Laudato Si’, czyli encyklika widmo. Czy zielony Kościół w Polsce jest możliwy?

(fot. cathopic.com)

Od ukazania się papieskiej encykliki Laudato Si’ minęło pięć lat. Tymczasem, poza nielicznymi wyjątkami, częściej powołują się na nią osoby świeckie, niż duchowni. Czy zatem zielony Kościół w Polsce jest w ogóle możliwy?

„Troska o nasz wspólny dom” to chyba najczęściej przewijające się w Laudato Si’ sformułowanie, a zarazem dobre streszczenie przesłania encykliki Franciszka z 2015 roku. Rzeczonym domem jest oczywiście planeta Ziemia, o której papież pisze, powołując się na słowa św. Franciszka z Asyżu, że jest „jak siostra, z którą dzielimy istnienie, i jak piękna matka, biorąca nas w ramiona”.

Biorąc pod uwagę zagrożenia klimatyczne, które powoli przestają być teoretycznym konstruktem, a coraz częściej dotyczą bezpośrednio każdego z nas, oraz podnoszony przez naukowców alarm, wydawałoby się, że tekst Laudato Si’ powinien dziś być w centrum nauczania Kościoła. Nic jednak bardziej mylnego — z kościelnych ambon prędzej usłyszymy o „zagrożeniu gender i ideologią LGBT”, niż przestrogę przed katastrofą ekologiczną, czy wezwanie do osobistej odpowiedzialności za miejsce, w którym żyjemy. Dlaczego tak jest?

DEON.PL POLECA

Naukowcy: „szanujmy zieleń”. Katolicy: „nie ma takiego przykazania”

Odpowiedzi na powyższe pytanie oczywiście nie da się udzielić ad hoc, bez przeprowadzenia dogłębnych badań ilościowych i przede wszystkim jakościowych. Możemy się jedynie zastanowić nad przyczynami, dla których w polskim Kościele tak mało mówi się o ekologii (a jeśli już się to robi, to często negatywnym kontekście (vide wypowiedzi abp. Marka Jędraszewskiego o „niebezpiecznym ekologizmie”) i nakreślić pewne tropy.

Jednym z tych tropów może być fakt, że wśród dużej części katolików pokutuje „talmudyczne” podejście do Biblii i Bożego prawa. Widać to m.in. na przykładach przywoływanych przez spowiedników: Czy taki, a taki pocałunek z narzeczonym jest już grzechem? Czy spódnica odsłaniająca 3 cm ciała od kolana wzwyż jest strojem niegodnym niedzielnej Eucharystii, podczas gdy 2,9 cm jest już do przyjęcia? I czy zamówienie talerza sushi w piątek jest świętsze, niż zjedzenie parówki na piątkowe śniadanie?

Wszyscy znamy te pytania i prawdopodobnie część z nas na pewnym etapie rozwoju życia duchowego mierzyła się z nimi, lub mierzy do dzisiaj. Mam nieodparte wrażenie, że z ekologią jest podobnie: w końcu bardzo łatwo powołać się na księgę Rodzaju i słynne „czyńcie sobie ziemię poddaną”, wskazując jednocześnie na to, że przecież wśród przykazań wyrytych na kamiennych tablicach zabrakło „szanuj zieleń”. Tylko czy takie zero-jedynkowe postrzeganie Bożego prawa nie trąci faryzeizmem, przed którym tak często przestrzegał Jezus? I czy naprawdę musimy mieć podane „na tacy” nakazy i zakazy, by pełnić Bożą wolę?

Abp Gądecki wzywa do „ekologicznego nawrócenia”

Na wypaczenie, jakiemu uległy słowa z Księgi Rodzaju o panowaniu człowieka nad ziemią i innymi stworzeniami, uwagę zwrócił w lutym tego roku abp Stanisław Gądecki. Podczas uroczystości z 100-lecia Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych hierarcha wskazał, że mylna interpretacja tego cytatu doprowadziła do tego, że człowiek zaczął traktować ten nakaz jako „bezlitosną eksploatację natury”.

