszył przeciwko szóstemu przykazaniu. Prawo kanoniczne jest w tej sprawie jednoznaczne, taki duchowny jest z automatu ekskomunikowany. Towarzystwo Jezusowe rozpoczyna dochodzenie, oskarżenia są uznane za wiarygodne i w maju 2019 przekazuje sprawę do Kongregacji Nauki Wiary. Ta miesiąc później nakazuje jezuitom przeprowadzenie procesu karnego kanonicznego. Sędziowie - powołani spoza grona jezuitów - w styczniu 2020 uznają Rupnika za winnego, a kongregacja nakłada na niego w maju 2020 roku karę ekskomuniki, która niemal od razu zostaje - za sprawą decyzji Franciszka, ale dekretem Kongregacji Nauki Wiary - zdjęta. Rupnik nadal jest gwiazdą.
Rok później jednak pojawiają się kolejne zarzuty, tym razem dotyczące nadużyć seksualnych, wykorzystana władzy duchowej do wykorzystywania kobiet z podlegającej Rupnikowi Wspólnoty Loyola, a także innych. I jak poprzednio, oskarżenia zostają uznane za wiarygodne, na Rupnika zostają nałożone ograniczenia, a do władz zakonnych zaczynają się zgłaszać kolejne osoby skrzywdzone przez zakonnika. Jezuici proszą Kongregację Nauki Wiary o wszczęcie dochodzenia, a sami nakładają na Rupnika ograniczenia dotyczące celebracji i działań artystycznych. Ostatecznie zakonnik zostanie wydalony z zakonu w czerwcu 2023 roku.
Dwa miesiące później Rupnik, mimo iż trwa przeciwko niemu postępowanie, a kolejne ofiary opowiadają o przestępstwach, jakie przeciwko nim popełnił, zostaje przyjęty jako ksiądz - i to bez najmniejszych ograniczeń w posłudze - do słoweńskiej diecezji Koper. Miejscowy biskup wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym zakomunikował, że nie przedstawiono mu żadnych dowodów winy Rupnika, a do tego każdy, dopóki nie udowodni mu się winy powinien być uznawany za niewinnego, i stąd jego decyzja, by - po wcześniejszym karnym wydaleniu go z zakonu jezuitów - przyjąć go do grona duchowieństwa swojej diecezji i to ze wszystkimi prawami. Wcześniej miał się konsultować w tej sprawie z nuncjuszem apostolskim na Słowenii arcybiskupem Jean-Marie Speichem, a także z wikariuszem diecezji rzymskiej kard. Angelo De Donatis, którzy mieli go zapewniać, że nie ma żadnych powodów, by go do diecezji nie przyjąć.
Trudno się temu zresztą dziwić, bo tak się składa, że kard. De Donatis wydał we wrześniu 2023 roku oświadczenie, w którym - choć nie rozstrzygał o winie lub niewinności o. Marko Rupnika - to uznał, że „na podstawie obszernego materiału dokumentacyjnego wizytator był w stanie ustalić poważne anomalie proceduralne, których zbadanie wywołało uzasadnione wątpliwości nawet w odniesieniu do samego wniosku o ekskomunikę”. Jednym słowem, choć nie uznał go za niewinnego, to w istocie tak zrobił, a dodatkowo w oświadczeniu zawarł entuzjastyczną ocenę dzieł ojca Rupnika i jego działalności. Kilkanaście dni po przyjęciu Rupnika do słoweńskiej diecezji Koper, a kilka dni przed omawianym oświadczeniem, 15 września 2023 roku Rupnika na osobistej, prywatnej audiencji przyjął papież Franciszek.
I tak sprawa wyglądała, dopóki nie zajęły się nią media. To właśnie one poinformowały kilka dni temu, że Rupnik został księdzem słoweńskiej diecezji, a potem zebrały po kolei wszystkie omówione powyżej informacje. Efekt? Wściekłość organizacji zrzeszających osoby skrzywdzone przed duchownych, uznanie przez kobiety, które złożyły doniesienie do jezuitów i Kongregacji (obecnie już Dykasterii Nauki Wiary) w sprawie Rupnika, że papież i Stolica Apostolska w istocie po raz kolejny napluła im w twarz, i wreszcie reakcja uczestników synodu, którzy z gniewem zareagowali na te informacji. I dopiero te naciski sprawiły, że - jak poinformowano - papież Franciszek zdecydował się znieść przedawnienie spraw dotyczących nadużyć ojca Rupnika i ponowne ich przekazanie do Dykasterii.
To dobra informacja, ale trudno nie dostrzec, że nic nie wskazuje na to, by decyzja ta została tak samo podjęta bez owego nacisku. Gdy media nie naciskały, kardynał De Donatis robił wszystko, by Rupnika - wbrew dowodom - uniewinnić, nuncjatury uznawały, że jest on niewinny, a papież spotykał się z nim na prywatnych audiencjach (choć na spotkanie z jego ofiarami nie znalazł czasu). Jasno, choć w dyplomatyczny sposób, na ten skandaliczny model postępowania w tej sprawie i wobec ofiar Rupnika zwróciła uwagę Papieska Komisja ds. Ochrony Nieletnich. To właśnie jej członkowie, obok uczestników synodu, a także mediów, doprowadzili do kontynuowania procesu Rupnika.
Dlaczego o tym piszę? Bo co jakiś czas słyszę, że media czepiają się Kościoła, że on sam działa świetnie, że nie trzeba wciąż o tym przypominać. Historia Rupnika pokazuje, że bez nacisków nawet Watykan i papież Franciszek nie potrafią zachować się jak trzeba, że nawet zupełnie oczywiste kwestie muszą być wymuszane. To zresztą jest pewien wymiar synodalności. Świeccy, w tym dziennikarze, pokazują duchownym, w tym papieżowi, że pewien model ich zachowań nie jest już akceptowalny.
I dobrze, że tak się dzieje.
Skomentuj artykuł