“Jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem”. Przemoc seksualna w małżeństwie to dramat wielu Polek

(fot. unsplash.com)

B. przyznaje, że nie wie, czego się spodziewała, kiedy postanowiła opowiedzieć matce i starszej siostrze o tym, że gwałci ją mąż - może współczucia, a może porady, jak się przed tym bronić...? Kiedy jednak matka kpiąco powiedziała, że przecież młody chłop w ascezie żył nie będzie, poczuła, jakby ktoś mocno nią potrząsnął i rzucił na ziemię. Tego dnia „dowiedziała się”, że prawo jej męża do seksu znaczy więcej, niż jej humory i wymysły. Podobne „lekcje” otrzymuje w Polsce wiele kobiet - część z nich przez wiele lat dzień w dzień spędza czas u boku gwałciciela.

Gwałty nie są domeną ciemnych zaułków

Nasze wyobrażenia o gwałcie są nierzadko powtórzeniem tego, co widzimy w amerykańskich filmach z motywami kryminalnymi: jest ciemna uliczka, ohydny typ, którego cechuje prostactwo i brutalność (i który często dzierży w wielkich dłoniach ostre narzędzie) oraz ona - zwykle młoda i urodziwa, a także nieznająca wcześniej oprawcy. Obraz taki wywołuje u widza silne emocje - współczucie wobec ofiary i wściekłość na sprawcę - a także utwierdza go w przekonaniu, że przemoc seksualna to coś, co ma miejsce w niebezpiecznych dzielnicach, z dala od domu.

Mroczna prawda na temat gwałtów jest jednak zgoła odmienna. Sprawcami przemocy seksualnej stosunkowo rzadko bywają osoby nieznajome, podążające za swoją ofiarą pod osłoną nocy. Według raportu Fundacji Ster aż w 80 procentach przypadków sprawca gwałtu to osoba, z którą osoba poszkodowana była albo jest w związku. Nierzadko sprawcą przemocy jest również partner, z którym łączy ofiarę związek sformalizowany. Polski kodeks karny nie zna rozróżnienia między gwałtem, który ma miejsce w związku, a takim, którego sprawcą jest osoba nieznajoma lub ledwie znana ofierze - zmuszanie do współżycia przez współmałżonka także jest przestępstwem, za które grozi nawet 15 lat więzienia. Przerażające jest jednak to, że - wg danych z ankiety OBOP z roku 2011 - 20 procent Polaków uważa, że nie ma czegoś takiego jak gwałt w małżeństwie. Ankietowani, którzy wyrazili tę opinię, prawdopodobnie mają nie tylko niewłaściwe wyobrażenia o małżeństwie, które rozumieją jako relację opartą na podporządkowaniu, ale także nie rozumieją, że osoby wykorzystywane seksualnie przez partnerów lub współmałżonków cierpią niekiedy bardziej, niż te, które zostały zgwałcone przez kogoś nieznajomego. Przyczyną bólu w takiej sytuacji jest bowiem nie tylko fakt, że strasznego czynu dopuściła się osoba, której się ufa i z którą liczyło się na dobrą, opartą na szacunku relację seksualną, ale również dlatego, że doświadczenie gwałtu małżeńskiego nadal bywa lekceważone i wypierane. Małżeństwo wciąż chcemy widzieć jako klucz do szczęścia, a dom - jako bezpieczną przystań, dlatego nierzadko tabuizujemy i bagatelizujemy dramaty, które rozgrywają się między małżonkami w czterech ścianach wspólnego mieszkania. Kiedy zaś cierpienie człowieka jest bagatelizowane, to nierzadko przestaje on o nim mówić - i nie szuka już pomocy, lecz na zasadzie wyuczonej bezradności „przyjmuje” swój los. A ponieważ przemocy seksualnej w związku lub małżeństwie często towarzyszy również przemoc psychiczna lub ekonomiczna - wiele osób pokrzywdzonych ma poczucie, że wyzwolenie się z takiego związku jest po prostu niemożliwe.

