Założyciel dużej wspólnoty oskarżony o molestowanie. Terlikowski: Bóg prowadzi nas trudną drogą
"Kolejny założyciel potężnego i ważnego ruchu, a także zgromadzeń zakonnych, oskarżony o wykorzystywanie seksualne, a może bardziej o psychiczną, emocjonalną i duchową manipulacje" - pisze Tomasz Terlikowski.
Dziennikarz odniósł się w swoim wpisie na Facebooku do zarzutów, jakie zostały postawione założycielowi Ruchu Szensztackiego.
Śledztwo w niedawno otwartych archiwach watykańskich sugeruje, że założyciel Ruchu Szensztackiego (ks. Josef Kentenich) miał manipulować, nadużywać władzy i stosować przemoc seksualną w stosunku do kobiet.
Jak poinformował niemiecki tygodnik katolicki „Tagespost”, włoski watykanista Sandro Magister i inne media, za teolożką i historyczką Kościoła Alexandrą von Teuffenbach podnieśli zarzuty na podstawie wcześniej nieupublicznionych dokumentów z archiwum watykańskiego z czasów pontyfikatu papieża Piusa XII. Wynika z nich, że oprócz manipulacyjnych zachowań założyciela, istniał przynajmniej jeden udokumentowany przypadek wykorzystania seksualnego w stosunku do członkini Instytutu Sióstr Maryi.
Kentenich, który był księdzem ze zgromadzenia pallotynów, założył w 1914 roku Ruch Szensztacki (Schönstattbewegung), będący świeckim ruchem apostolskim poświęconym szerzeniu pobożności Maryjnej. Więcej o sprawie piszemy tutaj.
Komentarz Tomasza Terlikowskiego zamieszczamy poniżej:
Kolejny założyciel potężnego i ważnego ruchu, a także zgromadzeń zakonnych, oskarżony o wykorzystywanie seksualne, a może bardziej o psychiczną, emocjonalną i duchową manipulacje. Mowa o o. Józefie Kantenichu, założycielu Ruchu Szensztackiego. Duchowny ten miał, według historyczki i teolożki Alexandry von Teuffenbach, cytowanej przez watykanistę Sandro Magistra nie tylko manipulować siostrami, ale także przynajmniej w jednym przypadku wykorzystać jedną seksualnie. Na poparcie tej tezy historyk podaje dokumenty z archiwum watykańskiego z czasów pontyfikatu papieża Piusa XII. Opis owych manipulacji rzeczywiście robi wrażenie, ale Ruch Szensztacki odpowiada, że zarzuty zostały dwukrotnie (raz za życia, podczas czternastoletniego zesłania, a drugi raz przed rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego) wyjaśnione, i że nie są prawdziwe.
Nie zamierzam rozstrzygać, jak było, bo prawdą jest, że założyciel Ruchu Szansztackiego i jego dzieło było szczegółowo badane już za jego życia, i że uznano zarzuty za nieprawdziwe. On sam zaś poddał się w posłuszeństwie decyzjom Stolicy Apostolskiej i czekał na rozstrzygnięcie sprawy. Fałszywe oskarżenia bywają krzyżem nakładanym na założycieli wspaniałych dzieł (ale z drugiej strony wiemy, że niektóre z nich są prawdziwe). Ta sprawa uświadamia jednak, co innego. Pan Bóg prowadzi teraz Kościół, nas wierzących, trudną drogą oczyszczenia naszej wiary z tego, co jest zaufaniem do ludzi, a nie do Boga, z tego, co jest podziwem dla wielkości instytucji, a nie dla Jezusa Chrystusa, z tego, co jest ludzką manipulacją, a nie realnym aktem wiary, i wreszcie z tego, co jest naszymi ludzkimi brakami, potrzebami, emocjonalnymi stanami, czasem sublimacjami czy kreacjami, a co nie jest jeszcze aktem ostatecznego zaufania Bogu. To trudny czas, bo im lepiej znamy psychologię, im więcej wiemy o ludzkim mózgu, ale też o metodach zafałszowywania psychicznego rzeczywistości, tym lepiej możemy dostrzec, że to, co część z nas uważa za wiarę w Boga wcale nią nie jest, jest natomiast usprawiedliwieniem własnych lęków, zniewolenia innych, metodą manipulowania, oddaniem własnej wolności w ręce manipulatorów, a niekiedy ucieczką przed życiem. To niebezpieczeństwo zawsze istniało, ale teraz widzimy je lepiej, a Bóg poprzez kolejne takie historie uświadamia nam to, coraz lepiej.
Skomentuj artykuł