Cisza w której działa Bóg [ROZMOWA]
"Jest pokusa, żeby w momencie, kiedy dziecko odchodzi, kiedy jest wielkie napięcie i bardzo silne emocje, to by te emocje zagadywać, wiele mówić, pocieszać. Im dłużej jestem w hospicjum przekonuję się, że czasem po prostu nie da się nic powiedzieć. Trzeba milczeć" - mówi ks. Józef Habina, kapelan w hospicjum dla dzieci.
Michał Lewandowski: Jak trafił ksiądz do hospicjum?
Ks. Józef Habina: W Krakowskim Hospicjum dla Dzieci im. ks. Józefa Tischnera pracuję od 2016 roku. Wcześniej nie było w nim kapelana. Na prośbę Prezesa Hospicjum, Adama Cieśli, zostałem tam skierowany przez Ks. Kard. Stanisława Dziwisza. Hospicjum w którym jestem kapelanem to hospicjum domowe. Opieka nad chorymi dziećmi odbywa się w ich domach rodzinnych na terenie całej Małopolski.
To księdza jedyna posługa?
Nie, oprócz hospicjum pracuję jeszcze w jednej z krakowskich parafii, gdzie pełnię obowiązki wikarego.
Na czym polega księdza praca w hospicjum?
W hospicjum działam na kilku płaszczyznach. Moja posługa polega przede wszystkim na byciu z ludźmi, którzy do niego należą. Jeżdżę i spotykam się z chorymi dziećmi i ich rodzinami, udzielam sakramentów Komunii Świętej i Namaszczenia chorych, przygotowuję starsze dzieci do sakramentu Bierzmowania, udzielam także czasami sakramentu Chrztu Świętego. Wspieram, rozmawiam, prowadzę także pogrzeby dzieci z hospicjum.
Czyli klasyczna kapłańska posługa?
Zasadniczo tak. Choć są też pewne "nietypowe" posługi jak np. udzielanie Chrztu św. dzieciom w hospicjum perinatalnym.
Na czym ono polega?
Nasze hospicjum działa na trzech obszarach. Pierwszy obszar to hospicjum domowe, które opiekuje się chorymi dziećmi. Drugi obszar to wsparcie dla rodzin po stracie dziecka. Trzeci obszar to hospicjum perinatalne, czyli zajmujące się nieuleczalnie chorymi dziećmi przed ich narodzeniem. Jeśli trafia do nas rodzina, która spodziewa się chorego dziecka, to jako hospicjum staramy się zapewnić jej wsparcie lekarskie, psychologiczne, a także duchowe. Jeśli rodzice wyrażają chęć, jadę do szpitala kiedy odbywa się poród chorego dziecka i udzielam sakramentu Chrztu Świętego.
Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o rodzicach, którzy stracili swoje dzieci.
Tak jak wspomniałem, to jeden z obszarów działania hospicjum i mój przy okazji. Jeśli jest u nas rodzina z chorym dzieckiem i to dziecko umiera, wówczas rodzina nadal może pozostać pod naszą opieką. Mogą się do nas zgłaszać także takie rodziny, które są już po stracie dziecka. Im też oferujemy pomoc.
Na jakiej zasadzie?
Rodzinom po stracie dziecka udzielamy głównie pomocy psychologicznej i duchowej. Do tego służą spotkania indywidualne lub grupowe, Msze Święte (np. z racji Dnia Dziecka Utraconego), wspólne wyjazdy i inne formy aktywności, które sprawiają, że małymi krokami dokonuje się proces wychodzenia z żałoby. Aktualnie ja jako kapelan organizuję hospicyjną drogę krzyżową.
Jak Ksiądz może pomóc osobom, które tracą dziecko?
