Aktorka ze słynnego filmu "Tylko mnie kochaj" wróciła na terapię. "Lepiej rozumiem siebie"

Aktorka ze słynnego filmu "Tylko mnie kochaj" wróciła na terapię. "Lepiej rozumiem siebie"
(fot. youtube.com / instagram.com)

Julia Wróblewska zadebiutowała w komedii romantycznej "Tylko mnie kochaj" jako 6-letnia dziewczynka. Teraz znana jest z roli w serialu "M jak miłość". Wspominając swoją pierwszą rolę, mówi: "jako 6-latka zostałam wystawiona na czerwony dywan. Nikt nie powiedział mi jak i co mam robić. Zostawili mnie z tym samą". 

W jednym z wywiadów podkreśla, że to pójście na terapię była "wspólna decyzja jej, jej przyjaciół i niektórych członków jej rodziny". Tym razem opublikowała post na Instagramie, w którym mówi o ponownym powrocie do gabinetu. Opowiada o tym, jak wygląda proces terapii i kiedy warto się na nią udać. Pisze także o tym, co sama przeżyła: "to nic strasznego, jednak musicie się pogodzić z tym, że czasem będzie niekomfortowo. Mówienie o tym, co Was boli i myślenie o tym, by to przepracować jest cholernie trudne. Jednak widząc przed sobą jasny cel, coś co kiedyś wydawało się nieosiągalne, jestem w stanie przełamać".

Wyświetl ten post na Instagramie.

Dziś wracam do regularnej terapii po dłuższej przerwie i przypomniało mi się to, że wielu z Was pyta mnie jak ona wygląda, czy powinni się na nią wybrać. Zacznę od tego, że jeśli podejrzewacie u siebie problem, powinniście umówić się na wizytę u psychiatry. Ja nie mogę Wam powiedzieć, czy nadajecie się do tego typu leczenia, ponieważ nie mam takich uprawnień. Jeśli chodzi o samą psychoterapię, mamy jej wiele rodzajów. Ja przechodzę terapię psychodynamiczną. Nie jestem w stanie opisać innych, ale mogę opowiedzieć jak wygląda moja. Zaczęłam od poznania się z moją terapeutką i opowiedzeniem o tym, dlaczego zgłosiłam się do psychiatry, co utrudnia mi funkcjonowanie i przedstawiałam powoli moją przeszłość. Przepracowujemy ją-często muszę walczyć sama ze sobą, żeby dać sobie poczuć te „złe” emocje, zwalczyć lęk. Terapeutka próbuje je wywoływać. To tak jakbym emocje, których nie chcę czuć, całe życie wrzucała za tamę. Jeśli tama się rozbije, a bez leczenia na pewno w końcu puści, zaleją mnie. Więc stworzyłyśmy drabinę na jej szczyt i zalewamy mnie powoli. Wiaderko po wiaderku, tak żebym mogła je przyjąć, ale nie utopić się w nich, nauczyć się w nich pływać. Czuję się niekomfortowo, ale nie zagraża to mojemu życiu i gdy w końcu wszystkie przepracuję, będę mogła być szczęśliwa. Ta praca głównie polega na przepracowaniu Waszych uczuć, stworzeniu miejsca, w którym poczujecie się bezpiecznie. Na nauce samoświadomości, swoich toksycznych schematów, które zaczniecie zauważać, rozpoznawać i wdrażać coś zdrowszego, aż stanie się to nawykiem. To nic strasznego, jednak musicie pogodzić się z tym, że czasem będzie niekomfortowo. Mówienie o tym co Was boli i myślenie o tym, by to przepracować jest cholernie trudne. Jednak widząc przed sobą jasny cel, coś co kiedyś wydawało się nieosiągalne, jestem w stanie się przełamać. Jak już kiedyś pisałam: „Niewyrażone emocje nigdy nie umierają. Zostają zakopane żywcem, aby powrócić później w znacznie gorszej postaci”. Moje wróciły i muszę ten ciężar znieść. Po 2 latach czuję się lepiej. Lepiej rozumiem siebie, moje emocje i zaburzenie. Leczenie jest trudne, ale nie jest niemożliwe i tylko Wy możecie sobie pomóc. Miłego dnia wszystkim ♥️

Post udostępniony przez Julia Wróblewska (@juleczkaaa_jula)

DEON.PL POLECA

Innym razem postanowiła się podzielić tym, jak odkryła, że warto wyrażać wszelkie emocje. Napisała:; "Bardzo bałam się wyrażać negatywne emocje. Te uznawane za "słabość", jak smutek, lęk, żal czy agresję jak "złość". Zakopywałam je więc żywcem. Przez pierwsze pół roku terapii płacz był dla mnie powodem do wstydu, przecież muszę iść do przodu, być silna". Na koniec pisze: "Nie zbierajcie w sobie emocji. Pozwólcie sobie czuć".