Jak wskazał arcybiskup, „Biblia nie daje podstaw do despotycznego antropocentryzmu, który nie interesuje się losem innych stworzeń. Człowiek obdarzony inteligencją musi szanować prawa natury i tę delikatną równowagę, jaka istnieje między bytami tego świata. Prawodawstwo biblijne stanowczo nakazuje człowiekowi szacunek do innych istot żywych”.

Arcybiskup wezwał również do ekologicznego nawrócenia, które powinno „pobudzać nas do szczodrej i serdecznej troski o świat, który jest darem otrzymanym dzięki miłości Ojca”.

Ta encyklika jest jak yeti: wszyscy coś tam słyszeli, nikt nie widział. A już na pewno nie doświadczył

Pojedyncze wypowiedzi hierarchów nie przekładają się jednak na codzienną praktykę podczas katechez, homilii czy rekolekcji. Konia z rzędem temu, kto w ciągu pięciu lat od wydania encykliki Laudato si’ usłyszał podczas niedzielnego kazania coś więcej o tym dokumencie lub trafił na kapłana, jaki zmagał się z lekturą, nie mówiąc o podzieleniu się z wiernymi głębszą refleksją dotyczącej jego treści. Ekologia w hierarchii priorytetów, jakie trafiają "na warsztat" analiz, wykładów czy zainteresowań ludzi Kościoła, zajmuje dalsze miejsce, gdzieś na marginesie spraw, którymi warto się zająć.

Chrześcijańska ekologia: z czym to się je?

Aby oddać jednak sprawiedliwość i nie pozostać na poziomie załamywania rąk, warto wymienić przynajmniej kilka oddolnych inicjatyw, które sprawiły, że tematyka ekologii i troski o naszą planetę, przynajmniej zapukała do głównego nurtu spraw, które w Kościele w Polsce zostały zauważone. Jednym z projektów, które warto wyróżnić jest strefa „Święto stworzenia”, jaką z mozołem buduje o. Stanisław Jaromi. Franciszkanin, który jest zarazem absolwentem ochrony środowiska, próbuje zainteresować tematem "chrześcijańskiej ekologii" nie tylko swoich rozmówców w mediach, ale również internautów oraz wiernych, którym głosi rekolekcje już w świecie offline.

Dbanie o przyrodę to też jest działanie pro-life

O. Jaromi jest zarazem przewodniczącym Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu. Przykład franciszkanina to wzorcowy model tego, jak sprawy troski o planetę można połączyć z chrześcijańską perspektywą myślenia o Bogu, człowieku i planecie. Co charakterystyczne, polski duchowny zwraca uwagę, że tego rodzaju trend był obecny w Kościele także w pontyfikatach i nauczaniach wcześniejszych papieży (wymienia tutaj między innymi Jana Pawła II i Benedykta XVI), niemniej jednak coraz bardziej aktualne wyzwanie naszych czasów związane choćby ze zmianami klimatycznymi sprawia, że temat staje się coraz bardziej pilny. Jak franciszkanin opowiada ekologię z chrześcijańskim zabarwieniem? Ot, choćby zwracając uwagę na fakt, że obowiązek troski o planetę jest częścią szerszego myślenia w duchu pro-life, który często sprowadzony jest wyłącznie do walki o ochronę życia nienarodzonych.

Wielkie filozoficzne idee i akademickie dyskusje o. Jaromi sprowadza na namacalny konkret - marnowanie zasobów Ziemi (jak choćby żywność), eksploatacja naszej planety (na przykład przy zużyciu energii) czy rozrzutny styl życia jest problemem, z którym może zmierzyć się każdy wierny na co dzień. Drobny przykład na kierunek tego rodzaju myślenia podpowiada kard. Konrad Krajewski, jałmużnik papieski, opowiadający w nielicznych wywiadach, jak papież Franciszek musztruje go co wieczór, czy zgasił wszystkie światła w pomieszczeniach papieskich.

