Jakub Biel OSB: chciałbym, żeby ludzie, wychodząc z domu po pandemii, nie wynieśli z niego Kościoła

(fot. Tomasz Wieczorek)

"Zdałem sobie sprawę z tego, że do tej pory nigdy duszpasterstwo nie było tak obecne w internecie jak teraz, bo teraz to jest konieczność. Zauważyliśmy, że Facebook staje się poważnym kanałem ewangelizacji, że to nie jest zabawa w «pościki»" - mówi Jakub Biel OSB.

Ostatni raz rozmawialiśmy prawie rok temu o miejscu młodych ludzi w Kościele. W tej rozmowie poruszyło mnie jego szczere wyznanie: „Z ciężkim sercem mówiłem: „Nie, nie przychodźcie do kościoła”. Przecież do tej pory moja rola polegała na zapraszaniu ich do kościoła”.

Dzisiaj wspólnie zastanawiamy się nad tym, jak będzie wyglądał Kościół w Polsce po epidemii, jak ona wpłynie na duszpasterstwo młodzieży i jak towarzyszy młodym w tym szczególnym czasie.

DEON.PL POLECA

* * *

Julia Bondyra: O pierwszych odwołanych spotkaniach duszpasterstwa poinformowałeś 12 marca na Facebooku. Napisałeś wtedy: „Jestem cały czas do Waszej dyspozycji. Chcecie porozmawiać? Piszcie, dzwońcie, przychodźcie na indywidualne rozmowy”. Jakie były pierwsze reakcje, pierwsze wiadomości, pierwsze spotkania?

Jakub Biel OSB: Na początku nie było dużego odzewu, bo wszyscy byli zdezorientowani, nie wiedzieli, co się dzieje. Pierwsza reakcja to żal: tak dużo rzeczy mieliśmy zaplanowanych na Wielki Post, tyle się miało dziać: nocne drogi krzyżowe, dni skupienia, spotkania główne, próby chóru...

A pytali Cię, dlaczego tak jest, dlaczego akurat teraz?

Raczej nie. Wiedzieli, że skoro nie mogą chodzić do szkoły, to byłoby czymś dziwnym, gdybym ja ich tutaj zapraszał. Czekaliśmy na zarządzenia i na to, co się będzie działo na świecie, żeby nie podejmować pochopnych decyzji. W tym momencie duszpasterska troska wyrażała się w dbaniu o to, żeby ci, którzy należą do duszpasterstwa, byli zdrowi oraz żeby pandemia nie rozprzestrzeniała się jeszcze bardziej. Na początku nie byłem świadomy, tak jak chyba większość ludzi w Polsce, do jakich to rozmiarów urośnie. Z ciężkim sercem mówiłem: „Nie, nie przychodźcie do kościoła”. Przecież do tej pory moja rola polegała na zapraszaniu ich do kościoła. Ale nie można się obrazić na fakty, na to, że jest epidemia, i mówić, że to jest absurdalne. Epidemia jest faktem. Trzeba się do niego dostosować i dostosować rodzaj duszpasterstwa do zaistniałej sytuacji. Niektórzy dziękowali mi za trzeźwe decyzje, mówili, że tak trzeba było zrobić. Później pojawiły się pierwsze propozycje, co robić w zamian, żeby więzi pozostały w duszpasterstwie, żeby przepowiadanie o Jezusie dalej trwało, a formacja się nie przerwała.

Jako duszpasterz młodzieży bardzo szybko zareagowałeś na nową rzeczywistość: transmisje live z rozważaniami i adoracją, telekonferencje biblijne… Jakie propozycje jeszcze się pojawiły?

Od razu pojawiła się naturalna potrzeba umacniania siebie w wierze, towarzyszenia sobie nadal, tym bardziej jak ktoś jest w domu zamknięty i czuje się samotny. Zaczęliśmy od codziennych Wieczorynek, to spotkania na Facebooku o 18:30, podczas których komentuję Apoftegmaty Ojców pustyni, a potem modlimy się dziesiątkiem różańca.

