Co to jest "limbus", czyli gdzie trafiają dusze nieochrzczonych dzieci?
Jeszcze niedawno wierzono, że dusze nieochrzczonych dzieci nie przebywają w niebie i nigdy nie doświadczają Bożej obecności. Jak jest naprawdę? Oby ten tekst rozwiał wszystkie wątpliwości.
"Gdzie trafiają dusze nieochrzczonych dzieci?" Pierwszy raz usłyszałem to pytanie na lekcji religii. Byłem pewien, że odpowiedź, jakiej udzieli katecheta, będzie brzmiała: "do nieba". Usłyszałem tymczasem o "limbusie", dziwnej przestrzeni, gdzieś na skraju piekła, pozbawionej obecności Boga, ale również związanych z tym cierpień. Wydała mi się jałowa, smutna i bardzo odległa. Czułem, że los, jaki spotyka nieochrzczone dzieci, "nie pasuje" do Boga, który kocha każdego człowieka i nie chce pozbawiać ludzi szansy na zbawienie, szczególnie tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych.
Co to jest "limbus"?
Słowo "limbus", inaczej "otchłań", oznacza miejsce przebywania dusz zmarłych, nie z własnej winy pozostających "poza kręgiem zbawienia". Limbus to po łacinie brzeg, obwód lub okrąg jakiejś rzeczy. Taką definicję "limbusu" można było znaleźć w przedsoborowych opracowaniach. Oprócz "otchłani ojców" (limbus patrum) - miejsca, do którego trafiały dusze ludzi przed przyjściem Zbawiciela i które przestało istnieć w momencie śmierci Jezusa na krzyżu - wyróżniały one również "otchłań dzieci" (limbus puerorum), w której miały przebywać dusze dzieci zmarłych "w grzechu pierworodnym, czyli bez Chrztu".
Na pytanie, co dzieje się z duszami przedwcześnie zmarłych dzieci, próbowano odpowiedzieć już w V wieku. Święty Augustyn uważał, że dusze osób, które zmarły bez chrztu świętego - w tym dzieci - idą do piekła. O "otchłani", w której "nie ma żadnych kar, lecz naturalne szczęście", daleko jednak odbiegającej "od pełni błogosławionego szczęścia", zaczęto mówić dopiero w wieku XII (G. O’Collins SJ, Edward G. Farrugia SJ, Zwięzły słownik teologiczny, WAM, Kraków 1993).
Jak mówi Marta Ficoń, doktor nauk teologicznych i autorka artykułów z zakresu teologii dogmatycznej, "pod nazwą «limbus» scholastycy rozumieli «miejsce» na skraju piekła, stanowiące jednak jego integralną część, gdzie nie ma «poena sensus», czyli kary zmysłów i ognia piekielnego, a istnieje tam jedynie «poena damni», czyli ciemności pozbawienia widzenia Boga.
"Według większości scholastyków, pomimo wiecznego braku wizji uszczęśliwiającej, dzieci w otchłani nie cierpią, ponieważ nie wiedzą, czego zostały pozbawione, nie wiedzą, że istnieje nadprzyrodzoność. Cieszą się nawet pewną dozą przyrodzonej wiedzy, poznania i miłości, ale tylko w granicach ich ograniczonej natury. Spędzają wieczność, kontemplując Boga do tego stopnia, do jakiego pozwoli im natura, nigdy nie podejrzewając, że przeznaczone były do czegoś nieskończenie bardziej chwalebnego. Wiedzą, że Chrystus jest ich Panem i Bogiem, ale nie znają Jego nadprzyrodzonej chwały i jawi im się On jako horyzont, do którego nigdy nie dotrą. Według Tomasza nie smucą się tym jednak, ponieważ zdają sobie sprawę, że nie warto pragnąć czegoś, czego nie można mieć".
Choć istnienie "Limbus puerorum" wydaje się dziś nieprawdopodobne, a jego istnienie nigdy nie należało do dogmatów wiary i nie ma o nim mowy w Katechizmie Kościoła Katolickiego, jeszcze kilkanaście lat temu właśnie w taki sposób próbowano wytłumaczyć to, co dzieje się z duszami przedwcześnie zmarłych, nieochrzczonych dzieci.
"Limbus" i Bóg do siebie nie pasują!
