Kiedy dar serca staje się towarem

Kiedy dar serca staje się towarem
(fot. shutterstock.com)
Małgorzata Golik

Na ile różnych sposobów można sprzedać ludzkie ciało lub jego poszczególne części? Jeżeli w dalekich krajach Afryki czy Azji handlarze zarabiają na obrocie szczątkami i fragmentami ciał żywych ludzi, to znaczy, że w Europie czy Stanach Zjednoczonych istnieje na nie zapotrzebowanie. Niektóre zajmujące się tym procederem firmy działają legalnie, większość funkcjonuje jednak w szarej strefie.

Zdrowy mężczyzna o przeciętnej wadze i wzroście mógłby sprzedać części swojego ciała za około 250 tys. dolarów. Posiada dwie nerki, serce, wątrobę, kilka litrów krwi, mocne więzadła, rogówki i włosy, z których można zrobić perukę lub wykorzystać zawarte w nich aminokwasy w przemyśle spożywczym, a jego szkielet jest idealny do nauki anatomii. Szacunkowa wartość ciała diametralnie jednak maleje, gdy brany pod uwagę człowiek nie jest reprezentantem kultury zachodu, ale pochodzi z Chin lub Indii. Mają na to wpływ warunki ekonomiczne, w jakich na co dzień żyją tam ludzie, oraz często okoliczności, w których nie są w stanie zapewnić sobie i rodzinie minimalnego standardu z powodu ubóstwa. Wówczas otrzymanie 100 dolarów za jedną z nerek wydaje się rozwiązaniem wszelkich problemów.

Jest to wyjątkowo niepokojąca sytuacja gdyż handel ludzkimi organami nie funkcjonuje bez ograniczeń, a ich sprzedaż w większości krajów jest normowana ustawowo. Pierwszy i najważniejszy spór o legalizację sprzedaży ludzkiej tkanki dotyczył krwi. Początkowo nie zawracano sobie głowy etycznym wymiarem dawstwa, gdyż najważniejsze było to, że proces ten ratował ludzkie życie. Dopiero w 1970 roku zwrócono uwagę, że nowopowstały rynek ludzkich tkanek tworzy nierówności w dostępie do nich. Wprowadzenie prawnych obostrzeń spowodowało m.in., że w krajach zachodnich zaprzestano zmuszania więźniów do oddawania krwi, promując honorowe dawstwo, co jednak znacząco zmniejszyło ilość cennego surowca. Podjęta decyzja była słuszna, gdyż od początku pojawiały się obawy, że przymus egzekwowany w więzieniach może doprowadzić do wyzysku i nadużyć. Przykładem wypaczenia idei dawstwa są współczesne Chiny, gdzie przed wykonaniem wyroku śmierci na skazańcu pobiera się od niego wszystkie możliwe organy, łącznie z fragmentami skóry i rogówkami.

DEON.PL POLECA

Na świecie istnieje obecnie złożony system umożliwiający pozbawione przymusu, dobrowolne przekazywanie różnych fragmentów ciała. Prawo jest w tej kwestii jednoznaczne i zakazuje nielegalnego czerpania zysków z handlu ciałem. Anonimowość mająca chronić interes dawcy powoduje jednak, że biorca nie musi zastanawiać się skąd pochodzi krew czy konkretny organ oraz w jaki sposób zostały pozyskane. Przesłania też niejednokrotnie nielegalny łańcuch dostaw w wypadku pozaprawnego ich pozyskania. Dochodzi często do sytuacji, w której zamiast dobrego i szlachetnego daru, mamy do czynienia z zamianą ludzkiego ciała na towar. Uwikłani w dochodowy proceder handlarze, często działający w ramach międzynarodowych organizacji przestępczych, postrzegają żywych ludzi jako sumę ich części składowych, nadając im określoną wartość pieniężną. W skali globalnej większość osób kupujących ludzkie narządy nie wie, ani nawet nie przypuszcza, jakie zdarzenia doprowadziły do tego, iż trafiły one na rynek. Obecnie możliwość prześledzenia ich drogi mają wyłącznie odpowiednie organy administracyjne, ale niedofinansowanie instytucji, korupcja i brak nadzoru w tak długim łańcuchu sprawia, że często międzynarodowe transakcje przeprowadzane są bez kontroli i przestrzegania odpowiednich procedur.

Ludzkie ciało - zbiór części zamiennych?

