Ukraina: grekokatolicy obawiają się o swój los
Wierni Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego na Krymie są przerażeni rosyjską okupacją półwyspu i obawiają się o swą przyszłość, jeśli władza Moskwy zagości tu na stałe. - Nasz Kościół nie ma statusu prawnego w Federacji Rosyjskiej, dlatego nie ma pewności, jakie prawo będzie się do niego stosować, gdyby doszło do aneksji Krymu. Boimy się, że nasze kościoły zostaną zabrane, a duchowni aresztowani - powiedział agencji CNS ks. Mychajło Milczakowskij z Kerczu.
Ujawnił on, że atmosfera jest bardzo napięta. Szybko rosną ceny paliwa i żywności. - Nikt nie wie, co się zdarzy. Wielu ludzi próbuje sprzedać swe domy i przenieść się w inne części Ukrainy - relacjonuje duchowny. Dodaje, że wielu wiernych przestało chodzić do kościoła po tym, jak zostali "napiętnowani jako nacjonaliści i faszyści przez miejscowych prowokatorów". Grekokatolicy stanowią około 10 proc. dwumilionowej ludności Krymu.
Ks. Michajłowskij, który jako kapelan wojskowy mógł odwiedził grekokatolików służących w bazie ukraińskiej piechocie morskiej w Kerczu, zablokowanej przez Rosjan, poinformował, że oddziały rosyjskie kontrolują, kto wchodzi i wychodzi, zaś młodym żołnierzom ukraińskim brakuje żywności i lekarstw.
Mówiąc o zapowiedzianym na 16 marca plebiscycie w sprawie przyszłości Krymu, kapłan zauważył, że "wszyscy mówią, iż wyniki referendum są już znane, mimo że wielu będzie głosowało za pozostaniem na Ukrainie z zachowaniem autonomicznego statusu półwyspu". - Referendum nie ma statusu prawnego. Nie wiemy kto będzie je prowadził i liczył głosy. Ale jesteśmy bardzo niespokojni, że będzie użyte jako pretekst przeciwko nam - zaznaczył ks. Michajłowskij. Zapowiedział, że grekokatolicy nie zamierzają brać udziału w tym głosowaniu, gdyż jest nielegalne.
Rosjanie stanowią 58 proc. mieszkańców Krymu, Ukraińcy - 14 proc., a Tatarzy - 12 proc.
Skomentuj artykuł