Dlaczego krwawe banery nie są pro-life?

(fot. Tomasz Bidermann / Shutterstock.com)

Mówi mi, że ma 400 złotych od pracodawcy, jakieś 200 złotych z pomocy społecznej. Łącznie 600 złotych. Tyle, bez paru groszy, kosztuje wynajem pokoju, który dzieli z koleżanką w Prokocimiu. W mieszkaniu żyją właściciele-alkoholicy i ich dwa pieski, które co noc zostawiają odchody między jej pokojem a łazienką.

Resztę zbiera "na wędkę", żebrząc od przypadkowych przechodniów. Właśnie wyszła z kryzysu bezdomności. Po tym, jak rodzina wyrzuciła ją z domu, nie wiedziała, gdzie może się podziać. Od przeszło 11 lat tuła się od noclegowni do noclegowni. Skończyła dwie klasy zawodówki, od małego musiała pracować. Coś złego działo się w jej rodzinie, nie chce mówić co. Julia, powiedzmy, że tak ma na imię, ma 29 lat i jest w trzecim miesiącu ciąży. Nie wie, co ma robić.

Pro-life, pro-choice. Za życiem, za wyborem. To jedna z najostrzejszych linii podziału w polskim społeczeństwie, wywołująca nie tylko ogromny spór polityczny, ale wręcz gwarantowane emocje przy każdym stole i na każdym forum internetowym. Julia nie używa słowa "aborcja". Nie myśli o tym, co będzie działo się za sześć miesięcy. Nie zastanawia się, czy w jej brzuchu żyje osoba czy pozbawiony godności osobowej zlepek komórek. Nie wie, czy jest "aborterką" czy "zygotarianką". Zastanawia się w ciszy, czy nie lepiej będzie, jeśli to dziecko nie przyjdzie na świat. Bo jej życie to od samego początku piekło.

DEON.PL POLECA

Co to znaczy być pro-life?

Długo zastanawiałem się, czy Julia jest pro-choice. Chyba nie. Ona raczej nie tyle wybiera, ile wybierają za nią okoliczności. Jeśli zdecyduje się na aborcję, nie zrobi tego z przekonania. Nie będzie robić tego w imię politycznych haseł, prawa kobiet, obrony swojego ciała. Zrobi to z beznadziei, nie widząc szans na dobre życie swojego dziecka.

Czy katolicy są naprawdę pro-life? Czy fakt, że jestem przeciwko aborcji, uznając ją za naruszenie podstawowego prawa do życia, sprawia, że mogę określić siebie jako "pro-life"? Czy to poglądy stanowią o tym, jaki jestem i kim jestem? Sądzę, że nie. I z tego wynika podstawowy problem, jaki mamy z retoryką ruchów "pro-life" i związanej z nimi polaryzacji polskiej opinii publicznej.

"Chroń życie od poczęcia do naturalnej śmierci" - to jedno z podstawowych haseł rozmaitych ruchów "za życiem". Szkoda, że tak często zapomina się o tym, że ta ochrona dotyczy każdego życia: w okresie płodowym, nastoletnim, starczym. Życia więźniów, bezdomnych, uchodźców, buddystów, chrześcijan, muzułmanów, bogatych i biednych, kobiet i mężczyzn. Bez różnicy.

Kampania ruchów pro-life nieskuteczna

Z roku na rok zaostrzający się spór o aborcję będzie prowadzić do jeszcze większej polaryzacji - co widać po różnego rodzaju dyskusjach i "debatach" internetowych, w których nie brak wyzwisk po obu stronach. Stosowana przez zwolenników "stanowiska pro-life" retoryka może być przeciwskuteczna.

Jak pokazują dane, liczba przeciwników prawa do aborcji dla kobiet znajdujących się w ciężkiej sytuacji materialnej regularnie spadała (z niewielką przerwą w 2007 r., kiedy to próbowano zmienić zapis Konstytucji RP, a niezgoda partii rządzącej doprowadziła do rezygnacji Marka Jurka z funkcji marszałka Sejmu).