Utworzyliśmy w naszym duszpasterstwie już pięć łódek modlitewnych. To akcja modlitewna, która wspiera przygotowania duchowe do Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. Mamy grupę 25 osób, które codziennie modlą się na różańcu w tej intencji. Postanowiliśmy, że możemy się modlić razem przez internet. Odmawiamy też wspólnie Kompletę lub modlitwę Jezusową. Chodziło przede wszystkim o to, żeby więź nie przestała istnieć. Przez Wielki Post codziennie publikowaliśmy jeden filmik z rozważaniami na dany dzień. Przed wybuchem epidemii w piątki spotykaliśmy się u nas w Tyńcu w kaplicy na adoracji, Lectio divina, Komplecie i pogaduchach, więc mamy to do dzisiaj, bo o 20:30 jest transmisja z kaplicy.

Po jakimś czasie zrozumieliśmy, że to jest cały czas przekaz w jedną stronę, ode mnie do ludzi. Pomyśleliśmy, że trzeba zrobić coś w drugą stronę, potrzeba ich zaangażowania. Oczywiście, składali filmy, promowali je, zakładali grupy dyskusyjne. Zobaczyli, że teraz wreszcie mają czas, żeby zająć się graficzną stroną naszego duszpasterstwa. Później Ania, Dominika i Tomek stwierdzili, że trzeba zrobić spotkanie wspólnotowe na Zoomie, więc przygotowali też quizy na Kahoocie. W czwartki tak się spotykamy: rozwiązujemy quizy, gramy w gry, rozmawiamy.

Zdałem sobie sprawę z tego, że do tej pory nigdy duszpasterstwo nie było tak obecne w internecie jak teraz, bo teraz to jest konieczność. Zauważyliśmy, że Facebook staje się poważnym kanałem ewangelizacji, że to nie jest zabawa w „pościki”.

Czy młodzi są chętni do modlitwy online i do spotkań? Jednak to trochę inna forma spotkania.

Na pewno jest to trochę trudniejsze, trzeba się do tego przyzwyczaić. Sowińscy, Marcin Zieliński robią uwielbienia już od dawna przez internet. Bardzo ich lubię, ale sam bym nie szukał takiej formy, nie robiłbym tego, gdyby nie pandemia. Teraz sami coś takiego organizujemy, bo jest to konieczność. W poniedziałek wielkanocny uwielbialiśmy Pana Boga przez internet pierwszy raz, to było duże przedsięwzięcie, bo ono nie było nadawane tylko ode mnie z kaplicy. Z kaplicy był obraz, ale głos był z domów moich przyjaciół z duszpasterstwa. Oni czytali rozważania, modlili się, a ja byłem w kaplicy przed ikoną i też czytałem fragment Ewangelii, ale to dzięki technologii, która teraz służy bardzo ewangelizacji, Bartek (świecki lider duszpasterstwa) mógł u siebie, siedząc w mieszkaniu, zbierać sygnały z Zooma z wielu innych miejsc, łączyć to z obrazem z kaplicy i w ten sposób naprawdę mieliśmy wrażenie wspólnoty. Nie tylko ja mówiłem, włączyli się w to inni i dało się czuć klimat uwielbienia. Pomiędzy rozważaniami były pieśni, nie dało się nie śpiewać, chociaż byłem sam w kaplicy. Wiem, że oni też czuli się bardzo we wspólnocie, dzięki środkom przekazu dystans się zmniejszył. Palą sobie świece, stawiają krzyż, ikonę, tworzą klimat we własnym domu. Dom dla wielu został odkryty jako miejsce modlitwy. Zobaczyli, że to jest miejsce na uwielbienie, brewiarz, adorację, Lectio divina. Przestaje to być temat tabu. To jest coś, co może nam pozostać po tej pandemii, żeby ludzie wychodząc z domu, nie wynieśli z niego religijności, Kościoła.

Nikt się z nich nie śmiał w domu?

Nic o tym nie wiem. Wiem za to od jednej rodziny, że zbierają się razem przed ekranem, żeby uczestniczyć w Wieczorynce czy w transmisji Mszy świętej, ale przed pandemią tak nie było, nie szli razem do kościoła. Teraz razem się modlą. Myślę, że to niejedna rodzina i nie tylko historia w Tyńcu. Ta sytuacja może być okazją do licznych nawróceń.

Czy w czasie świąt młodzi się Ciebie radzili, czy iść na Mszę albo do spowiedzi?

