Polska "Cristiada"
Dziś mija kolejna, 152. rocznica wybuchu Powstania Styczniowego, jednego z najbardziej znanych zrywów niepodległościowych, zmierzających do odzyskania wolności naszej ojczyzny. Mimo, iż Powstanie Styczniowe zakończyło się klęską, było bez wątpienia największym, polskim czynem zbrojnym w okresie rozbiorów.
Przygotowania do powstania trwały co najmniej kilka lat i były prowadzone nie tylko w kraju ale również poza jego granicami. W Genui założono nawet Polską Szkołę Wojskową, której uczestnicy mieli stanowić kadrę dowódczą powstania. Podejmowano także na szeroką skalę działania zmierzające do zakupu broni w państwach zachodnich, choć skuteczność rosyjskiej dyplomacji i służalczość europejskich rządów wobec imperium rosyjskiego w znacznym stopniu niweczyła te zamiary.
Zasadniczą przyczyną powstańczego zrywu był niezwykle nasilony terror rosyjskiego zaborcy i systematyczne zwalczanie wszystkiego co polskie, nie wyłączając nawet kościoła katolickiego którego duchowieństwo popierało działania niepodległościowe, a później czynnie uczestniczyło w powstaniu. Jeszcze bowiem w grudniu 1864 roku, na Podlasiu, walczył oddział powstańczy dowodzony przez księdza Stanisława Brzóskę. Pod tym względem Powstanie Styczniowe można bez zbytniej przesady określić mianem polskiej "Cristiady".
Mimo, iż powstanie skierowane było zasadniczo przeciwko jednemu z zaborców, trwało prawie dwa lata, podczas których stoczono ponad 1000 większych bitew i potyczek. Wiele z nich zakończyło się zwycięstwem strony polskiej, z oczywistych przyczyn skazanej jednak na prowadzenie wojny partyzanckiej, w starciu z przeważającą liczebnie i technicznie, regularną armią rosyjską. Ale nie tylko przewaga liczebna i militarna Rosjan zadecydowała o późniejszej klęsce powstania. Nie bez znaczenia było stosowanie przez nich barbarzyńskich metod, zasadniczo obcych cywilizacji europejskiej. Brak udzielania pomocy lekarskiej rannym, ich dobijanie, a nawet bezczeszczenie zwłok poległych nie należały bowiem do rzadkości.
Przez oddziały powstańcze przez cały okres walk przewinęło się około 200 tysięcy osób, z których w bitwach poległo kilkadziesiąt tysięcy, około tysiąca z nich zostało straconych (najczęściej powieszonych) po pojmaniu przez Rosjan, kolejne kilkadziesiąt tysięcy skazano na syberyjską zsyłkę i katorgę, a około 10 tysięcy zmuszono do emigracji.
Zaborca skonfiskował kilka tysięcy majątków ziemskich należących do uczestników powstania, sprzedając je na licytacjach lub darując "zasłużonym" oficerom rosyjskim.
Skasowano wszystkie, wspierające powstanie klasztory katolickie. Dziesiątkom miast które dawały oparcie walczącym odebrano prawa miejskie, skazując je na stopniowy upadek.
Pomimo, iż od powstańczego zrywu upłynęło już przeszło półtora wieku, jego skutki były widoczne przez kolejne dziesiątki lat.
Pozytywnym skutkiem powstania było niewątpliwie pielęgnowanie pamięci i tradycji patriotycznych w naszym narodzie przez dalsze lata niewoli, aż do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Wymiernym i jakże istotnym owocem powstania była również odbudowa armii polskiej i rozgromienie sił bolszewickich zaledwie dwa lata później. "Cud nad Wisłą" nie byłby bowiem możliwy bez tego szczególnego ducha narodowego, pielęgnowanego w następnym pokoleniu w polskich rodzinach właśnie dzięki pamięci o poległych w Powstaniu Styczniowym.
Także kolejne rządy II Rzeczpospolitej umiały okazać cześć i wdzięczność uczestnikom walk powstańczych. Już w 1919 roku żyjący weterani powstania nabyli uprawnienia przysługujące żołnierzom Wojska Polskiego i odpowiednio wyższe stopnie wojskowe. A dopóki żyli, byli wzorem patriotyzmu i cieszyli się należnym szacunkiem społeczeństwa.
Jakże różny był pod tym względem los naszych "Wyklętych" - wielu żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, żołnierzy Armii Krajowej czy polskiego podziemia niepodległościowego na których, zamiast wdzięczności, czekały więzienia NKWD, ubeckie katownie i nieznane groby. A "nagrody" otrzymywali ich mordercy i oprawcy, w postaci lukratywnych stanowisk nadawanych przez "ludową władzę" i późniejszych "zasłużonych", sowitych emerytur.
***
Na szczęście, nie umarła jeszcze i trwa w wielu sercach pamięć o tych, dla których Polska zawsze była wielka i święta. Nawet wtedy, gdy wymazano Ją z mapy Europy.
Skomentuj artykuł