„Ciesz się, że nie poszedł do innej”

Od pewnego czasu wiedziałam, że B., dojrzała wdowa, doświadczyła w swoim małżeństwie przemocy seksualnej. Kiedy więc zabierałam się za planowanie tego tekstu, pomyślałam, że jej opowieść o tym niezwykle trudnym doświadczeniu mogłaby pomóc innym zrozumieć, jak wygląda gwałt małżeński z perspektywy osoby pokrzywdzonej. Nie każdy jednak życzy sobie, aby jego historia była czytana i analizowana przez innych - delikatnie wspomniałam więc B. o czym będę pisała - a następnie zapewniłam, że jeśli zgodziłaby mi się opowiedzieć o swoim małżeństwie, to zapewnię jej anonimowość i zmienię szczegóły, by nikt jej nie rozpoznał. Energiczna i uśmiechnięta zwykle B. powiedziała wtedy spokojnie: „dziecko, przecież nikt nie będzie wiedział, że to akurat moja historia. Takich kobiet było i jest tysiące”. 

A potem zaczęła opowieść o mrocznym wątku ze swojej przeszłości:

„Wyszłam za mąż po to, aby uciec z domu. Miałam wtedy niecałe dwadzieścia lat i marzyłam o lepszym życiu, bez ojca alkoholika i matki mającej ciągle nowych kochanków. Moja starsza o dwanaście lat siostra również tak zrobiła - i wydawało się, że jest w miarę szczęśliwa. Ja na początku również byłam. Mój mąż był człowiekiem pracowitym i porządnym. Jak na tamte czasy żyło nam się dobrze, mąż potrafił zawsze wszystko załatwić. Ale miał też bardzo duże potrzeby seksualne. Na początku, zanim poszłam do pracy, to było w porządku. Ale potem zdarzało się, że mówiłam mu, że nie chcę - i tego nie umiał przyjąć. Mówił mi, że jestem oziębła, że sypianie z nim (nie używał słowa „seks”) to przecież mój obowiązek jako żony. I kiedyś, jakoś po roku małżeństwa, po raz pierwszy zrobił to, co chciał, wbrew mnie. Mówiłam mu, żeby przestał - ale kazał mi się zamknąć. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie zwracał. Upokorzył mnie, wykorzystał, mimo że przecież ślubował mi miłość. Następnego dnia zachował się jak gdyby nic się nie stało, a ja przez cały dzień zastanawiałam się, dlaczego mi to zrobił. To, że ukrywałam się ze swoimi emocjami, chyba nauczyło go, że mój opór nic nie znaczy - od tej pory wymuszał na mnie seks kiedy tylko chciał. I przesuwał kolejne granice - robił ze mną rzeczy, na które większość kobiet chyba się nie godzi… ja najpierw płakałam. A potem po prostu, kiedy próbował się do mnie zbliżyć, wyłączałam się - czułam się tak, jakby mnie tam nie było. Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie. Myślałam, że umrę z bólu albo się uduszę - bo przez cały czas wstrzymywałam oddech. Wtedy byłam przerażona. Poszłam na wizytę do ginekologa, bo bałam się, że zrobił mi krzywdę - cały czas mocno krwawiłam. Powiedziałam lekarzowi, że przespałam się z mężem w połogu - nie umiałam mu powiedzieć o tym, że to był przymus. I ten ginekolog spojrzał na mnie jak na nienormalną. Zapytał, czy jestem matką, czy łajdaczką, że nie potrafię powstrzymać się kilka tygodni.

Po tym zajściu stwierdziłam: „nigdy więcej” i postanowiłam powiedzieć prawdę o moim małżeństwie matce i starszej siostrze. Nie wiem, czego oczekiwałam - może porady, jak się bronić, a może współczucia? Ale kiedy powiedziałam, że ten mój cudowny, pracowity i przystojny mąż mnie gwałci i zadaje mi ból, matka powiedziała, że przecież młody chłop nie będzie żył w ascezie i że chyba wiedziałam, z czym wiąże się małżeństwo - a jak mi to nie odpowiada, to mogłam kilka lat temu iść do zakonu. Siostra wykazała trochę więcej delikatności - przytuliła mnie, ale dodała, że powinnam się cieszyć, że nie poszedł do innej. Jej zdaniem czas po porodzie to zwykle czas pierwszej zdrady męża (po latach po winie powiedziała mi, że u niej tak właśnie było). Poczułam się tak, jakby ktoś mną mocno potrząsnął i rzucił na ziemię. Matka i siostra powiedziały wyraźnie, że tak już musi być, nie było w nich ani zdziwienia, ani szczególnie dużo troski, nawet o moje zdrowie. Stwierdziłam, że chyba muszę się dopasować - widocznie prawo męża do seksu w małżeństwie znaczy więcej, niż moje - jak to mówił mąż - humory i wymysły.