Jako chrześcijanie wierzymy w Boga troszczącego się o wszystkich ludzi, szczególnie najmniejszych i najbardziej bezbronnych. W Ewangelii św. Marka czytamy, że Jezus szczególną miłością otoczył dzieci. Kiedy uczniowie zabraniali im przychodzić do Mistrza, On oburzył się i powiedział: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże". I dalej: "Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego". Potem "brał je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je". Czy można wyobrazić sobie obraz bardziej czułego i kochającego Boga? Trudno uwierzyć, by Chrystus, który tak odnosił się do dzieci, mógłby pozbawiać je możliwości przebywania z Nim w niebie, dlatego że nie zdążyły przyjąć chrztu, bo przyszły na świat martwe.
Marta Ficoń przyznaje, że choć po Soborze Watykańskim II zaczęto odchodzić od propagowania teorii otchłani, wierni nadal "przeżywali katusze, słysząc od swych duszpasterzy, że ich zmarłe przedwcześnie dziecko jest w otchłani i nie widzi swego Stwórcy".
Takie podejście postanowił zmienić raz na zawsze Jan Paweł II, który w 2004 roku zlecił zbadanie sprawy "limbusu" Międzynarodowej Komisji Teologicznej.
Dusze nieochrzczonych dzieci nie idą do otchłani
Trzy lata później komisja ta ogłosiła dokument zatytułowany "Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu". Został on w całości zaaprobowany przez Benedykta XVI i rzucił nowe światło na to, co dzieje się z przedwcześnie zmarłymi dziećmi.
Kard. Luis Ladaria Ferrer SJ, sekretarz komisji, podkreślił, że formułując nowe stanowisko w spawie losu nieochrzczonych dzieci, brano pod uwagę trzy czynniki: miłosierdzie Boże, pośrednictwo Chrystusa oraz fakt, że Jezus szczególną miłością i troską otaczał dzieci. Natomiast pojęcie "otchłani", wprowadzone w XVIII wieku, było wyrazem "zbyt zawężonej i rygorystycznej wizji zbawienia".
Autorzy dokumentu podkreślili, że istnieją "poważne podstawy teologiczne i liturgiczne do nadziei, że dzieci zmarłe bez chrztu doznają zbawienia i zażywają błogosławionego szczęścia". Zwrócili jednocześnie uwagę na to, że zarzucenie pojęcia "otchłani przeznaczonej dla dzieci" jest nie tylko decyzją teoretyczną, lecz dotyczy "niecierpiącego zwłoki problemu natury duszpasterskiej" z dwóch co najmniej powodów - ze względu na rosnącą liczbę dzieci umierających bez chrztu oraz "ofiary aborcji".
Marta Ficoń dokonała zestawienia najważniejszych wniosków z pracy komisji:
- Teoria otchłani nigdy nie stała się definicją dogmatyczną, a mimo to pozostaje teologicznie możliwą hipotezą - jest to teoria "problematyczna", którą wraz z rozwojem nauczania można uważać za "przezwyciężoną w świetle większej nadziei teologicznej".
- Istnieją teologiczne i liturgiczne racje uzasadniające nadzieję, że te dzieci osiągną wieczne szczęście, chociaż brakuje wyraźnego nauczania Objawienia na ten temat.
- Żadnego z twierdzeń nie można rozumieć w sensie negującym konieczność chrztu czy opóźniającym jego udzielenie i nie można pomijać tragicznych konsekwencji grzechu pierworodnego, który jest oddzieleniem od Chrystusa i wyklucza możliwość oglądania Boga.
- Dopiero historyczny i teologiczny rozwój w ciągu wieków, aż do Soboru Watykańskiego II, uzmysłowił potrzebę uwzględniania tego zagadnienia w szerszym zakresie nauki wiary i przemyślenia na nowo w kontekście zasady hierarchii prawd. Uwzględniając hierarchię prawd, Kościół wychodzi od prymatu Chrystusa i Jego łaski nad Adamem i grzechem. Konieczność chrztu nie sprzeciwia się powszechnej woli zbawczej Boga, a dzieci nie stawiają żadnej osobistej przeszkody działaniu łaski odkupieńczej, która jest czystym darem Boga.
Dokument wymienia również podstawy teologiczne, na których opiera się nadzieja zbawienia tych dzieci:
- Miłosierna dobroczynność Boga "bogatego w miłosierdzie" (Ef 2,4), "Miłośnika ludzi", który swą łaską dotyka każdego człowieka i nie wymaga od niego rzeczy niemożliwych, gdy otrzymanie chrztu nie jest realne.