„Nie segregowałam śmieci” w konfesjonale

Próbę przełożenia myśli papieża Franciszka na konkret podjęli się również autorzy bardzo szczegółowych rachunków sumienia, które w formie pytań o kolejne dziedziny życia mają pomóc wiernym przygotować się do sakramentu pokuty i pojednania. I choć sama nie jestem zwolenniczką tego rodzaju rachunków sumienia, które zbyt często stają się pretekstem do szczegółowego lustrowania swoich działań w najdrobniejszych szczegółach i pojmowania duchowości wyłącznie przez ten pryzmat, to trzeba odnotować, że kwestie ochrony planety nieśmiało przebijają się i na tym odcinku. W pierwszym z brzegu znalezionym w internecie rachunku sumienia znalazłam takie zwroty jak „Nie traktowałem/am środowiska naturalnego jako dzieła Bożego”, czy „znęcałem/am się nad zwierzętami”.

Jakkolwiek dla części wiernych pytania o stosunek do segregowania śmieci, traktowania zwierząt czy oszczędzania energii wciąż mogą wydawać się dziwne i niezwiązane z religijnością, to ostatnie miesiące przyniosły pewien trend i w tym zakresie.

Eko-rekolekcje: potrzebujemy ich jak powietrza

Najczęściej jednak mamy do czynienia z inicjatywami, które są efektem upartej cierpliwości pojedynczych osób, które z uporem forsowały swoje pomysły. Jak choćby w przypadku o. Szymona Janowskiego, który wraz z artystką Basią Derlak (z zespołu Chłopcy kontra Basia) zorganizował „Eko-rekolekcje".

Cel? Bardzo prosty. Stworzyć, a może po prostu odnaleźć przestrzeń w Kościele, gdzie można byłoby się zastanowić nad codziennymi nawykami w duchu nauczania św. Franciszka z Asyżu, papieskiej encykliki "Laudato si", ale i specjalnym oratorium o stworzeniu, które powstało równolegle do organizacji wspomnianych rekolekcji.

Temat chrześcijańskiej ekologii pojawia się też coraz częściej w homiletycznych filmikach wrzucanych przez kolejnych duchownych na YouTube czy w oddolnie organizowanych grupach w mediach społecznościowych, jak choćby "Mniej" na Facebooku, gdzie ponad 30 tysięcy sympatyków Szymona Hołowni (jeszcze z czasów przed zaangażowaniem w politykę) wymieniają się ze sobą sposobami na oszczędność czasu, miejsca, pieniędzy i produktów - właśnie w duchu "zero waste”.

Ekologia to domena „lewactwa”? Bzdura!

Czy wszystkie te przykłady są jaskółkami, które niosą wiosnę w kontekście odniesienia się w Kościele w naszym kraju do problemów związanych z ochroną środowiska i troski o planetę? Myślę, że jest za wcześnie, by stwierdzić to z całą pewnością. Wśród hierarchów, duchownych, ale i wielu świeckich wciąż bowiem pokutuje myślenie, które sprowadza wszelkie pomysły ekologiczne do lewicowych ruchów politycznych, niejako w pakiecie przyjmujących również liberalne poglądy na sprawy aborcji czy eutanazji. Problemy czystego powietrza, niskiej emisji CO2, źródeł i oszczędzania energii, wreszcie nawet tak drobnych (a jednak wielkich) spraw jak segregacja śmieci są co najwyżej przedmiotem politycznych przepychanek w parlamencie i studiach telewizyjnych, rzadko schodząc na poziom codziennej refleksji katolików. Intelektualny ferment i zmiana perspektywy, jakie zaproponował papież Franciszek w swojej encyklice "Laudato si" nad Wisłą - jak dotąd - były potraktowane raczej jako ciekawostka, a nie palący problem dzisiejszego świata. Tym bardziej, że sprawy poruszane przez Ojca Świętego w dużej mierze dotyczyły również dalekiej Amazonii, której problemy wymagają wgryzienia się w temat, a że dodatkowo koszula bliższa ciału, to i nasze zainteresowanie maleje...

Nasz Kościół jest zielony w kwestii ekologii. Czy jest szansa na zmianę?

