Co łączy Michaela Jacksona i prałata Jankowskiego?
Piszę to wszystko, mając świadomość, że wychowałem się na jego muzyce. Mam taką gorzką refleksję, że jako dziecko sam byłbym zupełnie bezbronny, gdybym miał szansę pojawić się na ranczu "Neverland" u boku mojego idola. Dlatego właśnie ufam pokrzywdzonym.
Po emisji dokumentu "Leaving Neverland" kolejne stacje radiowe rezygnują z puszczania piosenek Michaela Jacksona. Brytyjskie BBC Radio 2 robi to bez rozgłosu, tłumacząc się sezonową zmianą repertuaru podyktowaną gustami słuchaczy. Polskie "Radio ZET" przyznaje wprost: to efekt poważnych oskarżeń o czyny pedofilskie i gwałty, jakich miał się dopuścić muzyk. Jego piosenek nie usłyszysz już też w Starbucksie, a odcinka "The Simpsons", który dubbingował Jackson, nie znajdziesz na oficjalnym kanale. Dziennikarze zaobserwowali również usunięcie pomnika "króla popu" z National Football Museum w Manchesterze. "Król", w blasku sławy którego grzały się kolejne pokolenia, jest dzisiaj bolesnym wyrzutem sumienia i wstydem również dla fanów. "Daliśmy się nabrać" - tłumaczą się niektórzy współpracownicy Jacksona, którzy jednak swoje kupony od jego sławy zdążyli już dawno odciąć.
Hollywoodzki klerykalizm
W reakcji na oskarżenia wielu fanów zastanawia się, co dalej. Niektórzy posypują głowy popiołem. Słuchanie Jacksona nawet w zaciszu własnego domu nie "smakuje" już tak samo jak dawniej. W jakimś sensie wszyscy umacnialiśmy jego wizerunek niezwykle wrażliwej i empatycznej gwiazdy, to my zarażaliśmy się wzajemnie "emdżejmanią". Idol okazał się jednak seksualnym drapieżcą, wykorzystującym swoją pozycję do krzywdzenia dzieci. Choć oskarżenia krążyły jeszcze za jego życia, dopiero dzisiaj jesteśmy gotowi się z nimi zmierzyć. Trudno mówić o wdzięczności, a jednak nie byłoby to możliwe, gdyby Kościół nie zdecydował się na walkę z pedofilią we własnych szeregach. Będąc często słusznie krytykowanym za opieszałość i brak empatii; będąc też niejednokrotnie zmuszonym przez media do walki z problemem. Jednak właśnie dzięki temu, że oczyszczenie stało się publiczne, możemy uczestniczyć w pewnym dojrzewaniu całego społeczeństwa.
Jest cała rzesza fanów, która nie wierzy w winę Jacksona, nie dopuszcza ich i grozi pozwem za szarganie dobrego imienia "króla popu". Przypomina nam to coś? W Kościele mówimy o klerykalizmie, o kulturze milczenia. Jak nazwać te same lub bardzo podobne reakcje społeczeństwa niezwiązanego z Kościołem? Nie da się ukryć, że sława i władza Michaela Jacksona sięgały najdalszych krańców świata. Podczas jedynej wizyty w Polsce był witany przez samego prezydenta, a jego koncert transmitowany w telewizji niczym msza papieska obejrzało na żywo blisko 120 tys. osób. Z Pierwszą Damą odwiedził warszawski dom dziecka, wręczono mu też klucze do miasta. Były obietnice powstania parku rozrywki i wiele słów o tym, jak piękna jest Polska i Polacy. Michael Jackson był dla wielu ludzi na całym świecie wzorem, źródłem ich poczucia wartości, ikoną i dowodem na to, że nie mając nic, można osiągnąć tak wiele. Był kimś, kto pierwszy raz z tak wysoka zwrócił na nich uwagę. Dzisiejsza próba obrony go jest niczym innym, jak bronieniem pewnego świata, który na takim myśleniu zbudowali fani. Wracam więc do pytania - w Kościele mamy klerykalizm, a poza nim? "Nasizm", "celebrytyzm", lojalizm?
Perfekcyjna manipulacja. Jak dochodzi do wykorzystania seksualnego dziecka?
"Leaving Neverland" jest filmem trudnym i ważnym, bo pokazuje nie tylko cierpienie i uzależnienie pokrzywdzonych od sprawcy, ale też mechanizmy uwodzenia i zakłamywania rzeczywistości, jakim ulegają nieletni ze strony wykorzystujących ich dorosłych. Historia przestępstw Michaela Jacksona ma pewne punkty styczne z tym, co w Polsce dzieje się wokół ks. Henryka Jankowskiego. Schemat ich popełnienia, linia obrony i wyparcie winy przez społeczeństwo są bardzo podobne.