Otwarcie im mówiłem, że zalecam, żeby nie przychodzili, żeby pozostali w domach i dbali o swoje zdrowie, uczestniczyli we Mszy świętej u siebie w domu. Przez cały Wielki Tydzień mieliśmy zbiórki online z ministrantami i z członkami scholi, na których tłumaczyłem im kolejne dni Triduum Paschalnego. Dawałem wskazówki, jak mogą je przeżywać u siebie w domu, jak zadbać o konkretne symbole, żeby nadać tym wydarzeniom wymiar wyjątkowości.

Zachęcałeś do mycia nóg?

Też, ale wiedziałem, że to może być bardzo krępujące, więc zachęcałem też do duchowego umycia nóg, to znaczy, żeby w ten dzień, kiedy Chrystus pokazuje, że do końca nas umiłował, wybaczyć sobie w rodzinie, powiedzieć, że się kochamy, to też jest mycie nóg. Chciałem pokazać, że mycie nóg możemy rozciągnąć na całe życie, że to nie jest tylko jeden dzień, ale tak naprawdę rodzina polega na tym, że myje sobie nawzajem nogi poprzez obowiązki domowe, cierpliwość. Zachęcałem ich do tego, żeby postawili sobie przy odbiorniku symbole danego dnia. W Wielki Czwartek misę z wodą, w Wielki Piątek krzyż na stole, w Wigilię Paschalną zapaloną świecę.

(fot. Tomasz Wieczorek)

Czy nie widzisz takiego zagrożenia, że kiedy jest tyle transmisji Mszy, to może się pojawiać pytanie: po co wracać do kościoła, skoro wszystko jest w internecie?

Oni mają wielką tęsknotę za wspólnotą. Ja też! To jak czytanie na czytniku ebooków i czytanie książki tradycyjnej. Ja bardzo lubię czytniki, są wygodne w wielu sytuacjach, ale też bardzo lubię zapach książki. Wiele osób mi pisało i mówiło, że łączy się przez internet, ale tam nie poczuje się kadzidła, które będzie rozsiewało swoją woń podczas uroczystego Laudesu w Niedzielę Zmartwychwstania. Z jednej strony wygoda nas zawsze rozpręża, ale z drugiej – myślę, że jak skończy się pandemia, to tak jak ludzie będą chcieli wyjść na zewnątrz, wyjechać na wakacje, tak będą chcieli doświadczyć normalnej wspólnoty. Bardzo czekam na ten moment, kiedy zjawią się znowu w salce. Czasami kończę Wieczorynkę tak, że pokazuję im pustą salę i widzą łzę w moim oku, bo chciałbym żeby tu byli, chcielibyśmy tworzyć wspólnotę, spotkać się, pośmiać normalnie. Myślę, że brakuje nam fizycznego kontaktu, bliskości, przytulenia, podania ręki, uściśnięcia.

A do spowiedzi też zniechęcałeś i tłumaczyłeś, czym jest akt żalu doskonałego?

Też, to jest alternatywa, z której w takich sytuacjach jak pandemia, należy korzystać. Mamy również taką propozycję w opactwie, że można przyjmować sakramenty, umawiając się indywidualnie na spowiedź i Komunię. Spowiedź nie odbywa się w konfesjonale, tylko w dużej sali, gdzie jest duża odległość między spowiednikiem a penitentem.

Ludzie z tego korzystali?

Tak, ale nie było tłumów. Z Komunią świętą było podobnie. Były i są nadal wyznaczone godziny na indywidualną Komunię, ludzie przychodzili i pojedynczo albo rodzinami wchodzili do kaplicy. Udzielałem Komunii w maseczce i dezynfekowałem ręce po każdej udzielonej Komunii Świętej.

Przejdźmy do Ciebie. Wasze duszpasterstwo to miejsce pełne ludzi, spotkań, bycia ze sobą. Jak zmieniła się Twoja posługa w czasie kwarantanny? Jak czujesz się, mówiąc do kamery i nie widząc ludzi? Co czujesz, kiedy wchodzisz do sali, w której jeszcze przed chwilą było tyle bliskich Ci osób? Czego nauczyła Cię ta sytuacja jako duszpasterza młodzieży?