Zmiana, co z radością ogłosiły media "pro-choice", nastąpiła w ostatnich latach. Choć, patrząc od sierpnia 2011 r. do marca 2016 r., liczba osób dopuszczających aborcję kobiet w "ciężkiej sytuacji materialnej" spadła (z 24 do 14 procent - mówimy o okresie niemal pięciu lat), to wzrosła ponownie w ciągu zaledwie pół roku. W październiku 2016 r. - po fali tzw. czarnych protestów w wielu miastach Polski - zradykalizowały się również postawy zwolenników aborcji: mimo że zmniejszyła się liczba respondentów odpowiadających "raczej tak" (dla aborcji), to znacząco wzrosły odpowiedzi "zdecydowanie tak". Równocześnie o kilka procent spadła liczba przeciwników aborcji.

Dane opublikowane przez CBOS pokazują co najmniej dwie rzeczy: w czasie politycznej walki o nową ustawę o aborcji oraz czarnych protestów kampanie ruchów pro-life były nieskuteczne. Z drugiej strony kwestia ta stała się jeszcze bardziej tematem partyjno-politycznym, doprowadzając do jeszcze większej polaryzacji społeczeństwa.

Dlaczego krwawe szczątki nikogo nie przekonają?

Nie mam wątpliwości, że retoryka wokół aborcji, która prowadzi do polaryzacji lub wiąże tę kwestię z partyjną polityką, nie służy w żaden sposób ochronie życia. Dobrym przykładem tego typu retoryki jest - pozornie apolityczna - kampania "krwawych banerów" prowadzona przez rozmaite organizacje określające się jako "pro-life".

Po pierwsze bowiem taka retoryka nie szanuje godności osób zamieszczonych na tych zdjęciach. Jeśli uznajemy dzieci poddane aborcji za ludzi, przyznając im osobową godność, to należy wziąć pod uwagę to, w jaki sposób są one przedstawione na banerach. Czy chcielibyśmy, by nasze nagie, rozczłonkowane, zakrwawione ciała były prezentowane w ten sposób? Czy wiemy, kim jest osoba, którą przedstawiamy na zdjęciu? Czy zadbaliśmy o to, by podkreślić jej godność? I z drugiej strony - czy autorzy takich banerów dbają o godność i szanują odbiorców tych zdjęć? Czy zdają sobie sprawę, że koszmarne, krwawe zdjęcia są oglądane również przez nieletnich, którzy widzą o wiele więcej?

Z drugiej strony stosowana obecnie retoryka pro-life pokazuje pozytywne obrazki i pozytywne historie. Na prorodzinnych i prolife'owych stronach obejrzymy uśmiechnięte mamy. Po wpisaniu "pro-life" w wyszukiwarce Google znajdujemy słodkie obrazki z niemowlętami, czułych rodziców (głównie mamy) i piękne dzieci, zarówno te pełno-, jak i niepełnosprawne. W ten sposób marketingowcy akcji "pro-life" pokazują fałszywy przecież obraz, że dzieci zawsze się uśmiechają, a rodzicielstwo to pełnia radości, brak trudów i spokojny sen u boku partnera.

Nie chodzi o to, by przedstawiać obraz rodzicielstwa i dzieci jako coś, co niszczy życie ojca, karierę matki, i podkreślać wszystkie negatywne strony wynikające z posiadania potomstwa. Ale osoby, które serio rozważają dokonanie aborcji, widzą właśnie tylko te strony. Widzą macierzyństwo jako coś niemożliwego. Nie sądzę, by krwawy baner lub obrazy uśmiechniętych, bogatych mam i ich dorodnych niemowląt odwiódł je od tej wizji. Nie wiem, czy obrazy trudnych chwil pozbawionych uśmiechu - prawdziwych mam z prawdziwymi dziećmi, które dały radę mimo biedy, opuszczenia przez partnera, choroby czy niepełnosprawności - kogokolwiek przekonają, ale przynajmniej... będą prawdziwe.

To nie jest historia kobiet, które dokonują aborcji

Nie rozmawiałem z Julią o banerach antyaborcyjnych i o tym, jak widzi swoje macierzyństwo. Jednak jestem prawie pewien, że w historii jej życia nie ma wspaniałego domu, kochającej rodziny i św. Jana Pawła II, który pojawia się w wielu historiach pro-life.