Nie da się nigdy przygotować w pełni do odejścia dziecka. To zawsze jest moment w którym rodzina przeżywa ogromną stratę. Jako ksiądz mogę po prostu być z tymi, którzy cierpią, modlić się z nimi i za nich. Sam fakt tego, że jest ksiądz, że ci ludzie mogą się do niego zwrócić, że on może wskazać, jak na przykład zorganizować pogrzeb to już jest dla nich bardzo wiele. I daje im to duże poczucie bezpieczeństwa. Tym bardziej, że zazwyczaj dotyczy to młodych rodzin czy małżeństw, które nierzadko po raz pierwszy mają do czynienia z tak trudnym doświadczaniem jakim jest śmierć i pogrzeb własnego dziecka.
Jest ksiądz przy śmierci dziecka?
Jeżeli mam taką możliwość, to oczywiście tak. Wtedy po prostu jestem, modlę się. Myślę, że obecność jest dla takiej rodziny najważniejsza. W przypadkach, kiedy osobiście nie dam rady być z nimi, zwracają się oni do swoich księży z parafii w których mieszkają. Najważniejsze jest to, żeby rodzina czuła się zaopiekowana przez cały czas odchodzenia dziecka, pogrzebu i w dniach, które następują po tych trudnych wydarzeniach.
Co jest księdza zdaniem najważniejsze w rozmowie z rodzicami dziecka, które odeszło?
Przyznam szczerze, że z czasami najtrudniejsze jest to, żeby nic nie powiedzieć. Jest pokusa, żeby w momencie, kiedy dziecko odchodzi, kiedy jest wielkie napięcie i bardzo silne emocje, to by te emocje zagadywać, wiele mówić, pocieszać. Im dłużej jestem w hospicjum przekonuję się, że czasem po prostu nie da się nic powiedzieć. Trzeba milczeć. Trzeba wytrzymać trudną ciszę i mieć przekonanie, że w tej ciszy najmocniej działa Bóg. To wcale nie jest takie łatwe. Obecnie my ludzie ogólnie mamy problem z ciszą. Z drugiej strony jako ksiądz wiem, że rodzice nieraz oczekują ode mnie, że coś powiem. Staram się wtedy pokazywać im perspektywę tego, co dalej, czyli perspektywę życia wiecznego, do którego wszyscy jesteśmy powołani. Śmierć dziecka nie jest końcem jego relacji z rodzicami. Mimo, że nie ma go z nimi fizycznie, to ono jest dalej, ale na inny sposób. W naszej wierze wielką rolę odgrywa prawda o tajemnicy Świętych obcowania. Już kilka razy przekonałem się o tym, że zmarłe dzieci ingerują w życie rodziców i wstawiają się za nimi. Ta prawda o Świętych obcowaniu może pomóc rodzicom przeżyć żałobę, ale także podjąć na nowo trud codziennego życia. Z nadzieją, że kiedyś spotkają się w niebie ze swoim dzieckiem. Warto również pokazać rodzicom, że ich życie toczy się dalej, a doświadczenie utraty dziecka może paradoksalnie stać się ich duchowym bogactwem. Czymś, co będzie ich rozwijać w miłości i pomoże zbliżyć się jeszcze bardziej do Boga i do drugiego człowieka. To na pewno wymaga trudu i zaufania, a przede wszystkim czasu. Jestem jednak przekonany, że Pan Bóg z każdego trudnego doświadczenia potrafi wyprowadzić jakieś dobro.
Czy w czasie rozmowy z rodzicami zmarłego dziecka są rzeczy, których nigdy nie wolno powiedzieć?
Trzeba unikać stwierdzeń takich jak: "Pan Bóg tak chciał", "taka była wola Boża". Bóg nie chce cierpienia człowieka, ani tym bardziej jego śmierci. A to, że dopuszcza takie doświadczenia jest jakąś Jego wielką tajemnicą, wobec której trzeba po prostu zamilknąć. Zresztą sam Bóg również doświadczył ogromnego cierpienia i wie, czym jest śmierć własnego dziecka, o czym przypomina nam obecny czas Wielkiego Postu. Ponadto to, czego nie wolno mówić rodzicom, to tego, że śmierć ich dziecka jest karą za grzechy. To jest coś, co może dokonać bardzo wielkich szkód duchowych i wzbudzić okropne poczucie winy u rodziców.
