- Dzięki Róży moja wrażliwość na zmarłych łączy się ze współczuciem - serce dzieli się z innymi, przez co staje się mniej obecne w tym świecie. Nie chcę powiedzieć, że obumiera, bo serce powinno budzić się i rozkwitać do życia. Dlatego powiem: obumiera dla świata, a rodzi się dla nieba - mówi Kasia, mama Róży, która narodziła się dla nieba, zanim przyszła na świat.
- Dzięki Róży moja wrażliwość na zmarłych łączy się ze współczuciem - serce dzieli się z innymi, przez co staje się mniej obecne w tym świecie. Nie chcę powiedzieć, że obumiera, bo serce powinno budzić się i rozkwitać do życia. Dlatego powiem: obumiera dla świata, a rodzi się dla nieba - mówi Kasia, mama Róży, która narodziła się dla nieba, zanim przyszła na świat.
Twitter/dm
„Umarł kawałek mojego serca” - napisała na Twitterze Maria Witecka, ciocia „Pana Torpedy”, czyli 8-letniego Natana Gajka z Sosnowca. Chłopiec chorował na raka - neuroblastomę IV stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych, szpiku i kości. W swojej chorobie dziecko pozostawało inspiracją dla wielu.
„Umarł kawałek mojego serca” - napisała na Twitterze Maria Witecka, ciocia „Pana Torpedy”, czyli 8-letniego Natana Gajka z Sosnowca. Chłopiec chorował na raka - neuroblastomę IV stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych, szpiku i kości. W swojej chorobie dziecko pozostawało inspiracją dla wielu.
"W czasie tego porodu był z nami również ksiądz. Modliliśmy się wspólnie, a Octavia przyszła na świat przy słowach modlitwy „Zdrowaś Mario”. Jedyną osobą, która wtedy płakała w tym pokoju, byłam ja" - mówi doktor Anita Stola, neonatolog.
"W czasie tego porodu był z nami również ksiądz. Modliliśmy się wspólnie, a Octavia przyszła na świat przy słowach modlitwy „Zdrowaś Mario”. Jedyną osobą, która wtedy płakała w tym pokoju, byłam ja" - mówi doktor Anita Stola, neonatolog.
facebook.com / pp
"Kamyczek", czyli mały Kamilek, urodził się z nieuleczalnymi chorobami genetycznymi. Rodzice od razu oddali go pod opiekę hospicjum stacjonarnego w Łodzi. Zmarł po 7 tygodniach. dzięki Fundacji Gajusz udało się go pochować.
"Kamyczek", czyli mały Kamilek, urodził się z nieuleczalnymi chorobami genetycznymi. Rodzice od razu oddali go pod opiekę hospicjum stacjonarnego w Łodzi. Zmarł po 7 tygodniach. dzięki Fundacji Gajusz udało się go pochować.
ks. Józef Habina / Michał Lewandowski
"Jest pokusa, żeby w momencie, kiedy dziecko odchodzi, kiedy jest wielkie napięcie i bardzo silne emocje, to by te emocje zagadywać, wiele mówić, pocieszać" - mówi ks. Józef Habina, kapelan w hospicjum.
"Jest pokusa, żeby w momencie, kiedy dziecko odchodzi, kiedy jest wielkie napięcie i bardzo silne emocje, to by te emocje zagadywać, wiele mówić, pocieszać" - mówi ks. Józef Habina, kapelan w hospicjum.
{{ article.published_at }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}