Sprawca to osoba publiczna, która budzi zaufanie, ponieważ jej działania wykraczają daleko poza "obowiązki"; postrzegana jest jako filantrop, który wyznacza nowe trendy, sposoby myślenia, przesuwa granice. Hojnie dzieli się swoim majątkiem; pomaga, korzystając z przywilejów. Prowadzi też dom otwarty, przez który oprócz dziesiątek osobistości przewija się również wiele dzieci - bez rodziców, często z ubogich domów, niedowartościowanych i zaniedbanych. Dzieci, które bez opieki zostają tam na noc. Nikogo nie niepokoi, że mówią o spaniu w jednym pokoju z muzykiem (księdzem), o nocnych odwiedzinach. Sprawca uspokaja sumienie rodziców, wchodząc z rodzinami w bliskie relacje. Dla wielu z nich jest jednym ze źródeł utrzymania. Molestowane dzieci nie podejmują próby obrony, bo widzą ją jako atak na rodzinę, której sprawca stał się częścią. Oskarżenia formułowane przez pojedyncze osoby krążą jednak od wielu lat. Bliscy i fani (wierni) nie dopuszczają do siebie tej myśli. Ofiary nazywane są kłamcami, ich zeznania pomówieniami, a postępowanie sądowe próbą wyłudzenia pieniędzy. Śledztwa i procesy ruszają, jednak kończą się ugodą, nagłą zmianą zeznań, wycofaniem oskarżenia lub jego oddaleniem. I już na zawsze stają się linią obrony przeciwko pokrzywdzonym. W końcu sprawca umiera. Szybko określa się go mianem legendy, pośmiertnie nagradza i stawia pomnik. Ma to być gwarancja, kamień tak ciężki, który już nigdy nie pozwoli otworzyć jego grobu i domagać się sprawiedliwości. Sprawca już na zawsze ma pozostać bohaterem, a kult jego pamięci zamknąć usta wszystkim niedowiarkom.
#metoo dodało odwagi
We wszystkich dyskusjach prędzej czy później pojawia się pytanie-argument: "dlaczego dopiero po tylu latach?". Jestem alergicznie nastawiony do niego, bo próbuje się nim zamknąć usta osobie pokrzywdzonej i podważyć jej wiarygodność. Natomiast na samo pytanie warto odpowiedzieć, żeby zrozumieć pewne zmiany, jakie zachodzą w społeczeństwie. Za odwagę mówienia o gwałtach, przemocy seksualnej i molestowaniu powinniśmy podziękować wszystkim kobietom, które w ciągu ostatnich miesięcy opublikowały post z hasztagiem #metoo. Ta oddolna inicjatywa pokazała, że ofiary mają głos, że to sprawcy powinni się wstydzić i ponieść konsekwencje swoich czynów.
Hasztag był obiektem drwin wielu środowisk, ale w tym czasie, nie zważając na nic, stopniowo budził świadomość w kolejnych ofiarach, dodawał im odwagi. Czasy cichego przyzwolenia na przemoc seksualną powoli mijają. Sprawcami okazują się nie tylko najbliżsi, ale też ci, którym najbardziej zaufaliśmy. Dlatego właśnie, jak napisała Anita Piotrowska w "Tygodniku Powszechnym", potrzebny jest "drugi pogrzeb idola". Bez rozwiązania sprawy Michaela Jacksona nie pójdziemy dalej. Przyszedł czas, aby jego ofiary mogły przejść przez własną żałobę. I na to, żeby Kościół zawalczył przeciwko pedofilii razem ze światem, a świat z Kościołem, nie przerzucając się wzajemnie winą i odpowiedzialnością.
Pedofile w sieci i czujni sponsorzy
W kwestii pedofilii obserwujemy pewne ruchy i zmiany poza Kościołem, o których trzeba mówić. Kilka tygodni temu z problemem mierzył się portal YouTube, zmuszony do tego przez własnych sponsorów. Wśród setek milionów filmów znajdują się również prywatne nagrania publikowane przez niczego nieświadomych rodziców. To, co dla nich jest czymś zupełnie niewinnym i czystym, dla pedofilów przeglądających sieć jest soft-erotyką. Pod rodzinnymi scenami zostawiali oni anonimowo wulgarne komentarze; odsyłali do innych nagrań; oznaczali momenty na filmach, w których dziecko miało widoczną bieliznę albo występowała dziecięca nagość; tworzyli playlisty, które udostępniali dalej. Ile razy trafiliście zupełnie przypadkiem na zwyczajne nagranie, słabej jakości, bez dobrego tytułu, niewiele mówiące o treści, a jednak miało dziesiątki tysięcy wyświetleń? Zastanawialiście się, na czym polegał "sukces" takiego filmu? Najprawdopodobniej trafił właśnie na jedną z pedofilskich playlist.
