Jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką przyszło mi napisać
Nie wiem, jak zacząć. Robię to już któryś raz. Nie wynika to z braku u mnie zdolności retorycznych. Samo myślenie o tym doprowadza mnie często do łez. Zwłaszcza, gdy jestem sam, tak jak teraz w pokoju. Jestem trzydziestoletnim mężczyzną. Miałem 4 lata, gdy molestował mnie sąsiad-pedofil.
Dałem się nabrać na jedną z najbardziej banalnych wymówek. Ale które dziecko oprze się pokusie zobaczenia małych kotków, zwłaszcza gdy proponuje to człowiek, którego widuje każdego dnia. Potem już się potoczyło - sam nie wiem jak - mam dziury w pamięci, które dzisiaj z bólem uzupełniam. Wybaczcie, że nie opowiem wam szczegółów. Zbiera mi się na wymioty, gdy muszę do nich wracać. Niewiele pamiętam z tego, co mówił, prócz zapewnień, że "nic się nie stało". Nie zostałem zgwałcony, ale czy to znaczy, że nie stała mi się krzywda?
Uratowała mnie dopiero wyprowadzka daleko od tego człowieka. Z punktu widzenia faktów - zupełnie przypadkowa decyzja rodziców. Ale może ktoś nade mną jednak czuwał.
Skutecznie wyparłem to, co się stało, ale przynajmniej na początku te myśli i obrazy wracały w nocy. Kilkuletni chłopiec jakim byłem, widział w snach nagiego mężczyznę. Wmówiłem sobie, że to ja mam problem. Że to ja jestem zboczony. Nie znałem wtedy dobrze znaczenia tego słowa, ale brzmiało ono, jak jedna z największych dewiacji. Skoro mi się śni to znaczy, że tego muszę chcieć... ale przecież "nic się nie stało".
Jedyne co było po mnie widać, to że gasnę. Zawsze byłem trochę wycofany, introwertyzm stał się jednak dla mnie wymówką, żeby nie wchodzić w bliskie relacje. Wiejskich dzieci nie prowadzi się do psychologów. One leczą się same.
Przez ponad dwadzieścia lat skutecznie się okłamywałem. Dopiero niedawno przyznałem się do tego, że byłem molestowany seksualnie. Pierwszy raz ponownie dopuściłem do siebie tę myśl, gdy usłyszałem już jako dorosły, że moje rodzeństwo również miało styczność z człowiekiem, który mnie zranił. Byli starsi, skończyło się kopnięciem go w krocze. Podobno wyśmiewały go wszystkie dzieci, ale jak widać nikt nie potraktował poważnie tych dziecięcych złośliwości. Myślałem o tym coraz częściej.
W wieku blisko 30 lat miałem niepoukładane życie i masę pytań, dlaczego jestem takim życiowym frajerem. Zrozumiałem dlaczego. Nie miałem już siły tego ukrywać. Zacząłem chodzić do psychologa, ale minęło jeszcze sporo wizyt, nim powiedziałem o tym. Udało mi się tylko wykrztusić: "myślę, że w dzieciństwie spotkało mnie coś strasznego". Długo dochodziliśmy, co się kryje za tymi słowami.
Bóg jedyny wie, ile razy spowiadałem się z tego. Za każdym razem słyszałem, że nie muszę, że ta krzywda nie jest moją winą. Serce wciąż tego nie wie. Obraz Boga jako czułego mężczyzny jest dla mnie nie do przyjęcia. Sprawiedliwego też nie, bo czuję się winny. Ale największą barierę, jaka jest między mną, a Nim, stanowi Kościół.
Za każdym razem, kiedy słyszę z jaką pogardą, lekceważeniem, brakiem zrozumienia i pychą wypowiadają się o pedofilii niektórzy jego członkowie, tracę wiarę w Boga. Zwłaszcza gdy mówią to księża lub biskupi. Nie chcę występować w roli adwokata ofiar, więc powiem o sobie. Czuję, że mówicie o mnie, o człowieku, który nie potrafi się bronić. Moje życie to obwinianie się i pokutowanie za grzech, którego nie popełniłem. To wstyd i poczucie obrzydzenia wobec siebie. Czuję to zazwyczaj w tych najważniejszych dla mnie momentach, jak wtedy, gdy chcę być kochanym, zakochanym i przyjętym. Nie mam nawet, jak domagać się sprawiedliwości. Nie bardzo też wiem, na czym miałaby ta sprawiedliwość polegać. Ten człowiek nie żyje od kilku lat, ale nie przynosi mi to pokoju.
