“Jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem”. Przemoc seksualna w małżeństwie to dramat wielu Polek
B. przyznaje, że nie wie, czego się spodziewała, kiedy postanowiła opowiedzieć matce i starszej siostrze o tym, że gwałci ją mąż - może współczucia, a może porady, jak się przed tym bronić...? Kiedy jednak matka kpiąco powiedziała, że przecież młody chłop w ascezie żył nie będzie, poczuła, jakby ktoś mocno nią potrząsnął i rzucił na ziemię. Tego dnia „dowiedziała się”, że prawo jej męża do seksu znaczy więcej, niż jej humory i wymysły. Podobne „lekcje” otrzymuje w Polsce wiele kobiet - część z nich przez wiele lat dzień w dzień spędza czas u boku gwałciciela.
Gwałty nie są domeną ciemnych zaułków
Nasze wyobrażenia o gwałcie są nierzadko powtórzeniem tego, co widzimy w amerykańskich filmach z motywami kryminalnymi: jest ciemna uliczka, ohydny typ, którego cechuje prostactwo i brutalność (i który często dzierży w wielkich dłoniach ostre narzędzie) oraz ona - zwykle młoda i urodziwa, a także nieznająca wcześniej oprawcy. Obraz taki wywołuje u widza silne emocje - współczucie wobec ofiary i wściekłość na sprawcę - a także utwierdza go w przekonaniu, że przemoc seksualna to coś, co ma miejsce w niebezpiecznych dzielnicach, z dala od domu.
Mroczna prawda na temat gwałtów jest jednak zgoła odmienna. Sprawcami przemocy seksualnej stosunkowo rzadko bywają osoby nieznajome, podążające za swoją ofiarą pod osłoną nocy. Według raportu Fundacji Ster aż w 80 procentach przypadków sprawca gwałtu to osoba, z którą osoba poszkodowana była albo jest w związku. Nierzadko sprawcą przemocy jest również partner, z którym łączy ofiarę związek sformalizowany. Polski kodeks karny nie zna rozróżnienia między gwałtem, który ma miejsce w związku, a takim, którego sprawcą jest osoba nieznajoma lub ledwie znana ofierze - zmuszanie do współżycia przez współmałżonka także jest przestępstwem, za które grozi nawet 15 lat więzienia. Przerażające jest jednak to, że - wg danych z ankiety OBOP z roku 2011 - 20 procent Polaków uważa, że nie ma czegoś takiego jak gwałt w małżeństwie. Ankietowani, którzy wyrazili tę opinię, prawdopodobnie mają nie tylko niewłaściwe wyobrażenia o małżeństwie, które rozumieją jako relację opartą na podporządkowaniu, ale także nie rozumieją, że osoby wykorzystywane seksualnie przez partnerów lub współmałżonków cierpią niekiedy bardziej, niż te, które zostały zgwałcone przez kogoś nieznajomego. Przyczyną bólu w takiej sytuacji jest bowiem nie tylko fakt, że strasznego czynu dopuściła się osoba, której się ufa i z którą liczyło się na dobrą, opartą na szacunku relację seksualną, ale również dlatego, że doświadczenie gwałtu małżeńskiego nadal bywa lekceważone i wypierane. Małżeństwo wciąż chcemy widzieć jako klucz do szczęścia, a dom - jako bezpieczną przystań, dlatego nierzadko tabuizujemy i bagatelizujemy dramaty, które rozgrywają się między małżonkami w czterech ścianach wspólnego mieszkania. Kiedy zaś cierpienie człowieka jest bagatelizowane, to nierzadko przestaje on o nim mówić - i nie szuka już pomocy, lecz na zasadzie wyuczonej bezradności „przyjmuje” swój los. A ponieważ przemocy seksualnej w związku lub małżeństwie często towarzyszy również przemoc psychiczna lub ekonomiczna - wiele osób pokrzywdzonych ma poczucie, że wyzwolenie się z takiego związku jest po prostu niemożliwe.