Wiele osób decyduje się honorowo oddawać krew, szpik kostny czy też podpisuje deklaracje umożliwiające pobranie po ich śmierci narządów do przeszczepu. Te wspaniałe podarunki niejednokrotnie ratowały ludzkie życie i będą ratować je w przyszłości. Zdarzają się jednak sytuacje, w których dawcą zostaje się nie z własnej woli - kiedy jest się przemocą lub z powodu biedy zmuszanym do oddawania za bezcen narządów czy krwi. Niewyobrażalne i przerażające są też sytuacje, kiedy człowiek traktowany jako zbiór części zamiennych, ponosi z tego powodu śmierć. Przypomina to inny nielegalny proceder, w którym przeznaczone do adopcji niemowlęta są po prostu wykradane swoim biologicznym rodzicom. Jeśli istnieje odpowiedni popyt, to zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli na tym zarobić. A przecież duże ilości ludzkich zwłok potrzebne są uczelniom medycznym, zamożna i starzejąca się Północ oczekuje setek "sierot" z Trzeciego Świata a bogate firmy farmaceutyczne potrzebują zdrowych, młodych ludzi do testowania leków i kosmetyków.

Niestety, niemoralny handel ludzkimi organami rozkwita, a jego wartość ocenia się na kilka miliardów dolarów. Najmniej zysku przynosi to jednak pokrzywdzonym - w tym wypadku dawcom, a profity czerpią ludzie zaangażowani w długi łańcuch dostaw. Składa się on z pośredników i lekarzy oraz skorumpowanych urzędników, którzy traktują innych ludzi jak towar. W wielu krajach, takich jak Egipt, Indie, Pakistan czy Filipiny z powodu straszliwej biedy mieszkańcy niemal całych wiosek sprzedają własne organy i krew, zapisują komuś swoje ciała, a kobiety wynajmują za pieniądze macice i oddają komórki jajowe. Biedacy zarabiają na tym minimalne kwoty - nie są do tego zmuszani przez innych, nie robią tego pod przymusem fizycznym, ale ekonomicznym. Teoretycznie obie strony transakcji są zadowolone, chociaż wcale nie powinno tak być. Zajmujący się tym, pozbawieni skrupułów przestępcy, pozyskują towar za minimalną możliwą cenę, zapewniając szczęśliwych kupców, którym przedłuża lub umożliwia on życie, że pochodzenie organów nie wzbudza żadnych etycznych wątpliwości. Jest to jeden z elementów nierówności ekonomicznej, który pokazuje, że w dzisiejszym świecie możliwe jest eksploatowanie ludzi w każdym niemal aspekcie. W tym wypadku ubogich dawców, przez bogatych biorców.

Rabusie grobów

Od ponad 100 lat na terenie Indii dochodzi do wykradania z grobów złożonych w nich na ostatni spoczynek ciał. Wyjmowane z trumien zwłoki, będące w różnym stopniu rozkładu, poddawane są następnie procesowi, który ostatecznie prowadzi do uzyskania z nich szkieletów anatomicznych. Wykorzystywane są one później przez studentów medycyny do nauki. Proceder jest tak powszechny, że jeszcze do niedawna niemal każdy model szkieletu używanego na amerykańskich lekcjach biologii pochodził z subkontynentu indyjskiego. Mimo, że w 1985 roku indysjki rząd zakazał handlu szczątkami ludzkimi, wielu sprzedawców kontynuuje dochodowe zajęcie. Bezczeszcząca ciało ludzkie działalność nie jest akceptowana przez władze, policję czy zdających sobie z niego sprawę mieszkańców. Nie istnieje jednak żadne prawo, które zabraniałoby okradania grobów. Sytuacja jest absurdalna, gdyż handlarzy nie można nawet oskarżyć o kradzież, bowiem "okradani" już nie żyją.

Pośrednictwo w handlu zwłokami przynosi zajmującym się nim osobom wysokie zyski, jednak miejsca, w których ciało zmarłego człowieka zamienia się w błyszczące, czyste kości są zazwyczaj niepozornymi, rozpadającymi się zbudowanymi naprędce z brezentowych płacht chatkami. W procederze biorą udział wykradające ciała z grobów hieny cmentarne i samozwańczy specjaliści od anatomii. W większości przypadków zwłoki należą do pochowanych niedawno, dlatego trzeba je oczyścić oddzielając ciało od kości, które następnie się poleruje i pakuje do wysłania. Czas działa na niekorzyść pozyskiwanego "materiału", gdyż jeżeli kości zbyt długo przeleżą w ziemi nie będą już przydatne jako pomoc naukowa. Poza rynkiem akademickim na samym subkontynencie indyjskim istnieje także zapotrzebowanie na rytualne narzędzia wykonane z ludzkich kości, takie jak flety z piszczeli czy modlitewne miski z czaszek.

Przestępczy i nieetyczny handel tkankami jest znacznie mniejszy niż jego legalne formy i stanowi ok. 10 proc. wszystkich przedsięwzięć związanych z ponownym wykorzystaniem ludzkiego ciała. W przyszłości jednak te proporcje mogą się odwrócić. I tylko od nas, beneficjentów wypaczonej w tym wypadku pomocy, zależy czy pozwolimy na to, aby wartość człowieka określała zawartość jego portfela, a rynek decydował, którzy ludzie mają prawo do ciał innych osób.


Więcej czytelnik dowie się z książki Scotta Carneya "Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci", na podstawie której powstał artykuł.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kiedy dar serca staje się towarem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.