Pamiętam, jak przed pandemią ministranci przychodzili przed Mszą, dużo gadaliśmy, też o marzeniach. Chcieli zostać e-sportowcami albo youtuberami, ja się z tego troszeczkę śmiałem, a teraz w sumie sam stałem się youtuberem. Większość swoich działań przeniosłem do internetu, ale nie tylko. Mamy też akcje charytatywne, w których trzeba działać offline. Ostatnio pomagaliśmy siostrom benedyktynkom w Staniątkach. Ogłosiliśmy przez internet, że zbieramy paczki z żywnością. Ja potem przejadę przez Tyniec i okolice, pozbieram paczki wystawione przed domami i zawiozę je siostrom. Zebraliśmy bardzo dużo żywności, siostry były bardzo wdzięczne. Wczoraj przeprowadziliśmy akcję „Maseczka dla seniora”, bo od czwartku (16 kwietnia) trzeba nosić maseczki w miejscach publicznych.

Członkowie duszpasterstwa młodzieży razem ze swoimi rodzicami, dziadkami w domach szyli maseczki. Potem przyjeżdżałem, zbierałem je i razem z jednym z dorosłych członków naszego duszpasterstwa osobno rozwoziliśmy po Tyńcu jako prezenty dla starszych ludzi. Wkładaliśmy im do skrzynek na listy po kilka maseczek wielokrotnego użytku razem z instrukcjami, jak o nie dbać. Będziemy je dalej rozdawać, bo mamy ich dość dużo.

A głoszenie przez internet?

Na początku wydawało mi się takie śmieszne, a potem zauważyłem, jak bardzo jest potrzebne. Oczywiście, pierwszy raz to było takie skrępowanie: nagrać się, wrzucić do sieci, w której zawsze ktoś to może skrytykować, więc staram się wybierać takie treści, których jestem pewny. Ja też nie jestem jakoś technicznie niesamowicie rozwinięty, ale dzięki temu już zrobiłem pierwsze relacje na Facebooku i teraz robię je codziennie. Poznałem nowe programy. Kolejna nasza inicjatywa to koleżeńskie korepetycje przez internet. Jestem z wykształcenia polonistą, wczoraj na przykład dawałem przez trzy godziny korepetycje z języka polskiego dla chłopaków z czwartej i ósmej klasy. Duszpasterstwo to też pomoc w tym, co jest im potrzebne na daną chwilę. Jeden z naszych koordynatorów duszpasterstwa stworzył bazę korepetytorów i chcemy opublikować to jako „ofertę”. Okazuje się, że wcale nie mam więcej czasu niż wcześniej. Cieszę się, że dziewczyny robią spotkania, panowie dbają o zaplecze techniczne: o to, żeby jakość obrazu była dobra, interesują się grafiką. Mam taką nadzieję, że nasze duszpasterstwo nie umarło, że pandemia nie przeszkadza nam w tym, żeby się zbliżać do Pana Boga i utrzymywać więzi między nami. Ci, co chcieli tu przychodzić, tak samo chcą się łączyć przez internet i zależy im na tym. A może i innych pozyskamy?

Epidemia wpłynęła głównie pozytywnie na duszpasterstwo?

Tak, myślę, że uaktywniło się dużo osób ze swoimi zdolnościami technicznymi, organizacyjnymi i dzieją się rzeczy, których nigdy bym się nie spodziewał, że będziemy robić. Nigdy bym nie zrobił live’a ani uwielbienia online. Nagle konieczność staje się okazją. Powtarzam im to bardzo często: mamy konieczność pozostania w domu, ale ona staje się okazją „do”. Jedna dziewczyna napisała mi bardzo dojrzale, że teraz ma więcej czasu na modlitwę i rzeczywiście się stara. Na tyniec.tv oglądała wszystkie nasze poranne modlitwy z Wielkiego Tygodnia. Mówi, że teraz się stara, tak łatwiej jej się modlić, ale co będzie, jak się to skończy? Jak da się wciągnąć w ten wir? Myślę, że pandemia jest okazją do tego, żeby się rozmodlić, tak indywidualnie. Żeby Kościół wszedł do domu, stał się Kościołem domowym i żeby tam się osiedlił nawet wtedy, kiedy skończy się już pandemia. Żeby Kościół nie był tylko niedzielną Mszą świętą albo duszpasterstwem. Myślę, że to może być czas wewnętrznego egzaminu z wiary. Teraz mamy łatwość dostępu do treści religijnych, ale i tak trzeba kliknąć. Trzeba chcieć to zrobić, to jest wszystko w mojej gestii.

Jak myślisz, co z Kościołem w Polsce zrobi epidemia? Jak będzie wyglądał Kościół po epidemii?

