Historia ułożona z dźwięków
Są autorami kilku programów: "Mijają lata, zostają piosenki", "Wspomnienia pisane dźwiękiem", "Słodkie Radio Retro". Również programów popularyzujących rodzimą twórczość muzyczną. Audycje radiowe realizują wspólnie od trzydziestu lat. Za swoją działalność otrzymali liczne nagrody. Pracują w radiu ponad sześćdziesiąt lat. Znają się tyle samo.
- Choć widywaliśmy się już w dzieciństwie - dopowiada Danuta Żelechowska. - Jest okupacja, mam kilka lat, mieszkamy na warszawskiej Pradze. Ulicą Wileńską, podobnie jak ja, często przechodzi o cztery lata starszy ode mnie chłopiec. Jego zdjęcie wisi przez całą wojnę w gablocie fotografa. Przechodzę niemal codziennie koło tej gabloty, z której patrzy na mnie miły kilkuletni obywatel o blond lokach. To Jaś Zagozda. Nie wiedziałam, że poznamy się po latach, że długo, długo później zostaniemy radiowym "rodzeństwem". Wcześniej on się ożenił, a ja wyszłam za mąż. Najpierw zmarł mój mąż, później żona Janka. Długo po tym, w latach dziewięćdziesiątych, związaliśmy się ze sobą.
Nie nadawać!
Rodzice Jasia Zagozdy mieli przed wojną radio, sprężynowy gramofon i trzydzieści płyt. Chłopiec namiętnie ich słuchał. Tak bardzo, że podczas postu mama musiała zamykać gramofon w kredensie na klucz. Jako kilkulatek wyśpiewywał już "dorosłe" piosenki. Swój debiut sceniczny miał w wieku czterech lat. Zachwycał, gdy na podeście w pracowni mody swojej matki chrzestnej śpiewał "Odrobinę szczęścia w miłości". Nie wybrał jednak kariery scenicznej, gdyż rodzice uważali, że chłopak powinien mieć przyzwoity zawód. W czasie wojny ubolewał nad tym, że rodzice musieli sprzedać kolekcję płyt. Odbił to sobie po wojnie. Każde pieniądze przeznaczał na płyty. Już jako maturzysta miał ich dwieście. Dziś ma skatalogowanych czterdzieści tysięcy utworów.
Danuta Żelechowska, absolwentka Liceum Sióstr Niepokalanek w Szymanowie, i Jan Zagozda, długoletni ministrant, spotkali się dopiero jako dorośli w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku w Polskim Radiu. On - inżynier po Politechnice Warszawskiej z nakazem pracy w radiu. Ona - ilustratorka muzyczna. Oboje z wielką pasją do muzyki. - Niestety, w latach pięćdziesiątych nieczęsto można było posłuchać ambitnej muzyki. Choć muzykę poważną, oczywiście, nadawano. W dziedzinie muzyki rozrywkowej szła głównie radziecka i "zaangażowane" pieśni komunistyczne - wspomina Danuta Żelechowska. - Grało się piosenki radzieckie, choć nie bez przerwy: "Chwała wielkiemu Stalinowi" (Kantata o Stalinie) Aleksandrowa. Tego samego autora "Chwała Leninowi" w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca Armii Radzieckiej. Ale na większość przedwojennych polskich kompozytorów był zapis cenzury. Na taśmie widniał stempel: nie nadawać! "Warszawskie dzieci" - nie nadawać! "Czerwone maki na Monte Cassino" - nie nadawać! Inne - nie nadawać! Nie nadawać! Komuniści byli pewni, że będą rządzić do końca świata. Dokumentowali swoją zbrodnię. Tak, nazywam to tak dosadnie, bo to była zbrodnia na polskiej kulturze.