Ponieważ matka była biedna, a ja zarabiałam śmieszne pieniądze, nie mogłam odejść od niego. Przez lata jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem. Moi synowie również poczęli się w wyniku gwałtu małżeńskiego, jestem tego pewna. Kocham ich i absolutnie nie żałuję, że ich urodziłam, ale nigdy nie umieliśmy się dogadać, może dlatego, że byli chłopcami i to podobnymi do ojca. Z pozoru byliśmy jak normalna rodzina - pracowaliśmy, byliśmy uprzejmi, mąż nie pił i nie awanturował się. Nikt nie znał jego prawdziwej natury. A wie pani, co było najtrudniejsze, kiedy umarł? Udawanie, że mi żal, że odszedł dobry i kochany człowiek. A ja myślałam, że teraz mi będzie lepiej. I tak było - po latach poznałam obecnego partnera. I to on uświadomił mi, że to, co robił mi mój mąż, to była zbrodnia. Bez tego chyba do tej pory bym z jednej strony uważała, że to okropne, a z drugiej - że tak musi być. Teraz czasy się zmieniły - ale na pewno ciągle mnóstwo kobiet tak żyje”.

Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie.

Akt małżeństwa to nie akt własności

W historii życia B. znajdziemy elementy, o których często wspominają także inne osoby poszkodowane przez przemoc seksualną. Jest tutaj bliska relacja ze sprawcą gwałtu, zarzucanie pokrzywdzonej „oziębłości” i zrzucanie na nią winy, narastająca brutalność jego czynów, ból psychiczny i fizyczny, a także dysocjacja - czyli mechanizm obronny polegający na „wyłączeniu się” i przebywaniu „poza ciałem”, które ma na celu zmniejszenie odczuwanego cierpienia (można przypuszczać, że u B. uruchamiał się on wtedy, gdy jej mąż ją gwałcił). Ale ta historia to więcej, niż opowieść o życiu jednej kobiety, którą spotkał okrutny los - ważnymi bohaterami tej historii są przecież także inne kobiety z jej rodziny: matka i starsza siostra. I, niestety, reakcja najbliższej rodziny B. jest bardzo podobna do tej, z która często spotykają się osoby, które doświadczają przemocy seksualnej ze strony męża lub innej osoby, z którą są lub były w bliskiej relacji. W umysłach matki i siostry B., podobnie jak wiele innych osób (wypowiadających się chociażby na internetowych forach lub facebookowych grupach) nie funkcjonuje takie pojęcie, jak gwałt małżeński - bo małżeństwo jest przez nie rozumiana jako instytucja, która „gwarantuje” mężczyźnie możliwość współżycia, gdy tylko ma on na to ochotę. Krewne B. nie są również odosobnione w postrzeganiu mężczyzny jako osoby, która nie może kontrolować swojego popędu płciowego - widać to w komentarzu dotyczącym zdrady małżeńskiej, która miałaby pojawić się w przypadku braku współżycia oraz wypowiedzi o „ascezie”. Osoby te uważają też, że jeśli kobieta zostaje zgwałcona - zwłaszcza przez kogoś, kogo zna - to sama ponosi za to odpowiedzialność (vide: matka pouczająca córkę o tym, że przecież “wiedziała”, z czym wiąże się małżeństwo). Powszechność takich przekonań razem z patriarchalną mentalnością, zgodnie z którą mężczyzna jest podmiotem, a kobieta przedmiotem, tworzą warunki sprzyjające trwaniu kultury gwałtu, w której przestępstwa seksualne są bagatelizowane, ich ofiary wyśmiewane lub traktowane jak potencjalni oszuści, a sprawcy usprawiedliwiani lub wręcz traktowani ze współczuciem.

Dotyczy to, oczywiście, nie tylko przemocy seksualnej w małżeństwie, ale także tej, która ma miejsce w Kościele (osobom mówiącym o niej zarzuca się “atakowanie Kościoła”), w domu, gdy sprawcą jest na przykład rodzic (mówienie o tym bywa rozumiane jako brak szacunku dla polskiej rodziny) czy w lokalach rozrywkowych (jeden z komentatorów moich postów na Facebooku stwierdził kiedyś, że napastowanie obcych kobiet w klubach jest w porządku, bo przecież w takich miejscach podrywa się (sic!) również dotykiem). Nie bez znaczenia dla społecznego klimatu wokół przemocy seksualnej jest również fakt, że w niektórych tekstach kultury gwałt jest przedstawiany w sposób karykaturalny (scena z filmu “Galimatias, czyli kogel-mogel 2”, w której mąż próbuje wymusić współżycie na Kasi Solskiej-Zawadzie wywołuje u widza raczej rozbawienie niż współczucie dla bohaterki, która ucieka przed mężem do łazienki), lub coś, co jest wynikiem różnicy kulturowej i co kobieta może kontrolować (oparte na przemocy pożycie Khala Drogo i Daenerys z “Gry o Tron” staje się satysfakcjonujące, gdy przyszła Matka Smoków uczy się, jak ma zadowalać męża).