Wydaje się jednak, że ostatnie miesiące przyniosły pewien zaczyn w zmianie myślenia: czy efekty i owoce poznamy za rok, pięć czy może dopiero dekadę? I czy, patrząc na badania i alarmy naukowców, nie będzie wtedy za późno, by potraktować problemy planety jako nasze własne, podobnie jak kwestie rodziny, domu, parafii czy ojczyzny? Na te i wiele pytań, skupiających się wokół zupełnie nowych, nieznanych dotąd problemów, musi zacząć odpowiadać również Kościół w naszym kraju - zarówno ten instytucjonalny, hierarchiczny, jak i lokalny, rozumiany jako współpraca duchownych i świeckich. Zadanie trudne, ale biorąc pod uwagę pierwsze pierwiosnki zmian - nie niemożliwe.

Dziennikarka kulturalna, publicystka DEON.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Laudato Si’, czyli encyklika widmo. Czy zielony Kościół w Polsce jest możliwy?
Komentarze (7)
TS
~Taki Sobie
27 sierpnia 2020, 08:48
Dobry tekst, napisany do ludzi niekoniecznie wszechstronnie "wykształconych" z klimatologii, ochrony środowiska, teoligii, i znajacych wszystkie encykliki, ale na pewno zachęcający do jej przeczytania i stawiający pytania. Proszę się nie zniechęcać zadną cichą agresją i argumentami na poziomie.........
JK
~Jerzy Komorowski
26 sierpnia 2020, 18:20
Propaganda stękająca. Żadnych faktów. Same wrażenia. W artykule brak śladów jakiej kolwiek znajomości zagadnienia i to zarówno w zakresie przyrody jak i samej encykliki. Aż wstyd, ż taki artykuł znalazł się na stronie sygnowanej przez Jezuitów.
ET
~Ewa Tom
26 sierpnia 2020, 14:12
... jakkolwiek gorzko to zabrzmi, to niestety otoczenie kościołów prawie w całej Polsce jest systematycznie ogałacane ze starodrzewia - to najlepiej oddaje stan świadomości naszych duszpasterzy na tym najbardziej lokalnym poziomie - to od nich należałoby zacząć edukację ekologiczną ... naprawdę , jak się to widzi TO ŻAL DUSZĘ DZIURAWI ..... jako społeczeństwo nomen omen jeszcze 100 lat temu postrzegane jako typowo rolnicze - mamy wręcz genetycznie zakodowany wzorzec po dziadkach rolnikach - jak to nie jest pszeniczka, kartofelek albo burak to jest ZIELSKO DO WYRWANIA - WSZYSTKO BEZ WYJĄTKU - wystarczy popatrzeć na obrzeża naszych dróg i nasze cmentarze - najlepiej (tzn. oczywiście najtaniej w utrzymaniu ...) wszystko wyciąć, wykosić a co się tylko da zabetonować - zapominamy tylko że nasi PRADZIADOWIE OBSADZALI DROGI DRZEWAMI, KTÓRE TERAZ MY TAK OCHOCZO WYRZYNAMY A CMENTARZE PEŁNE BYŁY STARYCH DRZEW I KRZEWÓW a nie tylko stosów marmurów i granitów jak w kamieniołomach ....
JK
~Jerzy Komorowski
26 sierpnia 2020, 16:23
To chyba pani w jakimś innym kraju żyje. Nie w Polsce. Do genetycznego antysemityzmu, nietolerancji dodała pani jeszcze gentyczną nienawiść do wszystkigo co nie jest uprawą rolną. Genetycy - że nie dodam czego trzeba.
KA
~Kapitan Arianator
25 sierpnia 2020, 18:14
Ciekawe w ilu parafiach w Polsce są zamontowane instalacje fotowoltaiczne?
LL
Luki Luck
25 sierpnia 2020, 22:13
Czasem ich instalacja jest nieuzasadniona ekonomicznie i środowiskowo. Bardziej zwracałbym uwagę na śmiecenie i używanie jednorazowych tworzyw sztucznych.
JL
Jerzy Liwski
26 sierpnia 2020, 20:46
@Kapitan A. Rozumiem że powołuje się Pan na encyklikę Ecclesia de Fotovoltaica w której papież wzywa, by w każdej parafii wspólnota wybudowała instalację fotowoltaiczną.