O ile Danuta Żelechowska zajmowała się w radiu działalnością artystyczną, o tyle Jan Zagozda specjalizował się w technice radiowej. Na magnetofonie własnej konstrukcji nagrywał ulubionych artystów, np. pierwsze swingujące występy Marii Koterbskiej, której piosenki stały się w latach pięćdziesiątych zakazane jako... imperialistyczne. Z czasem inż. Zagozda awansował na kierownika, jak się dziś śmieje: bez awansu. - W pewnym momencie zostałem inżynierem dyżurnym, czyli "starszym inżynierem, kierownikiem wieloosobowego stanowiska pracy". Tak się to wtedy pięknie nazywało i to było najwyższe stanowisko, jakie mogłem osiągnąć. Nie byłem w PZPR, więc nie było mi dane piastować wyższych godności - mówi Jan Zagozda. - To stanowisko pozwoliło mi jednak realizować moją pasję - kolekcjonowania zarówno muzyki, jak i dźwięków. Mam do dziś nagrane wypowiedzi nie tylko Józefa Piłsudskiego, z płyty, ale też innych polityków, jak choćby prezydenta Mościckiego, ale także przedwojennych ludzi sztuki czy kultury. Szperałem, gdzie tylko mogłem: w archiwach, u ludzi, w antykwariatach, na różnego rodzaju targowiskach. Uzbierało się tych dźwięków tysiące godzin. Mam też "skarb kalifornijski"... Kiedyś zadzwonił do mnie słuchacz z USA i powiedział, że ma kolekcję płyt z polskim repertuarem z lat trzydziestych - osiemset płyt po zlikwidowanej rozgłośni polonijnej. Jedna kosztowała trzy dolary. Szukałem sponsora przez pięć lat, zapłaciła w końcu jedna z bogatych gazet, zaś Korneliusz Pacuda przywiózł "skarb" zapakowany w wielkie skrzynie, bo jedna płyta ważyła dwadzieścia deko. Przegrałem je na taśmy, a oryginały przekazałem do Biblioteki Narodowej. Dzięki "skarbowi" na 80-lecie ZAiKS-u wydaliśmy oklaskiwany przez wszystkich dwupłytowy album z utworami największych przedwojennych kompozytorów i wykonawców.
Bogactwo dźwięków
Jan Zagozda i Danuta Żelechowska od początków swej pracy spotykali się w radiu niemal codzienne. Żadne z nich nie myślało jednak o wspólnej pracy. Wiele osób słyszało o pasji inż. Zagozdy, ale niewielu wiedziało, jaką posiada kolekcję. Znał ją jednak i bardzo cenił red. Roman Waschko, znakomity znawca muzyki, recenzent. I to on namówił zarówno Jana Zagozdę, jak i kierownika Programu III PR do wykorzystania tych zasobów. W ten sposób, po raz pierwszy w 1975 r., została wyemitowana audycja "Przeboje czterdziestolatków", zmieniona w latach osiemdziesiątych na "Lubię szum starej płyty", by w końcu, już w I Programie PR i w innej formule, zyskać nazwę "Mijają lata, zostają piosenki".
O tym, jak bardzo każda z tych audycji trafiała w gusta odbiorców, świadczą setki, a z czasem tysiące listów do jej autora. Minęło blisko ćwierć wieku. Jan Zagozda był już na inżynierskiej emeryturze, choć nie rozstawał się z radiem, kiedy w 1993 r. dołączyła do niego Danuta Żelechowska. - Wiele chorowałam, owdowiałam. Siedziałam w domu i pewnego dnia Janek powiedział: "Będziesz mi katalogować utwory." Był to katalog jeszcze kartkowy, nie cyfrowy - opowiada red. Żelechowska. - I tak się zaczęła nasza bliska współpraca, ale jeszcze nie artystyczna. Aż pewnego dnia uświadomiłam sobie, jak wielkie bogactwo dźwięków, wypowiedzi on zgromadził. Przecież nie mogło być ono zamknięte w katalogach! A w 1995 r. zbliżała się 70. rocznica powstania radia. I kiedy tak patrzyłam na te zbiory nagrań, wymyśliłam audycję o historii radia. O radiu międzywojennym, powojennym: "Wspomnienia pisane dźwiękiem". Znalazły się w niej nie tylko piosenki, ale też pieśni patriotyczne, muzyka ludowa, słowem - cały przekrój muzyczny. Były też głosy słynnych spikerów radiowych, aktorów, śpiewaków, polityków. Audycje te zyskały ogromny rozgłos. Do tego stopnia, że Paweł Sztompke wymyślił audycję z udziałem radiosłuchaczy w studiu "Słodkie Radio Retro" i zaproponował jej poprowadzenie. Premiera miała miejsce 30 maja 1998 r. W czerwcu bieżącego roku odbyło się 350. spotkanie ze słuchaczami. Przychodziły i przychodzą setki ludzi. Zarówno ci już wiekowi, jak i młodzież. Słowem - ci, którzy kochają polską muzykę, historię i radio.
Skomentuj artykuł