Zachwyceni filmem "Habemus papam"
Podziw, uznanie czy wręcz zachwyt włoskich komentatorów wywołał film "Habemus papam" Nanniego Morettiego, który w piątek wszedł na ekrany kin we Włoszech. Pojawiają się nawet opinie, że film z Michelem Piccoli i Jerzym Stuhrem to arcydzieło.
Messori bardzo chwali znakomitą, jego zdaniem, grę 85-letniego Michela Piccoli, który wciela się w postać francuskiego kardynała Melville, wybranego ku swemu przerażeniu na konklawe. Vittorio Messori zwraca uwagę na symbolikę sceny z konklawe, podczas której kardynałowie na czele z głównym bohaterem modlą się o to, aby nie ich wybrano.
"Literatura antyklerykalna opowiada nam o cynicznych i ambitnych kardynałach, którzy nie zawahają się, nawet w obliczu zbrodni, by wyjść z Kaplicy Sykstyńskiej w białej papieskiej sutannie. Tutaj przeciwnie: wszyscy proszą Boga, aby oszczędził im dźwigania na barkach ciężaru papieskiego krzyża" - pisze autor komentarza. Z wyraźną ulgą wskazuje, że wizerunek Kościoła katolickiego w "Habemus papam" jest "dobrotliwy" . "Nie ma nic polemicznego ani złośliwego", nie ma - jak zauważa - odwołań do skandali pedofilii czy finansowych w watykańskim banku.
W podobnym tonie, pełnym uznania dla najnowszego filmu Nanniego Morettiego, wypowiada się publicysta dziennika "La Stampa" Andrea Tornielli. Kładzie on nacisk na to, że w filmowym konklawe udział biorą kardynałowie, którzy w żadnym razie, wbrew utartym opiniom, nie są "karierowiczami".
"Nie ma walki o władzę, układów, podstawiania nogi, chwytów poniżej pasa, manewrów, kurialnych koterii, karierowiczostwa" - zauważa. Według autora komentarza, znakomicie przedstawiony przez Morettiego strach przed wyborem przywołuje słowa, które powiedział kiedyś kardynał Giacomo Biffi: "Wybór na papieża to najgorsza rzecz, jakiej można życzyć człowiekowi".
"To film o najwyższej inteligencji i wolności, pozbawiony z góry założonej tezy, nakręcony z uwagą, by nie zadowolić tych, którzy spodziewają się zbyt łatwej krytyki pod adresem watykańskiej hierarchii i jej ingerowania w nasze sprawy czy obecnego pontyfikatu" - zauważa autorka. Wśród "wspaniałych aktorów" wymienia Jerzego Stuhra.
Życzliwie i przychylnie o filmie mówi także krytyk Radia Watykańskiego Luca Pellegrini. Jak zauważa recenzent, film otwierają archiwalne zdjęcia pogrzebu Jana Pawła II, tym samym “prawda historyczna wyjaśnia, że czas jest realny, a to, co widzimy, też mogłoby się wydarzyć”.
“Moretti bardzo wiernie odtwarza konklawe. Żadnej ironii ani karykatury. Wszystko jest bardzo ludzkie, jak głęboko ludzki jest powszechny wstrząs, przeżywany przez kolegium kardynalskie, kiedy po wyczekiwanym 'Habemus Papam' wybrany papież odmawia ukazania się na balkonie bazyliki św. Piotra, zaszywa się w Kaplicy Sykstyńskiej, modli się i płacze. Od tego momentu Nanni Moretti, który, jak sam powiedział, chciał jedynie opowiedzieć o nieadekwatności i kruchości, jakie nowy papież – świetny Michel Piccoli – podobnie jak tylu innych ludzi mógłby odczuwać wobec świata, roli i ogromu odpowiedzialności, jaka na niego spadła, porzuca fabułę i wkracza w czas zawieszony, czas próby, refleksji, oczekiwania, czas całkowicie filmowy. Wymagając od widzów krytycznej zdolności wyjścia poza to, o czym się opowiada i poza rzeczywistość”.
Krytyk papieskiej rozgłośni jest przekonany, że film powstał “dla widzów kinowych, dla przyjemności opowiedzenia odmiennej historii” i przypominając, że “Bóg zawsze zdolny jest poprawić decyzje i rezultaty naszych słabości”, z uznaniem wyraża się o Morettim, który “dobrowolnie potrafił zatrzymać się wcześniej”.
Skomentuj artykuł