Harry z Wołynia

(fot. shutterstock.com)
Andrzej Łukasiak / pk

Był rok 1943. Krwawy potop na Wołyniu zebrał swoje żniwo. Ale jeden człowiek, który był w stanie przebiec z Syberii do rodzinnej wsi Przebraże, pokonując przez 8 tygodni ponad trzy tysiące kilometrów, zatrzymał jego czerwone fale.

Szybko znikający w wiosennym słońcu śnieg odsłaniał połacie żyznej ziemi Wołynia. Pod lasami modrzyły się przylaszczki, a na mokradłach i błotach aż żółto było od kwitnących kaczeńców. W ciepłych promieniach słońca nawoływały się ptaki, ale ich śpiew przycichł, gdy od obeschniętej już trochę drogi dotarł coraz mocniejszy śpiew.

DEON.PL POLECA

- Czorne more Dniprom propływe, / Ataman na Moskwu nas wede. / Ne strasznaja w boju smert / Sława Bohu, czest… / Smert Lacham, żydiwskoj komuni - złowieszczo mruczała ukraińska sotnia, która wyruszyła 3 marca 1943 roku. Szła mordować ku "całkowitej, powszechnej, fizycznej likwidacji ludności polskiej". Ten krwawy "potop" rozpętały bojówki nazywające siebie Ukraińską Powstańczą Armią (UPA), wzmocnione przez dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, nacjonalistów i chłopską czerń. Można ich było powstrzymać tylko w jeden sposób - tworząc własną armię. I taka armia powstała…

Lacham smert

Czołowi przywódcy ukraińskiego nacjonalizmu - Stefan Bandera i Taras Bulba, późniejszy dowódca w Waffen-SS - śnili o "samostijnej" Ukrainie kroczącej przy boku zwycięskiej Rzeszy hitlerowskiej. Niemcy żądali od nich tylko jednego: wyniszczenia ludności żydowskiej, a następnie polskiej. Po ataku Niemiec na Sowiety 22 czerwca 1941 roku na Wołyniu pojawiły się podpisane przez Banderę obwieszczenia, głoszące "Smert lacham, żydam i moskowśkij komuni". 13 listopada 1942 roku po "rozwiązaniu kwestii żydowskiej" nastąpił pierwszy masowy mord ludności polskiej. Jego ofiarami padli wszyscy bez wyjątku mieszkańcy wsi Obórki. Prawdziwa fala śmierci napłynęła jednak wiosną 1943 roku, gdy UPA ogłosiła tzw. powstanie narodowe spowodowane zmianą sytuacji na froncie. Zimą tego roku niezwyciężone zastępy Tysiącletniej Rzeszy wzięły bowiem cięgi pod Stalingradem. Połowa Ukraińskiej Policji Pomocniczej zdezerterowała i nie bez cichego przyzwolenia niemieckich sojuszników uciekła do lasu, przyłączając się do banderowców. O ile do tej pory Polacy mogli mówić o zadawnionych waśniach i lokalnych zamieszkach, teraz pozbyli się już złudzeń. Krwawy pochód zbrodni przetaczał się przez Wołyń. Należało pomyśleć o skutecznej obronie.

Bieg życia

W większych wsiach mieszkańcy zaczęli tworzyć posterunki i patrole uzbrojone w szable, widły, kosy i rosyjskie bagnety. Nieliczni szczęściarze mieli pochowane jakieś stare fuzje po przodkach lub sowieckie karabiny.

Dwadzieścia kilometrów od Łucka, między torfowiskami, bagnami i rzeką Konopielką, leżała spokojna wieś Przebraże. Wzorem innych osad zaczęła sposobić się do obrony. Odkąd jednak przybył tam Harry, zaczęła powstawać prawdziwa warownia, a ludzie ciągnęli do niej jak do Zbaraża. A kim był ów Harry vel Wołyniak, vel Henryk Wołyński, który ocalił od niechybnej śmierci około 20 tysięcy ludzi?

Urodził się w 1910 roku niedaleko Przebraża jako jedno z dziesięciorga dzieci w chłopskiej rodzinie Cybulskich. Jego zamiłowanie do sportu, a przede wszystkim doskonałe wyniki osiągane w strzelectwie oraz bieganiu, umożliwiły mu dostanie wymarzonej pracy w nadleśnictwie. W 1939 roku nie dostał powołania do wojska. "Do dziś nie wiem, dlaczego ominęła mnie mobilizacja" - napisał we wspomnieniach. "Nie należałem zresztą do wyjątków. Potem spotkałem jeszcze wielu takich młodych ludzi, którzy w tych tragicznych dniach zostali poza wojskiem. Tułaliśmy się z kąta w kąt, nie mogąc pojąć, dlaczego kraj nie wzywa nas do walki".

Zimą został aresztowany i wywieziony na Syberię do wyrębu lasu. Wytrzymał tam pół roku. W lipcu, kiedy nagle wybuchło syberyjskie lato, pożegnał się z towarzyszami niedoli i ruszył do swojego najdłuższego w życiu biegu przełajowego. Orientował się według słońca, przebiegając dziennie dystans półtora maratonu (około 60 km). Po ośmiu tygodniach głodu i zmęczenia minął Wołgę i wiedział już, że wygrał. "Stanąłem o północy w rodzinnej wsi" - wspominał. "Bieg był zakończony. Potworny bieg, którego nie wytrzymałoby żadne zwierzę. Bieg bez widzów i oklasków. Na mecie witała mnie kojąca cisza". W sierpniu 1942 roku wstąpił do Armii Krajowej.