Nie będzie chyba zaskakujące, jeśli stwierdzę, że pierwszym i najważniejszym krokiem do zerwania z kulturą gwałtu (w tym kulturą gwałtu małżeńskiego) powinna być edukacja. Mam tutaj jednak na myśli nie tylko edukację seksualną, podczas której młodzi ludzie mieliby szansę dowiedzieć się, że mają prawo wyznaczać własne granice i jednocześnie obowiązek nie przekraczać granic innych, choć takie zajęcia również są dzieciom i młodzieży bardzo potrzebne. Niebagatelne możliwości na polu zapobiegania przemocy seksualnej - zwłaszcza tej mającej miejsce w małżeństwie - ma również Kościół. Pary przygotowujące się do ślubu przechodzą wszak przez tak zwane nauki przedmałżeńskie. W ich trakcie młodzi ludzie powinni zdobywać nie tylko wiedzę o tym, jakie czytania można wybrać na mszę ślubną i dlaczego NPR jest lepszy niż antykoncepcja - powinni być także uczulani na to, że akt małżeństwa nie jest aktem własności. Seks jest oczywiście wpisany w małżeńską rzeczywistość - a brak możliwości współżycia może być przyczyną do stwierdzenia nieważności związku - ale nie zmienia to faktu, że na każde jedno zbliżenie obie strony muszą wyrazić zgodę. Wszędzie tam, gdzie nie ma świadomej i dobrowolnej zgody na seks, jest przemoc seksualna. Wejście w rolę męża czy żony nie odbiera nikomu prawa do mówienia “nie” - i nie zwalnia z obowiązku przyjmowania odmowy współżycia. Osoby prowadzące przedślubne katechezy nie powinny także, w imię idealizacji małżeńskiej rzeczywistości, wypierać istnienia problemu przemocy seksualnej. Narzeczeni muszą wiedzieć, że żadna ze stron nie ma prawa przymuszać drugiej do seksu - a zmuszanie żony lub męża do wypełniania “obowiązku małżeńskiego” to gwałt, który jest nie tylko zaprzeczeniem miłości, ale i zwykłym przestępstwem. Marzą mi się także podręczniki do religii (i na przykład do WDŻ-u), w których zamiast “naturalnych” różnic między kobietami i mężczyznami opisywana jest konieczność naturalnego odpowiadania za swoje czyny i reakcje. Nawet, jeśli młody człowiek usłyszy w domu, że coś takiego jak gwałt małżeński nie istnieje, a na forum przeczyta, że jeśli pijana kobieta została zgwałcona, to sama jest sobie winna, to w szkole (również na lekcjach religii) te przekonania powinny być konfrontowane z rzetelną wiedzą.

Która to, gdy tylko jest odpowiednio wyłożona, staje się ciekawsza i bardziej atrakcyjna, niż krępowanie własnego umysłu więzami mitów i stereotypów.