YouTube przez długi czas nie czuł, że powinien coś robić w tej sprawie. Zasada bezwzględnej wolności słowa jest jedną z najważniejszych dla użytkowników Internetu, dlatego alergicznie reagują na każdą ingerencję. Na niebezpieczną sytuację postanowili jednak zareagować reklamodawcy. Swoje reklamy wycofało Nestle, Disney, Epic Games. Dla YouTube'a żyjącego z reklam to ogromny cios. Zareagowano niemal natychmiast, bo podobne doświadczenie platforma miała już w 2017 r. Wtedy swoje reklamy z powodu niezgody na prezentowane treści wycofały m.in.: Adidas, Deutsche Bank, BBC, McDonald’s, Audi, Transport for London, L’Oreal, Sainsbury’s czy Channel 4.
W końcu wydano oświadczenie: "W ciągu ostatniego tygodnia podjęliśmy jako YouTube szereg działań, mających na celu lepszą ochronę dzieci i rodzin, w tym m.in. wyłączyliśmy komentarze pod dziesiątkami milionów filmów. Teraz zaczniemy również wyłączać komentarze pod większością filmów z osobami nieletnimi, z wyjątkiem niewielkiej liczby kanałów, które aktywnie je moderują i podejmują dodatkowe kroki w celu ochrony dzieci. Rozumiemy, że komentarze są ważnym sposobem budowania i nawiązywania kontaktu z odbiorcami. Wiemy również, że jest to właściwe postępowanie, aby chronić społeczność YouTube".
Nie wykorzystujmy sprawy Jacksona do wybielania Kościoła-instytucji
Sprawy takie jak Michaela Jacksona czy wymuszona reakcja YouTube'a nie mogą być natomiast usprawiedliwieniem dla Kościoła, a tak można odebrać słowa abpa Stanisława Gądeckiego, które padły podczas konferencji prasowej prezentującej raport o skali problemu w polskim Kościele. Przewodniczący KEP powiedział: "Przyzwyczailiśmy się do hasła «pedofilia w Kościele», jednak trzeba mówić tu o bardzo poważnym problemie społecznym". Trudno mu odmówić racji, jednak użył tych słów w bardzo trudnej dla ofiar sytuacji, po latach czekania na stanowczą reakcję polskich hierarchów, stąd odbierane są jako próba wybielania i ratowania twarzy instytucji, a nie godności pokrzywdzonych.
Z drugiej strony warto się przyjrzeć temu, na co uwagę zwrócił abp Gądecki. Nie ma w tym nieprawdy, bo Kościół jest odbiciem społeczeństwa - również wszystkich jego braków i problemów. Na to, że pedofilia nie jest jedynie problemem duchownych, zwrócił uwagę psychiatra i seksuolog dr Sławomir Jakima, który w wywiadzie dla DEON.pl powiedział, że "wśród księży wcale nie ma więcej pedofilów niż w innych zawodach". Można natomiast zadać sobie pytanie o to, dlaczego pewna kultura w Kościele sprzyja ukrywaniu przestępstw. Być może największą winą Kościoła-instytucji jest stworzenie i umacnianie klimatu, w którym: klerycy odcinają się od problemów z własną seksualnością; rektorzy dbają o statystyki, przymykając oczy na ich problemy; księża w parafiach wykorzystują zaufanie i skrócony dystans do wykorzystywania swoich ofiar; hierarchowie wszędzie upatrują walki z Kościołem, a za nadrzędną wartość uważają lojalność wobec instytucji. Klimatu, w którym akceptowalna jest ofiara składana z wiernych dla "dobra" Kościoła. To zaledwie wierzchołek góry lodowej - jak mówi Adam Żak SJ.
Pomnikoza i nasze problemy "z pamięcią"
Próba zmierzenia się z oskarżeniami wobec Michaela Jacksona i ks. Henryka Jankowskiego pokazują jeszcze jedno - nasz problem z pielęgnowaniem pamięci. Jako formę przeżycia żałoby wybieramy niestety najgorszy możliwy sposób - postawienie pomnika. Czasami to zimny monument, a innym razem "pomnik" w naszej głowie. Coś, co przedstawia tylko powierzchowność, całkowicie bezkrytyczne ujęcie zmarłego. Jeśli szalona "pomnikoza" się nie skończy, przez najbliższe dziesięciolecia będziemy usuwać z miejsc publicznych pamięć o wielu "bohaterach", którzy okażą się wyrzutem sumienia dla naszego bezkrytycznego uwielbienia. Historia społeczeństwa XXI wieku będzie pełna dziur i cenzury proporcjonalnej do bezmyślności, z jaką "wynosiliśmy na ołtarze" nasze wyobrażenia o nich.
Dziś piosenki Jacksona znikają z radia nie dlatego, że stały się niewiele wartym "chłamem", ale dlatego, że przypominają nam o tym, jak irracjonalnie go wielbiliśmy za życia. Pomimo tych strasznych oskarżeń.
Piszę to wszystko, mając świadomość, że wychowałem się na jego muzyce. Mam taką gorzką refleksję, że jako dziecko sam byłbym zupełnie bezbronny, gdybym miał szansę pojawić się na ranczu "Neverland" u boku mojego idola. Dlatego właśnie ufam pokrzywdzonym.
Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, opiekun blogosfery blog.deon.pl. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga<<
Skomentuj artykuł