„Ciesz się, że nie poszedł do innej”
Od pewnego czasu wiedziałam, że B., dojrzała wdowa, doświadczyła w swoim małżeństwie przemocy seksualnej. Kiedy więc zabierałam się za planowanie tego tekstu, pomyślałam, że jej opowieść o tym niezwykle trudnym doświadczeniu mogłaby pomóc innym zrozumieć, jak wygląda gwałt małżeński z perspektywy osoby pokrzywdzonej. Nie każdy jednak życzy sobie, aby jego historia była czytana i analizowana przez innych - delikatnie wspomniałam więc B. o czym będę pisała - a następnie zapewniłam, że jeśli zgodziłaby mi się opowiedzieć o swoim małżeństwie, to zapewnię jej anonimowość i zmienię szczegóły, by nikt jej nie rozpoznał. Energiczna i uśmiechnięta zwykle B. powiedziała wtedy spokojnie: „dziecko, przecież nikt nie będzie wiedział, że to akurat moja historia. Takich kobiet było i jest tysiące”.
A potem zaczęła opowieść o mrocznym wątku ze swojej przeszłości:
„Wyszłam za mąż po to, aby uciec z domu. Miałam wtedy niecałe dwadzieścia lat i marzyłam o lepszym życiu, bez ojca alkoholika i matki mającej ciągle nowych kochanków. Moja starsza o dwanaście lat siostra również tak zrobiła - i wydawało się, że jest w miarę szczęśliwa. Ja na początku również byłam. Mój mąż był człowiekiem pracowitym i porządnym. Jak na tamte czasy żyło nam się dobrze, mąż potrafił zawsze wszystko załatwić. Ale miał też bardzo duże potrzeby seksualne. Na początku, zanim poszłam do pracy, to było w porządku. Ale potem zdarzało się, że mówiłam mu, że nie chcę - i tego nie umiał przyjąć. Mówił mi, że jestem oziębła, że sypianie z nim (nie używał słowa „seks”) to przecież mój obowiązek jako żony. I kiedyś, jakoś po roku małżeństwa, po raz pierwszy zrobił to, co chciał, wbrew mnie. Mówiłam mu, żeby przestał - ale kazał mi się zamknąć. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie zwracał. Upokorzył mnie, wykorzystał, mimo że przecież ślubował mi miłość. Następnego dnia zachował się jak gdyby nic się nie stało, a ja przez cały dzień zastanawiałam się, dlaczego mi to zrobił. To, że ukrywałam się ze swoimi emocjami, chyba nauczyło go, że mój opór nic nie znaczy - od tej pory wymuszał na mnie seks kiedy tylko chciał. I przesuwał kolejne granice - robił ze mną rzeczy, na które większość kobiet chyba się nie godzi… ja najpierw płakałam. A potem po prostu, kiedy próbował się do mnie zbliżyć, wyłączałam się - czułam się tak, jakby mnie tam nie było. Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie. Myślałam, że umrę z bólu albo się uduszę - bo przez cały czas wstrzymywałam oddech. Wtedy byłam przerażona. Poszłam na wizytę do ginekologa, bo bałam się, że zrobił mi krzywdę - cały czas mocno krwawiłam. Powiedziałam lekarzowi, że przespałam się z mężem w połogu - nie umiałam mu powiedzieć o tym, że to był przymus. I ten ginekolog spojrzał na mnie jak na nienormalną. Zapytał, czy jestem matką, czy łajdaczką, że nie potrafię powstrzymać się kilka tygodni.
Po tym zajściu stwierdziłam: „nigdy więcej” i postanowiłam powiedzieć prawdę o moim małżeństwie matce i starszej siostrze. Nie wiem, czego oczekiwałam - może porady, jak się bronić, a może współczucia? Ale kiedy powiedziałam, że ten mój cudowny, pracowity i przystojny mąż mnie gwałci i zadaje mi ból, matka powiedziała, że przecież młody chłop nie będzie żył w ascezie i że chyba wiedziałam, z czym wiąże się małżeństwo - a jak mi to nie odpowiada, to mogłam kilka lat temu iść do zakonu. Siostra wykazała trochę więcej delikatności - przytuliła mnie, ale dodała, że powinnam się cieszyć, że nie poszedł do innej. Jej zdaniem czas po porodzie to zwykle czas pierwszej zdrady męża (po latach po winie powiedziała mi, że u niej tak właśnie było). Poczułam się tak, jakby ktoś mną mocno potrząsnął i rzucił na ziemię. Matka i siostra powiedziały wyraźnie, że tak już musi być, nie było w nich ani zdziwienia, ani szczególnie dużo troski, nawet o moje zdrowie. Stwierdziłam, że chyba muszę się dopasować - widocznie prawo męża do seksu w małżeństwie znaczy więcej, niż moje - jak to mówił mąż - humory i wymysły.