Komendant

Pod koniec kwietnia 1943 roku Harry, bo taką tożsamość przyjął w podziemnej armii polskiej Henryk Cybulski, został oddelegowany do rodzinnego dwutysięcznego Przebraża, jako komendant tamtejszej obrony. Prace fortyfikacyjne ruszyły pełną parą. Stawiano drewniane bunkry, budowano okopy i ziemianki. Największy problem stanowiła broń, ale zdobyte podstępem i tupetem od Niemców zezwolenie na posiadanie tejże dla ochrony jakoby interesów Rzeszy przed leśnymi bandami umożliwiło im zalegalizowanie nawet karabinów maszynowych. Z czterech plutonów obrona Przebraża urosła do czterech kompanii po 120 ludzi i zwiadu konnego w sile 40 jeźdźców. A zewsząd z okolicy przychodziły straszliwe wieści o mordach i rzeziach. Kolejne miejscowości zalewała fala śmierci. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i wszystkiego, czym dało się odebrać życie.

Bandytom zwącym się szumnie powstańcami sekundowała, niestety, również prawosławna cerkiew i kościół greko-katolicki. "(…) za zabicie Lachów w tworzeniu wolnej Ukrainy grzechu nie będzie - upewniali swoich wiernych. - Nie trzeba zważać na nic i nie kierować się sumieniem (…)".

Podczas pamiętnej "krwawej niedzieli" 11 lipca 1943 roku bandy UPA w sposób skoordynowany zaatakowały i wymordowały ludność polską w 99 miejscowościach. Ofiary sięgnęły 50 tysięcy zaszlachtowanych, zastrzelonych, zaduszonych. Nieliczni ocaleli kierowali się do przeludnionych, głodujących miast albo… do warownego Przebraża.

Wołyński Zbaraż

W nocy z 4 na 5 lipca 1943 roku zapłonęły osiedla wokół miejscowości. Szybka mobilizacja pozwoliła odeprzeć tysięczny oddział ukraińskich bandytów wsparty ogniem z moździerzy. Pod koniec lipca, gdy wysłane przez Cybulskiego patrole osłaniały żniwa, nastąpił drugi atak siłami 3,5 tys. bandytów. Tym razem ocaliły fort dwa działa 45 mm wymontowane z wraków sowieckich tanków. Ale największa bitwa rozgorzała w połowie sierpnia. Polski garnizon, wzmocniony przez partyzantów AK-owskich i sowieckich (w sumie ok. 1,5 tys. ludzi), stanął naprzeciw 6 tys. Ukraińców. Po krwawej bitwie banderowcy wystraszyli się wielokierunkowego kontrataku i rozpierzchli się śpiewać dumki po chutorach.

Po tym trzecim ataku samoobrona Przebraża zaczęła prowadzić działania zaczepne. Pod koniec września zniszczono bazę UPA w Hauczycach, na początku października szkołę podoficerską UPA w Omelnie, później Słowatycze i Żurawicze. Broniąc się i wzmacniając inne placówki, Polacy doczekali zakończenia tego konfliktu pod koniec stycznia 1944 roku. Dowództwo AK zarządziło koncentrację, tworząc największą jednostkę podziemnego państwa, jaka podczas wojny walczyła w okupowanej Europie - siedmiotysięczną 27 Wołyńską Dywizję Piechoty Armii Krajowej.

***

Nie da się dokładnie policzyć ofiar ludobójstwa ukraińskiego na Wołyniu, tak jak nie sposób ustalić liczby ocalonych w Przebrażu dzięki inicjatywom Henryka Cybulskiego. "Historia obrony Przebraża jest zarazem cząstką historii polskiego ruchu oporu przeciwko faszyzmowi" - jak sam pisał. "To, że faszyzm ten zdobił «tryzub», a nie swastyka, nie ma najmniejszego znaczenia. Szowinizm i nacjonalizm, bez względu na głoszone hasła, są zawsze ruchem wrogim ludzkości".

A tak własnej żałoby wątła kruchą czarą
Trzeba serce rozdzierać - myślom kruszyć wieka -
I słowem niewybrednym - samotniczą gwarą
Czytać to co jest łzami spisane w powiekach.

Zygmunt Jan Rumel, "Urywek poematu"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Harry z Wołynia
Komentarze (4)
S
Smutas
25 marca 2015, 23:46
Przykre, że Polacy w przeważającej większości nie znają historii swojej Ojczyzny. Cóż, komuś widać na tym baaaaaardzo zależy! I stąd te ciągłe eksperymenty w oświacie!!!
BS
Bus Stop
21 marca 2015, 08:16
  Dobrze , że  DEON   zamieszcza  i  takie  artykuły.  Trzeba  pamiętać. 
BS
Bus Stop
21 marca 2015, 08:57
  A  tymczasem  kat  Wołynia  ( i  Warszawy)  Petro  Diaczenko  jest  czczony  na  Ukrainie  przez  obecne  kijowskie  władze
M
Mira
20 marca 2015, 16:03
Jeszcze jeden wiersz Rumla, Polaka z Krzemieńca, kochającego Ukrainę: Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę - Jedna grzebień bursztynu czesała we włos Druga rafy porohów piorąc koralowe Zawodziła na lirach dolę ślepą - los... Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym, Czerep drugą obijał - pijany jak trzos - Jedna boso garnęła smutek za błękitem - Druga kurem jej piała buntowniczych kos Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy - W warkocz krwisty plecionej jagodami ros - Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy - By serce rozdwojone płakało jak głos... Wobec informacji o kolejnej fali rzezi został w lipcu 43 wysłany przez polskie władze podziemne jako parlamentariusz do wołyńskiego dowództwa UPA. Pojechał świadom ryzyka. Zginął rozerwany końmi.