"To będzie najważniejsza rola najbliższego Synodu"
Bez wątpienia będzie to spotkanie o wyjątkowej wadze z dwóch co najmniej powodów - pisze na łamach L'Osservatore Romano kardynał Gualtiero Bassetti.
"Na ścianie naszej szkoły widnieje wielki napis I care. Jest to nieprzetłumaczalne motto najlepszej młodzieży amerykańskiej. 'Zależy mi, leży mi na sercu'". Te słynne słowa, napisane w 1965 r. przez chorego już ks. Lorenza Milaniego - i zawarte w nocie obronnej, zapamiętanej jako Lettera ai giudici (List do sędziów) - dziś są nadal bardzo aktualne.
Te dwa proste słowa, I care, nie wyrażają bowiem jedynie zbieżności wymogów ucznia z wymogami nauczyciela w szkole włoskiej z lat sześćdziesiątych, ale w szerszej perspektywie jawią się także jako punkt styczny między światem młodzieży a światem dorosłych i, w ostatecznym rozrachunku, między potrzebami dzisiejszych rodzin i indywidualistycznymi wymogami społeczeństwa coraz bardziej zlaicyzowanego. Inaczej mówiąc, słowa te wyrażają tę samą miłość i taką samą troskę pasterską o młode pokolenia, jaka wynika z zapowiedzi najbliższego Synodu Biskupów, który będzie miał za temat: "Młodzież, wiara i rozeznanie powołaniowe".
Bez wątpienia będzie to spotkanie o wyjątkowej wadze z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze dlatego, że ten nowy Synod - warto zaznaczyć to jasno - nie jest z pewnością owocem doraźnej mody kościelnej, ale jest autentycznym rezultatem pewnego sposobu bycia Kościoła, wywodzącego się wprost z Soboru Watykańskiego II. Po drugie, ponieważ mamy do czynienia z dramatycznym paradoksem naszych czasów: bulwersującą powierzchownością, z jaką mówi się o młodzieży. Żyjemy w istocie w świecie całkowicie przenikniętym stereotypowymi obrazami ludzi młodych pięknych i silnych, którzy ze swoimi ciałami i swoimi spojrzeniami widnieją na błyszczących okładkach wielu gazet i na fotografiach wielu reklam. Cały dyskurs publiczny ponadto cechuje się retoryką młodzieńczą, zwłaszcza w polityce, gdzie wielu twierdzi, że poświęca się dla młodych pokoleń i powtarza z pamięci śpiewki mniej lub bardziej wiarygodne, w których zwykło się zapewniać, że "przyszłość należy do młodzieży" lub że "powinniśmy myśleć o przyszłości naszych dzieci".
A jednak bardzo często odnosi się wrażenie, że słyszy się scenariusz na temat, recytowany bez duszy i serca. I właśnie tutaj, moim zdaniem, jest centralna rola najbliższego Synodu. W obliczu ulotnej lekkości, z jaką odnosimy się do młodych pokoleń, pojawia się mądra troska Kościoła, który jest autentyczną matką swoich dzieci. I zarazem powracają słowa ks. Milaniego: ci młodzi leżą nam na sercu.
Młodość bowiem jest najważniejszym czasem w życiu każdej osoby. Jest to moment, kiedy mężczyźni i kobiety dokonują najważniejszych wyborów swojej egzystencji, ale także okres, kiedy życie, jak napominał św. Augustyn, "jest targane częstymi i silnymi burzami pokus" i często jest "pochłaniane przez fale świata, które zalewają z impetem". Młodość jest zatem okresem pasji, siły fizycznej i nadziei, i jest też okresem słabości emocjonalnej i charakterologicznej, kiedy to bardzo łatwo jest zagubić się w mieszaninie propozycji sensu, które nadchodzą z każdego zakątka świata. "Wszystko kręci się wokół ciebie", mówiła słynna reklama sprzed kilku lat. To jest zwodnicza syrena dzisiejszych czasów.
Dziś wreszcie młodzi ludzie są coraz częściej nowymi ubogimi. Ubóstwo egzystencjalne - charakteryzujące się "osieroconymi dziećmi żyjących rodziców" oraz "zdezorientowanymi i pozbawionymi reguł ludźmi młodymi, jak napisał Franciszek w Amoris laetitia - i ubóstwo społeczne, oznaczające współżycie z upokarzającą niepewnością ekonomiczną, której w przypadku kobiet towarzyszy ohydna presja: konieczność wyboru między upragnionym macierzyństwem a koniecznością pracy.
Jedyną odpowiedzią na to dwojakie ubóstwo jest odpowiedź wiary w Chrystusa. Wiary, która, jak napisał w 1957 r. ks. Milani, nie "byłaby jakimś sztucznym dodatkiem do życia", ale przeciwnie, byłaby "sposobem życia i myślenia".
Gualtiero Bassetti - włoski duchowny katolicki, arcybiskup Perugii od 2009. Papież Franciszek22 lutego 2014 mianował go kardynałem
Skomentuj artykuł