Myślę, że w historii jej życia nie ma tego dziecka, które tkwi bezbronne i niechciane w jej brzuchu. Jej życie wygląda tak samo, jak wyglądało przed zapewne przypadkowym poczęciem.

Być może historia Julii to skrajność. Pewnie nie wszystkie kobiety, które decydują się na aborcję, są w tak trudnej sytuacji. Ale ani brutalne, krwawe historie po dokonaniu aborcji, ani uśmiechnięte, bogate mamy, które przytulają swoje pachnące, okrągłe noworodki, nie są obrazem, który przekona osobę zdecydowaną na poddanie się aborcji - przesłania je to, co stało się motywem do przerwania ciąży: strach przed niepełnosprawnością lub śmiercią, bieda, brak perspektyw. Bez zrozumienia historii i motywów kobiet dokonujących aborcji ruchy pro-life nie będą w stanie z jednej strony zbudować przekonującej narracji, a z drugiej zatroszczyć się o te osoby, o które - zgodnie ze swoimi hasłami - mają troszczyć się najbardziej.

Skupienie na polityce nie pomoże

Nie ma wątpliwości, że antyaborcyjne prawa wpływają na liczbę aborcji dokonywanych w danym kraju. Dane ze stanu Virginia (USA) wskazują, że po wprowadzeniu ograniczeń związanych z dostępem do aborcji (zakazu aborcji przez częściowy poród, konieczności informowania pacjentek o innych możliwościach oraz koniecznej zgody prawnych opiekunów dla nieletnich dokonujących aborcji) liczba aborcji spadła z 24,6 na 1000 kobiet przed wprowadzeniem ograniczeń do 17,3 na 1000 kobiet po ich wprowadzeniu. Dane z większości stanów USA wskazują na ograniczenie liczby aborcji dzięki regulacjom prawnym. I te regulacje oraz ograniczanie dostępu do aborcji są bardzo ważne z punktu widzenia zdrowia i życia.

Pytanie jednak, czy obecne skupienie się na politycznych przepychankach, powiązaniu kwestii pro-life ściśle z kwestiami prawnymi nie szkodzi sprawie: tj. ostatecznemu ograniczeniu liczby aborcji. Związanie ochrony życia z polityką prowadzi do polaryzacji opartej na partyjnych kalkach - być może cennych z perspektywy polityków, którzy zawsze chętnie wykorzystują takie kalki do podbicia słupków w sondażach, ale szkodliwych dla więzi społecznych i życia kobiet oraz ich dzieci. Zaostrzenie dyskusji prowadzi również do zaostrzenia debaty po drugiej stronie - nieprzekonani, ale sympatyzujący z ruchami pro-choice zniechęcą się do stanowisk pro-life, patrząc na krwawe banery, a ci, którzy już aktywnie walczyli o prawa do aborcji, będą to robić jeszcze agresywniej i, jak to już bywa, jeszcze bardziej wulgarnie.

Bycie pro-life nie jest stanowiskiem partyjnym czy politycznym. To postawa życiowa wykraczająca szerzej poza dyskusje czy poglądy. Postawa, która prowadzi do troski o drugiego człowieka - również przeciwnika politycznego - niż do walki na hasła i marsze. Co istotne, ostra walka polityczna sprzyja polaryzacji wewnątrz społeczeństwa. Doprowadza do zaostrzenia atmosfery nie tylko w salonach politycznych czy studiach telewizyjnych, ale również domach tysięcy Polaków, którzy tracą z oczu widzenia życie i wzajemną troskę o siebie, skupiając się na politykowaniu i niewnoszących wiele poza kłótniami debatach przy świątecznym stole.

Pro-choice to nie diabły wcielone

Hasła i marsze po obu stronach potrafią demonizować i dehumanizować przeciwników. To jednak szczególnie hasła przedstawicieli stanowiska "pro-life" zmuszają do refleksji. - To dowód na obecność diabła - mówił Paweł Lisicki, komentując okładkę "Wysokich Obcasów". - Dotychczas ścierały się dwa stanowiska - jedno, że aborcja jest złem w każdym przypadku, i drugie, że jest zła, ale jest to mniejsze zło.