Ponieważ matka była biedna, a ja zarabiałam śmieszne pieniądze, nie mogłam odejść od niego. Przez lata jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem. Moi synowie również poczęli się w wyniku gwałtu małżeńskiego, jestem tego pewna. Kocham ich i absolutnie nie żałuję, że ich urodziłam, ale nigdy nie umieliśmy się dogadać, może dlatego, że byli chłopcami i to podobnymi do ojca. Z pozoru byliśmy jak normalna rodzina - pracowaliśmy, byliśmy uprzejmi, mąż nie pił i nie awanturował się. Nikt nie znał jego prawdziwej natury. A wie pani, co było najtrudniejsze, kiedy umarł? Udawanie, że mi żal, że odszedł dobry i kochany człowiek. A ja myślałam, że teraz mi będzie lepiej. I tak było - po latach poznałam obecnego partnera. I to on uświadomił mi, że to, co robił mi mój mąż, to była zbrodnia. Bez tego chyba do tej pory bym z jednej strony uważała, że to okropne, a z drugiej - że tak musi być. Teraz czasy się zmieniły - ale na pewno ciągle mnóstwo kobiet tak żyje”.
Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie.
Akt małżeństwa to nie akt własności
W historii życia B. znajdziemy elementy, o których często wspominają także inne osoby poszkodowane przez przemoc seksualną. Jest tutaj bliska relacja ze sprawcą gwałtu, zarzucanie pokrzywdzonej „oziębłości” i zrzucanie na nią winy, narastająca brutalność jego czynów, ból psychiczny i fizyczny, a także dysocjacja - czyli mechanizm obronny polegający na „wyłączeniu się” i przebywaniu „poza ciałem”, które ma na celu zmniejszenie odczuwanego cierpienia (można przypuszczać, że u B. uruchamiał się on wtedy, gdy jej mąż ją gwałcił). Ale ta historia to więcej, niż opowieść o życiu jednej kobiety, którą spotkał okrutny los - ważnymi bohaterami tej historii są przecież także inne kobiety z jej rodziny: matka i starsza siostra. I, niestety, reakcja najbliższej rodziny B. jest bardzo podobna do tej, z która często spotykają się osoby, które doświadczają przemocy seksualnej ze strony męża lub innej osoby, z którą są lub były w bliskiej relacji. W umysłach matki i siostry B., podobnie jak wiele innych osób (wypowiadających się chociażby na internetowych forach lub facebookowych grupach) nie funkcjonuje takie pojęcie, jak gwałt małżeński - bo małżeństwo jest przez nie rozumiana jako instytucja, która „gwarantuje” mężczyźnie możliwość współżycia, gdy tylko ma on na to ochotę. Krewne B. nie są również odosobnione w postrzeganiu mężczyzny jako osoby, która nie może kontrolować swojego popędu płciowego - widać to w komentarzu dotyczącym zdrady małżeńskiej, która miałaby pojawić się w przypadku braku współżycia oraz wypowiedzi o „ascezie”. Osoby te uważają też, że jeśli kobieta zostaje zgwałcona - zwłaszcza przez kogoś, kogo zna - to sama ponosi za to odpowiedzialność (vide: matka pouczająca córkę o tym, że przecież “wiedziała”, z czym wiąże się małżeństwo). Powszechność takich przekonań razem z patriarchalną mentalnością, zgodnie z którą mężczyzna jest podmiotem, a kobieta przedmiotem, tworzą warunki sprzyjające trwaniu kultury gwałtu, w której przestępstwa seksualne są bagatelizowane, ich ofiary wyśmiewane lub traktowane jak potencjalni oszuści, a sprawcy usprawiedliwiani lub wręcz traktowani ze współczuciem.
