Szanujmy się nawzajem, nawet w swoich nieporadnościach
Przyznam, że z pewnym zażenowaniem czytam tę internetową dyskusję/’poradnictwo’ dotyczącą odwiedzin duszpasterskich, potocznej ‘kolędy’, jaka w tym okresie odbywa się w wielu parafiach naszego kraju. Wiele tam jest narzekania na format, jakość tych spotkań i prawdziwe motywy, jakie są dla wielu ‘oczywiste’, bo przecież przede wszystkim finansowe. Rzeczywistość jest jednak dużo bogatsza.
Dlaczego zażenowanie? Bo wydaje mi się, że te rady, komentarze są często bezpardonowym ‘wtrącaniem się’ w indywidualną relację osób, bez znajomości kogokolwiek, bez wiedzy o nich, o ich sytuacji, o ich życiowych uwarunkowaniach. Nie szanuje się też ‘kolorytu lokalności’, bo przecież nie wszystko w naszym życiu musi być tak, jak w wielkiej aglomeracji. Każdy ma prawo do zachowania swojej prywatności, czasami nieporadności, zwłaszcza wtedy, kiedy chodzi o jego relacje z innymi osobami. Nie wszystko musi być ‘wywlekane’ i niestety, wyśmiewane.
Ksiądz jest nieobiektywny, ktoś powie, działa w imieniu ‘korporacji’ i musi bronić jej ‘przywilejów’. To nieprawda, ale wiem, że nie będę w stanie przekonać tych, którzy ‘wiedzą swoje’. Moje doświadczenie ‘kolędowe’ nie jest wielkie, przyznam się od razu. To bardzo mgliste wspomnienia z lat dziecięco-młodzieńczych z rodzinnego Nowego Sącza i kilka lat duszpasterstwa bezpośredniego w naszej, jezuickiej parafii w Opolu. Tam byłem duszpasterzem akademickim, a zatem po ‘kolędzie’ parafialnej odwiedzaliśmy też akademiki czy stancje studenckie oraz domy asystentów i profesorów.
Nowy Sącz jest specyficzny, choć mówię to z pespektywy ponad czterdziestu lat, jak jestem poza. Na pytanie, ile osób przyjmuje księdza po kolędzie, mówiono z lekkim przymrużeniem oka, że 106%, bo niektórzy po dwa razy. Oczywiście, zdarzały się osoby, które nie przyjmowały kolędy, ale to była raczej rzadkość. Inaczej w Opolu. Trzydzieści lat temu po kolędzie przyjmowało nas 55% parafian. Nie było zapisów. Ministranci brali na siebie trud weryfikacji kolejności odwiedzanych mieszkań. Nie było też ‘kopert’, bo taki system był w diecezji – ‘Boże, jakie to było mądre i dalekowzroczne’. Była taca pokolędowa. Wszystko po to, żeby nie było nawet cienia wątpliwości co do ‘motywacji’ odwiedzin.
Na terenie naszej opolskiej parafii jest też Uniwersytet i miasteczko studenckie. Czuliśmy się zatem zobowiązani niejako ‘z urzędu’ do zapewnienia opieki duszpasterskiej całemu środowisku akademickiemu, a jako jeden z elementów tejże była możliwość umówienia się na kolędę z jednym z ówczesnych duszpasterzy, bo było nas dwóch. Oczywiście, ilość przyjmujących była procentowo niewielka, ale były to czasy niełatwe. Jako przykład podam tylko jeden z naszych ‘genialnych’ pomysłów duszpasterskich, list do studentów mieszkających na miasteczku Uniwersytetu Opolskiego. Wydrukowaliśmy prawie 2,5 tysiąca kopii, podpisaliśmy je własnoręcznie, zaadresowaliśmy je imiennie do studentów i dostarczyliśmy do akademików. Jedyną reakcją był komentarz w radiowęźle studenckim na miasteczku, o „agresywnej akcji ‘czarnych’”. Natomiast mój przyjaciel, Krzysztof, który krótko był wtedy z nami, na kolędę brał ze sobą album z malarstwem m.in. Caravaggia, żeby porozmawiać o inspiracjach religijnych w sztuce. Możecie sobie wyobrazić, że wielu z odwiedzanych było trochę skonfundowanych, ale kolędę zapamiętali na długo.
Ale mimo różnych perypetii Ośrodek, jakim było Xaverianum, rozkwitał i był, toutes proportions gardées, punktem odniesienia dla całego środowiska akademickiego nie tylko Uniwersytetu, ale i miasta Opola. Czy byliśmy tak ‘wyjątkowi’ na tle innych księży duszpasterzy, nie tylko akademickich, w wielu większych miastach Polski? Nie sądzę. Myślę, że znakomita większość z nich robiła naprawdę dobrą robotę.
I tu wrócę na koniec do mojego zażenowania dyskusją o dzisiejszych kolędach, o księżach, którzy są odpowiedzialni za duszpasterstwo w parafiach, za kontakt z wiernymi. Zadziwia mnie to z jaką łatwością różni komentatorzy czują się uprawnieni do ‘wtrącania się’ w osobiste relacje innych ludzi. To nie są sprawy do roztrząsania na ‘forum publicznym’, nawet jeśli przynoszą ‘zasięgi’. Co więcej, na podstawie jednostkowych zdarzeń, tworzy się teorie, jakby to dotyczyło wszystkich i w każdym przypadku. Szanujmy swoje odczucia, nie zadając gwałtu delikatnej więzi międzyludzkiej. Nieporadność nie jest przestępstwem ani grzechem. Szanujmy się nawzajem!
Skomentuj artykuł