- Dla mnie to jest coś demonicznego i mam nadzieję, że te panie spotka publiczna infamia - dodał Lisicki.

Tak jak środowiska pro-choice mylnie pokazują aborcję jako rozwiązanie dla biedy i udręczenia wielu kobiet, tak też środowiska pro-life wpadają w pułapkę, demonizując swoich przeciwników politycznych. Czy nie jest to najprostsza metoda pozbawiania godności drugiego człowieka?

Oczywiście, problemy związane z retoryką oraz dehumanizacją przeciwników politycznych nie są obce zwolennikom ruchów "pro-choice". Trzeba jednak przyznać, że "godność człowieka" oraz "ochrona życia" nie stanowią głównych wartości, które kierują ruchami walczącymi o prawa do aborcji.

Kultura pro-life to nie słowa i banery

Co możemy zrobić? Skupmy się na problemach tych, które myślą o aborcji, zacznijmy badać, dlaczego liczba aborcji w Polsce rośnie i kto się na nią decyduje. Statystyki jasno pokazują, że znacząca większość (ok. 90 procent) aborcji w naszym kraju przeprowadzana jest w wyniku badań prenatalnych, czyli wykrycia choroby bądź znaczącego uszkodzenia płodu. W badaniu CBOS z okresu listopad 2012 - kwiecień 2013, w którym wzięło udział 3576 Polek, wynika, że 35 procent kobiet żyjących znacznie poniżej progu ubóstwa (do 500 złotych na osobę), co najmniej raz w życiu przerwało ciążę. Czy zrobiły tak "z wygody", jak często sugeruje się w ostrych politycznych dyskusjach? Może jednak zabrakło kogoś, kto pokazałby inną możliwość, wsparł dobrym słowem i... konkretnym groszem.

Co dalej? Skupmy się na pomocy tym, którzy nie widzą możliwości wychowania nowo narodzonych dzieci. Według wyliczeń Fundacji Gajusz co 10 godzin w Polsce porzucane jest jedno dziecko. W szpitalach porzucanych jest około 800 noworodków rocznie. Dzieci są też zostawiane w tzw. oknach życia i innych w miarę bezpiecznych miejscach. W ekstremalnych przypadkach nawet na śmietnikach.

Pomyślmy o tym, w jaki sposób nie jesteśmy pro-life. Czy reagujemy, gdy słyszymy komentarze osądzające nastolatki, które zaszły w ciążę? Albo gdy słyszymy żarty z "wpadek" młodych par? Czy reagujemy na próby samobójcze i uczymy się rozpoznawać, gdy ktoś myśli o samobójstwie? Takich prób w 2017 r. było w Polsce co najmniej 100 tysięcy. Na świecie: 20 milionów.

Czy dbamy o życie 85 tysięcy osób, które przebywają obecnie w polskich zakładach karnych? Osób bezdomnych, imigrantów, uchodźców czy po prostu - ubogich? Czy cenimy ich życie tak samo jak życie innych ludzi? Czy walczymy o prawa rodzin, które opiekują się osobami niepełnosprawnymi, wspieramy je sami, widząc, jak niewiele pomocy otrzymują od państwa?

Jak walczyć z aborcją?

Nie chodzi o to, by nie robić rozgłosu wokół kwestii aborcji. Ale kultura pro-life to coś o wiele więcej. Warto zwrócić uwagę, w jaki sposób działa wspomniana już Fundacja Gajusz, której pracownicy - nie atakując nikogo, nie korzystając z krwawych banerów i emocjonalnych haseł, nie demonizując tych, którzy mają inne zdanie - aktywnie działając przeciw aborcji, nie mają czasu, aby politykować o pro-life.