Z drugiej strony można przejść w pocieszanie, które działa dokładnie przeciwnie.
Tak, mówienie, że "będzie dobrze", albo "nie martwcie się" jest trochę nie na miejscu. Nie chodzi o to, żeby nie mówić o nadziei, czy prawdzie o Zmartwychwstaniu. Trzeba o tym mówić. Ale trzeba również umieć przeżywać trudne emocje. Płakać, z tymi, którzy płaczą - jak uczy sam Jezus. Chodzi o zwyczajną empatię.
Dać prawo do smutku?
Tak. I do przeżywania po kolei etapów żałoby. Bardzo ważne jest, aby przeżyć żałobę, aby strata była opłakana. Trzeba dać ludziom do tego prawo, a także dać im prawo do złości, buntu, zadawania pytań o sens, obecność Boga i Jego działanie. Nie można przysypywać trudnych emocji tanimi pociechami, ani tym bardziej udawać, że nic takiego się nie stało.
Czym duszpasterstwo rodziców dzieci, które odeszły, różni się od duszpasterstwa - nazwijmy je - klasycznego?
Śmierć dziecka jest doświadczeniem wyjątkowym. W takim sensie, że trudno je porównać do czegokolwiek innego. Taka śmierć jest nienaturalna patrząc na porządek życia. Nagła śmierć dziecka bądź śmierć w wyniku ciężkiej choroby to zawsze jest coś, co burzy porządek. To szalenie dotyka ludzi, którzy zostają, szczególnie rodziców, rodzeństwo. Zupełnie inaczej niż w przypadku osoby starszej, gdzie śmierć jest o wiele bardziej naturalna, choć zapewne również bardzo bolesna. W jednym i drugim byciu z ludźmi potrzeba tego samego, ale wydaje mi się, że w duszpasterstwie osób po stracie dziecka trzeba być szczególnie wrażliwym na to, co się mówi i jak się mówi. To jest trudne. W normalnej posłudze księdza w parafii pogrzeby dzieci nie zdarzają się często. U mnie właściwie nie ma innych.
Co dla księdza jest najtrudniejsze w swojej pracy?
Najtrudniejsze jest to, że nie zawsze jestem w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby naszych podopiecznych i ich rodzin. W naszym hospicjum jestem jedynym kapelanem. Jak już wcześniej wspomniałem jest to hospicjum domowe. Z tej racji muszę dojeżdżać do danych rodzin, a to zajmuje sporo czasu. Oprócz tego trudnością jest pewne poczucie bezradności. Czasem chciałabym pomóc, zrobić cokolwiek, a wiem, że mogę tylko być. Miewam wątpliwości, czy to wystarczy. Mimo to wierzę, że Bóg posługuje się słabymi narzędziami. Robię tyle ile mogę, a resztę oddaję Jemu.
Targają księdzem wątpliwości?
Nie są to wątpliwości związane z wiarą. Wierzę, że Pan Bóg bardzo mocno działa w moim życiu oraz w życiu tych, do których jestem posłany. Wątpliwości dotyczą bardziej tego, czy to co robię, robię wystarczająco dobrze dla tych, którzy szukają i potrzebują mojego wsparcia.
Kluczowe jest wyczucie?
Czasem powiedzenie jednego słowa za dużo może spowodować spore szkody. Dlatego modlę się o mądrość, żebym wiedział, co i kiedy powiedzieć. I również bardzo o tę modlitwę proszę.
Ks. Józef Habina - kapelan w Krakowskim Hospicjum dla Dzieci im. ks. Józefa Tischnera. Jeśli potrzebujesz skorzystać z pomocy księdza napisz lub zadzwoń: ks.jozef@hospicjumtischnera.org / 663 995 520
Michał Lewandowski - dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog, koordynuje projekt "Wspólny Dom" poświęcony ekologii chrześcijańskiej
Skomentuj artykuł