"Economist" krytycznie o esejach Michnika
Apokaliptyczny ton charakteryzujący publicystyczną twórczość Adama Michnika, zwłaszcza jego eseje, trąci myszką - sądzi recenzent ich amerykańskiego wydania, redaktor "The Economist" Edward Lucas.
Eseje Michnika zatytułowane "In Search of Lost Meaning: The New Eastern Europe" ukazały się ostatnio nakładem University of California Press. Jest to tłumaczenie 10 obszernych politycznych esejów drukowanych wcześniej przy różnych okazjach w "Gazecie Wyborczej".
"Apokaliptyczny ton przydaje twórczego niepokoju gazetowej szpalcie napisanej podczas groźnego kryzysu, ale z perspektywy czasu sprawia wrażenie przesadnego" - napisał Lucas.
"Publiczna debata w Polsce rzeczywiście bywa rozgrzana do przesady, ale potępiając ją Michnik naraża się na to, że sam padnie ofiarą histerii, nad którą wylewa łzy".
"Warto pamiętać, że Polska nie jest pod rządami ludzi, których Michnik krytykuje (z prawicowego obozu narodowo-patriotycznego - PAP), a w oczach większości polska transformacja jest przykładem wielkiego sukcesu" - dodaje.
"Jego (Michnika - PAP) analiza patologicznego niezadowolenia niektórych współrodaków jest interesująca, lecz prawdą jest to, iż wielu z nich, najprawdopodobniej nawet większość - nie jest w ogóle niezadowolona" - wskazał recenzent.
Lukas przyznaje, iż ze względu na zaszczytną opozycyjną kartę Michnik może sobie pozwolić na wspaniałomyślną postawę wobec dawnych komunistycznych przeciwników, ale jego pochwałę dla ostatniego I sekretarza PZPR gen. Wojciecha Jaruzelskiego uznaje za najbardziej kontrowersyjny aspekt książki.
Recenzent sugeruje, iż Michnik jest nadal dysydentem, choć już nie wobec dawnych komunistów, lecz wobec nowej polskiej prawicy. "Dla niektórych Michnik jest uosobieniem warszawskiego liberalnego establishmentu: kimś, kto czuje się z lekka niewygodnie w materialistycznym otoczeniu post-komunistycznego kapitalizmu i głęboko niechętnemu mściwemu historycznemu triumfalizmowi obozu narodowo-patriotycznego" - podsumował.
Lucas zarzuca amerykańskiemu wydaniu niechlujną pracę redakcyjną, szczupły skorowidz nazwisk, brak dat itd. Powoduje to, iż dla obcokrajowca niezorientowanego w meandrach polskiej polityki ostatnich 20 lat książka jest trudna w lekturze.
Recenzent uważa też, iż tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia. Wypunktowuje zwłaszcza błędne i oznaczające zgoła coś zupełnie innego przełożenie wyrażenia "grupa trzymająca władzę" na "power-yielding group" zamiast "power-wielding group".
Skomentuj artykuł