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

“Jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem”. Przemoc seksualna w małżeństwie to dramat wielu Polek
Komentarze (40)
BB
~Beata Baranowska
21 października 2021, 18:50
Trzeba było odejść od niego już po pierwszym gwałcie i do tego zgłosić skargę na policję a nie cały dzień rozważać dlaczego zgwałcił. Wtedy jeszcze dzieci ne było. Kocham takie ofiary losu.I ich mamusie katoliczki wmawiajace córkom wypaczone pojęcie a temat współżycia w małżeństwie. I ta odwieczna wymówka "nie odejdę bo zarabiam śmieszna kasę," etc.No to coś za coś-albo wolność od męża zboczenca i wymuszonego seksu i skrombe życie, albo życie z nim i zgoda na gwałty. Jak już zdecydowała się na to drugie-mogla przynajmniej w nocy uciąć mu kutasa albo zarznac na śnie jak świnię którą w istocie był. Chociaż szkoda życia bo za ten czyn poszłaby siedzieć obcięcie figura by wystarczyło, raz na zawsze ostudziloby jego wybujały temperament.No i te nieszczęsne dzieci,poczęte z gwałtów-niby kocha je,nie żałuję że urodziła ale skaza na psychice została skoro nie umie się z synami dogadać, podświadomie takie dzieci kojarzą się jej z gwałcicielem.Nie nauczona stawiania granic.
DF
~der frfc
23 listopada 2020, 19:14
I to się dzieje podobno w katolickim do bólu narodzie :)
IJ
~Irena J
2 grudnia 2020, 12:01
Widać to ostatnio było na ulicach i murach kościołów.
TL
Teresa L.
6 listopada 2020, 12:57
Dziękuję za ten tekst. Niedawno słyszałam historię koleżanki (ok 35 lat) i niedoszłym gwałcie w małżeństwie - umiała się obronić. Poszli na terapię małżeńską. Pierwszy "terapeuta chrześcijański" nie zrozumiał o co chodzi w tym gwałcie, na szczęście druga terapeutka (też z chrześcijańskiej bajki) już zrozumiała. To się na prawdę dzieje w małżeństwach.
WD
Wujek Dobra Rada
5 listopada 2020, 22:47
Zamiast pomagać w aborcji, to "kobiece" organizacje powinny się zająć się takimi sytuacjami. Ta opowieść to wyrzut sumienia dla feministek. Tylko aborcja, aborcja, aborcja. Jakby ta kobieta zwróciła się do nich o pomoc to jaką radę by dostała? Dziecko z gwałtu. Usuń. Nic więcej.
RL
~Remigiusz Lewski
6 listopada 2020, 08:44
Ależ Wujku, to byłaby bardzo konstruktywna rada. Badania naukowe wykazują, że kobiety, które usunęły niechcianą ciążę łatwiej podejmują decyzję o zakończeniu patologicznego związku, co dla bohaterki byłoby wielkim dobrem. Wyprzedzając dyskusję: wolność dziecka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność matki, odwracając (bo czemu nie??) powiedzenie tak często padające z ust przeciwników aborcji. ;)
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:54
I tu się Pan myli, może w końcu ktoś by jej powiedział, ze jest człowiekiem, ktory może odmówić i odejść od drania, a nie " ratować" malzenstwo za "wszelką" cenę, czytaj cenę jej życia.
WD
Wujek Dobra Rada
17 listopada 2020, 07:05
Dla bohaterki rozwiązaniem byłaby kara śmierci dla męża za gwałt i dręczenie, a nie porada, żeby zabić (wykonać karę śmierci) nienarodzone dziecko. Feminiści to prawie zawsze wybierają dobro dorosłego meżczyzny nad dobro dziecka. Nic tak dobrze nie robi współczesnemu mężczyźnie niż współczesny "feminizm".
WD
Wujek Dobra Rada
17 listopada 2020, 07:07
btw pro-aborcyjne wpisy bez problemu się ukazują na tym portalu, a moje, gdzie nie ma cienia wulgaryzmu, nie są publikowane. Wyjątkowo niesmaczna dyskryminacja części katolików na tym portalu.
WD
Wujek Dobra Rada
17 listopada 2020, 07:07
Nie, nie mylę się.
IJ
~Irena J
2 grudnia 2020, 11:56
Chyba o to chodzi w upowszechnianiu takich historii, żeby aborcji było więcej i to legalnych, czyż nie? Badania naukowe potwierdzają, że po pewnym czasie kobiety, które usunęły ciążę doświadczają przykrych uczuć związanych z pamięcią o tym zabiegu.
RL
~Remigiusz Lewski