Nie wiem, co zrobi z Kościołem w Polsce, nie mam pojęcia, ale spodziewam się, jak może wyglądać nasz lokalny kościół w Tyńcu czy w duszpasterstwie. Najpierw będzie wielka radość z powrotu i na początek, mam nadzieję, salka będzie pełna, a ludzie stęsknieni. Myślę też, że wiele form internetowych, które wypracowaliśmy, musi zostać utrzymanych, bo zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to jest ważne. To, co się też zmieni, to większa świadomość i radość z tego, co mamy: Eucharystia, sakramenty, bliskość innych ludzi. Wszystko to, co możemy robić razem. Teraz w wielu osobach ujawnia się taka kreatywność w szukaniu sposobów na to, żeby być razem. Myślę, że ta pandemia wyzwala w nich potencjał kreatywności, który chciałbym, żeby owocował dalej, kiedy tu wrócą. Może też w pewien sposób zmienić się struktura duszpasterstwa, to znaczy, że oni będą robili coraz więcej, a ja coraz mniej. Dla naszego młodego duszpasterstwa to jest ważny etap wychodzenia spod opieki „tatusia”, który wszystko zawsze zrobi i poda, do dzielenia się odpowiedzialnością. To może być duży egzamin i szansa na rozwój.

Czego się boisz?

Boję się, że kogoś stracimy, że ktoś nie wróci, że ktoś rzeczywiście przyzwyczai się do wygody albo odzwyczai się od wspólnoty, bo okaże się, że jego religijność polegała na tradycji i teraz ta tradycja została przerwana. Być może nie będzie chciał do niej wrócić, bo okaże się, że już zbyt długo w niej nie jest. A z drugiej strony ktoś może się przyzwyczaić i będzie pragnął tych spotkań. Tak naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać. Robimy wszystko, żeby podtrzymać w ludziach wiarę, wspólnotę, relację z Bogiem i z drugim człowiekiem takimi środkami, jakie mamy, ale jeszcze jest druga rzecz, czyli praca indywidualna.

Epidemia trwa już ponad miesiąc. Jakie telefony teraz odbierasz? Jakie wiadomości? Jak często słyszysz „ja już nie dam rady”?

Jedna z liderek duszpasterstwa powiedziała mi, że założyła pozytywny zeszyt, w którym codziennie wieczorem wypisuje z każdego dnia trzy rzeczy, które ją ucieszyły i za które jest wdzięczna. To mnie urzekło. Widać, że jest im trudno, że się niecierpliwią, jest tęsknota i pragnienie bycia razem. Mnie samego ratuje to, że mam dość dużo zajęć i cały czas wydaje mi się teraz, że mam więcej kontaktu z młodymi niż miałem wcześniej. Wczorajszy dzień miałem ustawiony minuta po minucie. Pomyślałem: jest kwarantanna, a ludzi jest tu wirtualnie więcej niż wcześniej (śmiech).

A co Cię w tym wszystkim prowadzi?

Trzyma mnie to, że codziennie widzę na Facebooku i na innych komunikatorach ludzi, którzy są spragnieni kontaktu z Bogiem i z drugim człowiekiem, że jest życie, pomimo tego wszystkiego. Pamiętam o cytacie z Pisma Świętego „mimo drzwi zamkniętych”, bo Pan Jezus naprawdę przychodzi mimo drzwi zamkniętych. Ten cytat jest dla mnie światłem, bo Jezus przynosi pokój, mimo drzwi zamkniętych. To jest niesamowite pocieszenie. Jezus, który przychodzi, i ludzie, którzy chcą Go przyjąć.

brat Jakub Biel - benedyktyn, opiekun Duszpasterstwa Młodzieży KARP, Liturgicznej Służby Ołtarza i scholi parafialnej przy opactwie w Tyńcu. Studiował polonistykę na UP w Krakowie, obecnie studiuje w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Polskiej Prowincji Dominikanów

WIĘCEJ TEKSTÓW ZNAJDZIESZ TUTAJ:

(fot. AJ / DEON.pl)

Dziennikarka i redaktorka, często ogarniacz wielu rzeczy naraz od terminów po dobrą atmosferę. Na co dzień pisze autorskie teksty oraz zajmuje się działem "Inteligentne życie" i blogosferą blog.deon.pl. Prowadzi także bloga wybieramymilosc.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jakub Biel OSB: chciałbym, żeby ludzie, wychodząc z domu po pandemii, nie wynieśli z niego Kościoła
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.