Tak, byłem molestowany przez osobę świecką. Gdy jednak słyszę, że w odpowiedzi na ujawnienie kolejnych skandali pedofilskich z ust ludzi wierzących pada zdanie "nie tylko w Kościele jest pedofilia", to chce mi się krzyczeć jak bohater "Kleru": na Boga, co wy robicie!? Czy to jest najważniejsze, kiedy staje przed tobą ofiara? Czy to w ogóle coś znaczy?
Wiele osób takich jak ja szuka sprawiedliwości u przypadkowych ludzi. Chcemy opowiedzieć wam swoją historię i zobaczyć waszą reakcję, przejrzeć się w oczach, w których nie zobaczymy obrzydzenia nami. W chwili molestowania wszystko się zmienia. Ja nie byłem w stanie uwierzyć już później w żadne "kocham", które słyszałem, bo czułem się mniej wartościowy. I choć przez lata blokowałem pamięć o tym zdarzeniu, poczucie bycia niekochanym towarzyszyło mi każdego dnia. Nie musisz pamiętać o przyczynie, żeby doświadczać skutków.
To jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką przyszło mi napisać. Poczułem, że muszę to zrobić po przeczytaniu hejtu pod filmem Joli Szymańskiej-Koperniak, w którym miała odwagę powiedzieć, że również była molestowana, przez księdza. Nie był to typowy hejt, który czuć na kilometr. Był ładnie opakowany w troskę - nie wiadomo tylko o co lub o kogo. Jestem pewien, że nie o nią.
Chciałbym odpowiedzieć na kilka bezmyślnych zarzutów, które często się pojawiają w takich "dyskusjach":
"Przypomniało mu / jej się, po tylu latach". Przyznanie się do bycia ofiarą to najtrudniejsza rzecz pod słońcem. Zastraszenie, wstyd, poczucie winy, strach przed odrzuceniem, zbrukanie - to są uczucia, które towarzyszą dziecku. Przez lata nie znajduje słów, aby o tym mówić i myśleć. Mniej lub bardziej świadomie pamięta o tym cały czas. Dobry moment nigdy nie nadchodzi.
"Teraz wszyscy są molestowani, taka moda". Każde naruszenie granicy wstydu i intymności dziecka jest głęboką raną. A my te granice mamy naprawdę różne. Nikt nie ma prawa ich wyznaczać i definiować za mnie.
"Banalna historia". To są same takie. Nie szukajcie pikanterii i oryginalności w tych obrzydliwościach. Czy te zranienia są zbyt małe? Czy powinniśmy bardziej cierpieć, żeby zdobyć uznanie? Przyjmijcie naszą historię taką, jaka ona jest. Innej nie mamy i musimy z nią żyć.
"Chodzi o pieniądze". Mamy różne pojęcie sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Osoba molestowana ma prawo domagać się jej zgodnie z własnym przekonaniem i wrażliwością. Bardzo często są to lata terapii i zniszczone życie, które mogłoby się potoczyć inaczej. To, że ja się nie domagam pieniędzy, nie znaczy, że ktoś inny ich nie potrzebuje. One same w sobie nigdy nie są celem.
"Ujawnij nazwiska albo siedź cicho". Konfrontacja i spotkanie ofiary z jej oprawcą może być tak samo bolesne, jak moment jej wykorzystania. Nie żądajcie od niej, by przekraczała granice, których nie jest w stanie. Dojrzewanie do kolejnych etapów to trudny i czasochłonny proces. Dla niektórych może nigdy nie nadejść.
"Mogła / Mógł się nie dać". Nie mogła. Tego nie da się ani obronić, ani dobrze wytłumaczyć. W jednej chwili tracisz grunt pod nogami i dzieciństwo. Z racjonalną reakcją mają problem dorośli. Nie oczekuj jej od dziecka.
"Facet już nie żyje, po co do tego wracać". Bo życie ofiar pedofilów, które z tym zostały, często jest piekłem.
Moja historia jest tylko moja. Ale może ktoś jeszcze się w niej odnajdzie. Póki co, największy żal mam do siebie. Zrozumiałem jedno. W osobie wykorzystanej jako dziecko, pewna jego część nigdy nie dorasta.
Proszę, bądźcie dla nas wyrozumiali.
NN. - autor pragnie zachować anonimowość.
Skomentuj artykuł