16 stycznia 2021, 10:14
Proszę o link...ja znam badania, które mówią, że 99%kobiet które podjely decyzje o aborcji nie żałuje jej w ciągu 5 lat od aborcji. Link do artykulu naukowego: https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0277953619306999?via%3Dihub .
AZ
~Alicja Z
29 kwietnia 2024, 21:01
Upraszczanie sprawy
~Franciszek Żurawka
5 listopada 2020, 17:38
Wyszłam za mąż po to aby uciec z domu- dla mnie to znaczy że osoba była świadoma czego chce była wolna. Rodzi się pytanie w którym momencie sama się zniewoliła. Prawo w Polsce zawsze karało gwałcicieli- fakt trzeba podjąć trudną decyzję i zgłosić ten fakt na policji w prokuraturze. Wolność to wybór wybory zawsze są trudne- co mnie uderza szukanie rozwiązania w którym to nie ja wprowadzam w życie trudne decyzje-ale ja chcę korzystać z dobra które przynoszą. Efekty takich postaw widać wszędzie.
GU
Grażyna Urbaniak
5 listopada 2020, 10:56
„Wyszłam za mąż po to, aby uciec z domu." - i wszystko jasne. Nie kochała - a przyrzekała miłość po grób. Na fałszu nie zbuduje się szczęścia. Jak mawiała moja św.p. babcia: lepiej żywcem kłaść się w grób, niż brać bez miłości ślub.
OK
~Ola Kowalska
5 listopada 2020, 20:01
No tak, jej wina, baby paskudnej - przyrzekała, a nie kochała. Kto by się tam zastanawiał, co on przyrzekał i czy dotrzymał, prawda?
GU
Grażyna Urbaniak
5 listopada 2020, 23:16
Olu, nie mówiłam o jej WINIE, tylko o PRZYCZYNIE jej koszmaru. Gdyby kochała, wtedy jej dni byłyby tylko po to "żeby do niego wracać każdą nocą złotą".
AF
Aneta Frydrysiak
6 listopada 2020, 09:16
tak, tak.. nawet kiedy będzie nieludzko zmęczona, parenaście dni po porodzie i w ogóle.. "Wtedy jej dni byłyby tylko po to "żeby do niego wracać każdą nocą złotą".. Moje dni mają serio znacznie więcej znaczenia. A gdzie w tym wszystkim on? Jego miłość do niej? Wiecie, nic mnie bardziej nie boli, niż właśnie ta postawa matki i siostry naszej B. I innych kobiet
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:10
Przyczyną jej koszmaru był mąż gwalciciel i tyle. Próby usprawiedliwienia gwalciciela to kolejny gwałt na tej kobiecie, chyba gorszy, niz wszystkie poprzednie...
GU
Grażyna Urbaniak
6 listopada 2020, 13:04
Męża gwałciciela osobiście oskarżyłabym po pierwszym gwałcie i w moim wpisie absolutnie go nie próbuję usprawiedliwiać. Wskazałam tylko na przyczynę niechęci tej żony do seksu. Wychodząc za mąż bez miłości oszukała najbardziej samą siebie. Mężczyźni do satysfakcji z seksu nie potrzebują tak bardzo miłości - dlatego prosperują domy publiczne. Ale dla kobiety seks bez miłości ma zawsze posmak gwałtu - nawet gwałtu na samej sobie, w przypadku zbliżenia za jej zgodą.
JK
~Jerzy Komorowski
4 listopada 2020, 17:36
Ja mam tylko jedną uwagę. Co do tytułu. "Przemoc seksualna w małżeństwie to dramat wielu Polek". Zapewne przemoc seksualna w małżeństwie nie dotyczy Dunek, Niemek i ... dajmy na to pań z Islandii. Co innego Polki. Myślę, że co najmniej połowa Polek przeżywa ten dramat. Druga połowa zaś przeżywa dramat przemocy w rodzinie w ogóle. Mamy więc wszystkie Polki co przeżywają dramat.
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:12
Może i tak, w krajach, o ktorych Pan pisze już mało komu przyszłoby do głowy bronic gwalciciela, patrz komentarz wyzej.
JM
~Justyna M
24 października 2020, 19:35
I jakie wnioski? Mniej zawieranych małżeństw i więcej rozwodów? I tak się właśnie od jakiegoś czasu dzieje. Tylko epidemia pokrzyżowała te plany, bo mniej par się rozwiodło.
TK
~tadeusz kazimierz
13 października 2020, 12:43