"Bo gdy choruje dziecko, cierpi cała rodzina" - to jest retoryka, której używa Fundacja. Nie po to, by przekonywać, że ktoś ma rację lub jej nie ma. Ale po to, by uwrażliwiać, by pokazywać dobro wynikające z narodzin, inne możliwości niż aborcja czy polityczne kłótnie. "Jestem żywym przykładem, że nigdy nie wolno tracić nadziei" - mówi bohater filmu przygotowanego z okazji 20-lecia fundacji. Warto go obejrzeć od początku do końca:

20 Urodziny Fundacji Gajusz

????Dziś mija 20 lat od zarejestrowania fundacji. Czyli dziś są nasze URODZINY ???? Za nami niezliczona ilość wzruszających i pięknych historii, z nami tysiące przyjaciół, a co przed nami? Napiszcie w życzeniach ???? ❤ 9⃣0⃣ Książąt w Pałacu ❤ 3⃣5⃣0⃣ dzieci w hospicjum domowym ❤ ponad 3⃣0⃣ Tulisiów ❤ prawie 1⃣0⃣0⃣ rodzin w hospicjum perinatalnym ❤ ponad 1⃣0⃣0⃣0⃣ dzieci z onkologii, objętych naszym wsparciem ❤ 6⃣0⃣ uczestników projektu Rodzeństwa

Opublikowany przez Fundacja Gajusz na 20 lutego 2018

Łatwo zauważyć, że retoryka Fundacji jest odmienna od tych, której używają rozmaite ruchy "pro-life". Wchodząc na stronę największej z nich, znajdujemy - oprócz informacji o akcjach z banerami i ciężarówkami obwożącymi krwawe zdjęcia - newsy zza oceanu o wysokości zarobków firm zarabiających na aborcji bądź wiadomości w stylu "pracownik szpitala zaatakował wolontariuszkę!".

Ani osób promujących aborcję, ani też osób takich jak Julia - rozważających dokonanie aborcji - nie przekonają takie informacje. Dlatego tak cenny jest przykład, który daje Fundacja Gajusz: realnie pomagając rodzinom, skupiając się na cierpieniu matek, ojców i rodzeństwa, a czasem porzuconych dzieci. Mówiąc i pokazując, jak to się robi. To giganci, na ramionach których powinni stanąć chcący skutecznie przeciwdziałać aborcji.

Szersze spojrzenie

Szerszego spojrzenia na kwestię ochrony życia możemy również uczyć się od papieża Franciszka, który w encyklice "Laudato si'" pisał: "Zniszczenie środowiska ludzkiego jest sprawą bardzo poważną nie tylko dlatego, że Bóg powierzył człowiekowi świat, ale także dlatego, że samo ludzkie życie jest darem, który trzeba chronić przed różnymi formami degradacji. Wszelka troska i dążenie do polepszenia świata wymaga dogłębnych «zmian stylów życia, modeli produkcji i konsumpcji, utrwalonych struktur władzy, na których opierają się dziś społeczeństwa». Prawdziwy rozwój człowieka ma charakter moralny i pociąga za sobą pełne poszanowanie osoby ludzkiej, powinien być również ukierunkowany na świat przyrody i «brać pod uwagę naturę każdego bytu oraz ich wzajemne powiązanie w uporządkowany system»". Kwestia pro-life nie dotyczy wyłącznie bycia za lub przeciw aborcji, bycia za lub przeciw danym rozwiązaniom prawnym lub - co gorsza - bycia za lub przeciw danym partiom politycznym.

To kwestia, która dotyczy zmiany stylu życia, wymaga porzucenia modelu konsumpcyjnego na rzecz modelu rozwoju skupiającego się na człowieku. Modelu, który nie pozwala na pozbawianie godności fotografowanych osób, używania emocjonalnych, krwawych obrazów, który nie redukuje ważnych dyskusji do kwestii partyjnej polityki i nie demonizuje nawet tych przeciwników politycznych, którzy wykazują się złą wolą lub radykalnie inną wizją świata.

Karol Wilczyński - dziennikarz DEON.pl. Współtwórca islamistablog.pl. Członek krakowskiej wspólnoty Sant'Egidio towarzyszącej osobom ubogim i bezdomnym

Imię bohaterki zostało zmienione.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.