Dotyczy to, oczywiście, nie tylko przemocy seksualnej w małżeństwie, ale także tej, która ma miejsce w Kościele (osobom mówiącym o niej zarzuca się “atakowanie Kościoła”), w domu, gdy sprawcą jest na przykład rodzic (mówienie o tym bywa rozumiane jako brak szacunku dla polskiej rodziny) czy w lokalach rozrywkowych (jeden z komentatorów moich postów na Facebooku stwierdził kiedyś, że napastowanie obcych kobiet w klubach jest w porządku, bo przecież w takich miejscach podrywa się (sic!) również dotykiem). Nie bez znaczenia dla społecznego klimatu wokół przemocy seksualnej jest również fakt, że w niektórych tekstach kultury gwałt jest przedstawiany w sposób karykaturalny (scena z filmu “Galimatias, czyli kogel-mogel 2”, w której mąż próbuje wymusić współżycie na Kasi Solskiej-Zawadzie wywołuje u widza raczej rozbawienie niż współczucie dla bohaterki, która ucieka przed mężem do łazienki), lub coś, co jest wynikiem różnicy kulturowej i co kobieta może kontrolować (oparte na przemocy pożycie Khala Drogo i Daenerys z “Gry o Tron” staje się satysfakcjonujące, gdy przyszła Matka Smoków uczy się, jak ma zadowalać męża).
Nie będzie chyba zaskakujące, jeśli stwierdzę, że pierwszym i najważniejszym krokiem do zerwania z kulturą gwałtu (w tym kulturą gwałtu małżeńskiego) powinna być edukacja. Mam tutaj jednak na myśli nie tylko edukację seksualną, podczas której młodzi ludzie mieliby szansę dowiedzieć się, że mają prawo wyznaczać własne granice i jednocześnie obowiązek nie przekraczać granic innych, choć takie zajęcia również są dzieciom i młodzieży bardzo potrzebne. Niebagatelne możliwości na polu zapobiegania przemocy seksualnej - zwłaszcza tej mającej miejsce w małżeństwie - ma również Kościół. Pary przygotowujące się do ślubu przechodzą wszak przez tak zwane nauki przedmałżeńskie. W ich trakcie młodzi ludzie powinni zdobywać nie tylko wiedzę o tym, jakie czytania można wybrać na mszę ślubną i dlaczego NPR jest lepszy niż antykoncepcja - powinni być także uczulani na to, że akt małżeństwa nie jest aktem własności. Seks jest oczywiście wpisany w małżeńską rzeczywistość - a brak możliwości współżycia może być przyczyną do stwierdzenia nieważności związku - ale nie zmienia to faktu, że na każde jedno zbliżenie obie strony muszą wyrazić zgodę. Wszędzie tam, gdzie nie ma świadomej i dobrowolnej zgody na seks, jest przemoc seksualna. Wejście w rolę męża czy żony nie odbiera nikomu prawa do mówienia “nie” - i nie zwalnia z obowiązku przyjmowania odmowy współżycia. Osoby prowadzące przedślubne katechezy nie powinny także, w imię idealizacji małżeńskiej rzeczywistości, wypierać istnienia problemu przemocy seksualnej. Narzeczeni muszą wiedzieć, że żadna ze stron nie ma prawa przymuszać drugiej do seksu - a zmuszanie żony lub męża do wypełniania “obowiązku małżeńskiego” to gwałt, który jest nie tylko zaprzeczeniem miłości, ale i zwykłym przestępstwem. Marzą mi się także podręczniki do religii (i na przykład do WDŻ-u), w których zamiast “naturalnych” różnic między kobietami i mężczyznami opisywana jest konieczność naturalnego odpowiadania za swoje czyny i reakcje. Nawet, jeśli młody człowiek usłyszy w domu, że coś takiego jak gwałt małżeński nie istnieje, a na forum przeczyta, że jeśli pijana kobieta została zgwałcona, to sama jest sobie winna, to w szkole (również na lekcjach religii) te przekonania powinny być konfrontowane z rzetelną wiedzą.
Która to, gdy tylko jest odpowiednio wyłożona, staje się ciekawsza i bardziej atrakcyjna, niż krępowanie własnego umysłu więzami mitów i stereotypów.
Skomentuj artykuł