a może jednak trzeba rozmawiać o konieczności kompromisu i wzajemnego dopasowywania się osoby o mniejszych potrzebach seksualnych i osoby o większych potrzebach? Bo tutaj kompromis może leżeć pośrodku? Bardzo przepraszam, ale człowiek jest istota seksualną, a ideał wstrzemięźliwości wydaje się mało realistyczny. To wszystko wymaga otwartej postawy i delikatności a nie dyktatu, raczej negocjacji jakiegoś rozwiązania akceptowalnego dla obu stron. W scenariuszu - nie wiem jak prawdopodobnym - w którym nie współżyją przed ślubem, świadomość problemu może pojawić się dopiero po ślubie i poświęceń można oczekiwać od obu stron
MK
~Matylda Kostrzewska
14 października 2020, 10:35
Tadeuszu, kobieta zgwałcona, wielokrotnie, i to przez męża, raczej nigdy, pomimo miliona terapii i rozmów nie będzie się czuła normalnie w takim związku z gwałcicielem, czerpiąc przyjemność z tej intymnej sfery życia, Mleko się wylało. Człowiek nie jest kamieniem. Po ranach zostają blizny. Po ciężkich uszkodzeniach zostają trwałe ślady. Oni mogą trwać dalej w tym "sakramencie", niosąc oboje "krzyż", albo ... rozstać się. Wtedy jest szansa, że również ta kobieta będzie mogła stać się istotą seksualną. I teraz co nam proponuje kościół administracyjny w celu udowodnienia racji jw. ? Czołganie się za słonymi opłatami przed obliczem licznych obcych mężczyzn, którzy w związku ze swoim powołaniem w ogóle negują potrzeby seksualne człowieka, a w szczególności nie rozumieją kobiet.
DH
~Danka Hirsh
18 grudnia 2020, 14:52
Gwałt nie jest związany z wysokim libido,ale z chęcią władzy nad drugim człowiekiem. Ten mit trzeba wreszcie obalić!
KJ
~Krzysiek Jav
13 października 2020, 08:18
Przykro mi że ktoś może mieć aż takie doświadczenia z na pozór udanego małżeństwa. Zwracam jednak uwagę, że znamy tutaj opowieść przedstawioną przez jedną stronę. Może się okazać, że sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby nieboszczyk również mógł wtrącić kilka słów z zaświatów. Temat przemocy seksualnej jest bardzo delikatny i trudny do zdefiniowania. Z jednej strony trzeba chronić delikatne niewiasty a z drugiej doza męskiej dominacji jest chyba nieodłącznym elementem ludzkiej płciowości. Nie jestem nawet pewien czy w takie sprawy prawo powinno się za głęboko wciskać. Potrzebna jest tutaj raczej zmiana kulturowa uwzględniająca potrzeby zarówno kobiet jak i mężczyzn (bo różnią się oni diametralnie).
MK
~Matylda Kostrzewska
5 listopada 2020, 12:09
Mylisz się: kwestia dopasowania seksualnego oraz wzajemnego poznania. Są też kobiety, które mają duży temperament, są też mężczyźni, który mają mały temperament (to kwestia chemii w organiźmie, poziomu hormonów). Jest dramatycznie, kiedy spotykają się: osoba z niskimi potrzebami i osoba z dużymi potrzebami. I nawet jeszcze nie zaczęliśmy mówić o uczuciach.... "Nie jestem nawet pewien czy w takie sprawy prawo powinno się za głęboko wciskać.Czyli gwałty małżeńskie są OK ? Albo: kobieta, jak w islamie, zawsze ma dać, jak mąż chce, i nie ma mowy o gwałcie. To już jest zwyrodniałe !
ŁM
~Łukasz Morawski
5 listopada 2020, 21:42
Panie Krzysztofie głosy rozsądku nie są mile widziane w dyskusji o przemocy wobec kobiet, rola mężczyzn już została jasno określona, są winni i koniec
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:21
Jaakiekolwiek próby usprawiedliwiania i zagadywania gwaltu sa kolejnym gwaltem na tej kobiecie!
TL
Teresa L.
6 listopada 2020, 13:01
Czym innym jest męska dominacja w seksie, na którą kobieta się zgadza i która sprawia również jej jakiś rodzaj satysfakcji/przyjemności, a czym innym dominacja, która jest przemocą, której kobieta nie chce, na którą się nie zgadza, gdzie prosi "przestań". Poza uprawianiem seksu trzeba też o tym rozmawiać, żeby takie rzeczy miały szansę wyjść.
IP
~Irena Pat
5 grudnia 2020, 21:26
Prawda nas wyzwoli.
EA
~Ewa Adam
12 października 2020, 17:34