Wyświetl ten post na Instagramie.

Ostatnie dni spędziłam w domu.. trochę myśląc nad tym, w jakim miejscu jestem, z czym sobie już radzę, a z czym nie. Uznałam, że podzielę się z wami urywkiem tego, co zrozumiałam na terapii. „Niewyrażone emocje nigdy nie umierają, zostają zakopane żywcem, aby powrócić później w znacznie gorszej postaci”~ Sigmund Freud Bardzo bałam się wyrażać negatywne emocje. Te uznawane za „słabość”, jak smutek, lęk, żal czy za agresję jak „złość”. Zakopywałam je więc żywcem. Przez pierwsze pół roku terapii płacz był dla mnie powodem do wstydu, przecież muszę iść do przodu, być silna. Ale to się zmieniło. Emocje, które odrzucamy, napełniają „balonik”, który w końcu pęknie, zaleją nas i możemy sobie nie poradzić. Nie dajcie wmówić sobie, że pewnych emocji nie możecie czuć. KAŻDA emocja jest ludzka, mamy prawo odczuwać sytuacje tak jak je czujemy, nie możemy ich kontrolować. KAŻDA myśl jest ludzka. Myśli nie są czynami. Przez wiele lat próbowałam skrajnie kontrolować moje emocje, do takiego stopnia, że czasem nie czułam nic. Prawie całe dzieciństwo spędziłam pod nadzorem mediów. W pewnym momencie nie dałam rady. Reagowałam nieadekwatnie, absurdalnie na różne sytuacje, a gdy zdawałam sobie sprawę co zrobiłam, opanowywał mnie ogromny wstyd, chowałam się w sobie. Straciłam panowanie nad własnymi emocjami. Gdy w końcu balonik pękał, wchodziłam na emocjonalny rollercoaster, z którym walczę do tej pory. Psując relacje, możliwości, będąc tornadem, niszcząc wszystko po drodze. Sabotując samą siebie, wmawiając sobie, że na to zasłużyłam. Każdy z nas ma limity. Nie zbierajcie w sobie emocji. Nazywajcie je, dajcie sobie poczuć to, co w Was jest. Czy to smutek, czy złość, czy zazdrość. Ja przelewam je na papier, pisząc co czuję.. ale równie dobrze można to przelać w sztukę czy hobby :) Pozwólcie sobie czuć. Fot.: @btd_bethedreamer_

Post udostępniony przez Julia Wróblewska (@juleczkaaa_jula)

Papież Franciszek a psychoterapia

Jakiś czas temu świat obiegła wiadomość, że sam papież korzystał kiedyś z pomocy psychoterapeuty. Opowiedział o tym, że przez pół roku chodził do do pani psychoanalityk, która bardzo mu pomogła. Mówił: "była bardzo dobra, bardzo profesjonalna jako lekarz i jako psychoanalityk, ale zawsze trzymała się swojej roli. I pewnego dnia, gdy była bliska śmierci, zadzwoniła do mnie. Nie po to, żebym udzielił jej sakramentów, gdyż była Żydówką, ale chciała porozmawiać ze mną o sprawach duchowych. To była bardzo dobra osoba".

Chcesz dowiedzieć się więcej o psychoterapii? Przeczytaj poniższe teksty:

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Grzywocz
  • Czy duchowość może szkodzić?
  • Skąd u zakonnicy myśli bluźniercze?
  • Kiedy zaczyna się opętanie?
  • Czy depresja to mistyczna noc ducha?
  • Jak zgrzeszyć, zachowując przykazania?
  • Co odróżnia dziecięctwo od infantylizmu?

Prezentowana płyta to zbiór wykładów dla doktorantów,...

Skomentuj artykuł

Aktorka ze słynnego filmu "Tylko mnie kochaj" wróciła na terapię. "Lepiej rozumiem siebie"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.