- Solidarność Chrystusa z całym rodzajem ludzkim, dla którego żył, umarł, zmartwychwstał i przez ludzką naturę się z nim zjednoczył, oraz priorytet tej solidarności nad więzią ludzkości z grzesznością Adama (możliwość chrztu in voto - Kościoła, rodziców i samego dziecka).
- Więź z Kościołem i udział w obcowaniu świętych - wszyscy żyją w jakiejś formie odniesienia do Chrystusa i do Kościoła, który już doświadcza życia łaski w świętych obcowaniu, do czego wszyscy są powołani. Zwłaszcza w sprawowaniu Eucharystii Kościół obejmuje swą modlitwą wszystkich, także dzieci zmarłe bez chrztu. Nadprzyrodzone więzi komunii pozwalają Kościołowi wstawiać się za dzieckiem i wyrażać skuteczne przed Bogiem votum baptismi. Nie ma zbawienia, które nie pochodziłoby od Chrystusa i nie byłoby eklezjalne ze swej natury.
- Przedstawiono przede wszystkim zmiany, jakie zaszły w obrzędach pogrzebowych i modlitwach za dzieci po Soborze Watykańskim II. Modlitwa liturgiczna wyraża nadzieję na miłosierdzie Boga, którego miłującej trosce powierza się dziecko, jest także odzwierciedleniem i formą zmysłu wiary Kościoła.
Obserwatorzy przyglądający się pracom komisji przypomnieli, że kard. Joseph Ratzinger, który do chwili konklawe w kwietniu 2005 roku stał na czele Międzynarodowej Komisji Teologicznej, już w 1984 roku nie ukrywał, że nie był zwolennikiem pojęcia "otchłani", będącego "jedynie hipotezą teologiczną".
Każde dziecko ma prawo do pogrzebu
Śmierć małego dziecka to wyjątkowo bolesna strata dla rodziców, bez względu na to, czy nastąpiła w wyniku poronienia, czy nie. Z tego powodu Kościół katolicki nie tylko pozwala, ale również zachęca do tego, by takie dzieci miały odprawiany pogrzeb.
Ksiądz Aleksander Sobczak, który w 2012 roku pełnił funkcję wiceoficjała Trybunału Metropolitarnego w Gnieźnie, w obszernym wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej wyjaśnił, że obrzędy pogrzebowe dziecka zmarłego w wyniku poronienia praktycznie nie różnią się od obrzędów pogrzebowych dziecka ochrzczonego. Co więcej, dopuszczają możliwość sprawowania Mszy św. w czasie pogrzebu.
"Odpowiednie teksty liturgiczne i modlitwy znajdują się zarówno w Mszale, jak i obrzędach pogrzebowych. Są one dostosowane zarówno do sytuacji, jak i uwzględniają specyficzny charakter pogrzebu małego dziecka" - powiedział ks. Sobczak.
Duchowny podkreślił również, że kapłani "poprzez sposób odprawienia pogrzebu takiego dziecka, również wcześniej urodzonego lub płodów poronionych - ochrzczonych lub nie - powinni z jednej strony ukazywać naukę Kościoła o szacunku dla każdego poczętego życia, a z drugiej strony mieć na uwadze ból i cierpienie rodziców. Rodzi się więc tutaj postulat, aby w przypadku pogrzebu małych dzieci lub płodów poronionych nie iść na skróty, ale sprawować pełne obrzędy. Przepisy Kościoła nie tylko na to pozwalają, ale wręcz do tego zachęcają".
Jako chrześcijanie wierzymy, że wspólnota Kościoła jest prowadzona przez Ducha Świętego i stawia czoło nowym wyzwaniom zawsze w oparciu o światło Ewangelii. Kiedyś uważano, że przedwcześnie zmarłe dzieci nie trafiają do nieba, ale do "limbusu". Dziś dzięki zmianie, jaka dokonała się w naszej mentalności, i pełnemu szacunku podejściu do życia wierzymy, że śmierć dziecka w wyniku poronienia wcale nie musi oznaczać dla niego braku uczestnictwa w radości zbawienia. Oby ta wiadomość przyniosła ulgę i ukojenie rodzicom dotkniętym przedwczesną stratą dziecka.
***
Piotr Kosiarski - redaktor DEON.pl, dziennikarz, bloger, podróżnik i obserwator świata. Interesuje się turystyką kolejową i przyrodniczą. Lubi chodzić po górach i nurkować. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży
Skomentuj artykuł