"Marzą mi się także podręczniki do religii (i na przykład do WDŻ-u), w których zamiast “naturalnych” różnic między kobietami i mężczyznami opisywana jest konieczność naturalnego odpowiadania za swoje czyny i reakcje." A czy pani autorka bierze pod uwagę, że naturalną konsekwencją ulegania przemocy jest ... bycie ofiarą? Gwałt w małżeństwie istnieje i jest zaprzeczeniem miłości, podobnie jak zawieranie małżeństwa bez miłości. Narzeczeni na kursach powinni usłyszeć nie tylko, że nie wolno nikogo przymuszać do seksu, ale że nie wolno przymuszać do czegokolwiek. A myślenie: "ucieknę z domu w małżeństwo, żeby było mi lepiej" jest formą prostytucji, gdzie godzę się na "poniesienie kosztów" w oczekiwaniu "zyski". Cała reszta jest już "naturalnym odpowiadaniem za swoje czyny i reakcje", które się tak autorce marzą. Dość jednostronnie, zwłaszcza w kontekście "rzetelnej wiedzy...odpowiednio wyłożonej".
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:48
Forma prostytucji? Uciekla w to małżeństwo z innego koszmaru, niestety w kolejny. Autorka wskazując "rady" i mentalność matki i siostry pokazała w czym tkwiła ta dziewczyna i to jest problem, i jeszcze raz usprrawiedliwianie, zagadywanie, rozmydlanie odpowiedzialnisci gwalciciela i poszukiwanie jest kolejnym gwaltem.
TS
~Taki Sobie
6 listopada 2020, 12:52
Jest wiele ofiar roznych patologii, traumatyczne dziecinstwo na przyklad itd.., czy to znaczy, ze jeżeli ofiara uwierzy, ze gość, ktorego spotkała może ją gwalcić? Nikt nie jest winien gwałtu, tylko i wylacznie gwalciciel.
EA
~Ewa Adam
12 października 2020, 17:10
Mąż, ewidentnie skur....n, który nie miał pojęcia o miłości małżeńskiej. Tylko, czy motywacja zamążpójścia, jaką podaje bohaterka artykułu to miłość? „Wyszłam za mąż po to, aby uciec z domu". Mniej głupio zawieranych małżeństw = mniej małżeńskich nieszczęść. "I przesuwał kolejne granice - robił ze mną rzeczy, na które większość kobiet chyba się nie godzi…". Nie wiadomo kto i na co się godzi w seksie (poza nim samym), czy to większość, czy mniejszość, pani godziła się na "przesuwanie granic". Tutaj nikt niczego nie mógł zrobić poza panią, ani zamiast pani B. I jeszcze jedno, jeśli pani autorka domaga się od kursów przedmałżeńskich stwierdzenia, że akt małżeński, to nie akt własności, to w Kościele małżeństwo nie jest żadnym "aktem", jest sakramentem. Czy ktoś jeszcze rozumie konsekwencje sakramentu?
MK
~Matylda Kostrzewska
13 października 2020, 10:46
Tak, a on się ożenił, jak miliony przed nim i po nim, żeby mieć seks na zawołanie. Tyle o "świętości" i "nierozdzielności" "sakramentu" małżeństwa. Tyle o konieczności dochowywania "czystości" przedmałżeńskiej i wchodzenia w małżeństwo bez znajomości swoich potrzeb, potrzeb męża, wzajemnego dopasowania lub nie. I jeszcze brak możliwości ucieczki przez kobietę, bo.... bieda. I spaprane życie dzieci, które się poczęły z gwałtów, i w 100 % odczuwały emocje rodziców. No, ale to tak jest w katolicyźmie: kraść można, zabić po pijaku też, byleby się nie rozwodzić i nie stosować antykoncepcji.
M*
Monika * Monika
20 października 2020, 12:40
W punkt! Kobiety nie mają szans, jak pisałaś, zarabiają mniej, są odpowiedzialne za dzieci, dom, pracę. I jeszcze za dobre samopoczucie męża, który przecież ma "naturalnie" większe potrzeby seksualne, a kobiety muszą im sprostać. Bo jak nie zechcą, to pójdzie do drugiej. Bo przecież ma potrzeby. A ona zostanie z dziećmi sama, zarobiona, z niższą pensją, lichą opieką państwa i niewielkimi alimentami, jeżeli w ogóle je ściągnie. To jest katolicki model rodziny w Polsce.
MU
~Marzena Urbańska
21 października 2020, 00:13
Żenujące uproszczenie.
IJ
~Irena J
11 grudnia 2020, 08:41
Skąd pewność, że dzieci będą miały nieudane życie? Życie każdego może być udane, gdy żyje w przyjaźni z Bogiem. Po to jest właśnie Dekalog i Ewangelia, żebyśmy dzięki przestrzeganiu ich byli szczęśliwi niezależnie od warunków zewnętrznych.