Jackie była ofiarą własnego męża. Kogo jeszcze zniszczył klan Kennedych?

Jackie była ofiarą własnego męża. Kogo jeszcze zniszczył klan Kennedych?
Jacqueline Kennedy Onasis w 1965 roku (Fot. mobilinchen/depositphotos.com/pl)

Mężczyźni z klanu Kennedych tworzyli historię Ameryki, ciesząc się szacunkiem i uwielbieniem. W ich legendzie nie znalazło się jednak miejsca dla kobiet, których życie bezpowrotnie zniszczyli. Prezentujemy fragment książki „ Nie pytaj” wydanej nakładem wyd. WAM.

23 sierpnia 1956 roku Jackie obudziła się z drzemki z atakiem bólu, ciężko krwawiąc. Natychmiast trafiła do szpitala w Newport, gdzie przez cesarskie cięcie urodziła dziewczynkę. Dziecko było martwe. Kiedy kilka godzin później, o drugiej w nocy, wybudziła się z narkozy, przy szpitalnym łóżku nie było jej męża, ale szwagier, Bobby. To on przekazał jej smutne wieści, to on trzymał ją za rękę i mówił, że wszystkim się zajmie – „wszystkim”, czyli pogrzebem dziecka… – a także usprawiedliwiał nieobecność Jacka, tłumacząc, że jest wciąż na morzu i nie ma z nim kontaktu. Jackie chciała wierzyć w te zapewnienia.

DEON.PL POLECA



Oczywiście kontakt z Jackiem pływającym po Morzu Śródziemnym nie był żadnym problemem. Bobby to wiedział, bo zdążył już ze swoim bratem porozmawiać.

– Co się stało, to się nie odstanie – powiedział mu Jack przez telefon. – Straciliśmy dziecko.

Nie zamierzał z tego powodu skracać wakacji. Jackie nigdy wcześniej nie czuła się przez niego tak odrzucona. Opłakując dziecko, którego nie mogła nawet zobaczyć czy wziąć w ramiona, leżała na szpitalnym łóżku, uświadamiając sobie, co tak naprawdę znaczy nieobecność jej męża. To, że nawet nie zadzwonił.

Wolę być gdzieś daleko z jakąś inną kobietą, niż cię pocieszać. Nie jest mi smutno z powodu dziecka. Ktoś inny może zająć się pogrzebem. Jakie to ma znaczenie? Ona i tak nie żyje. Takie rzeczy – jak dowiedziała się znacznie później – mówił Jack w rozmowie ze swoim ojcem.

Nie obchodzi mnie twoje cierpienie.
Ty mnie nie obchodzisz.

Jak inaczej można było to interpretować? Tymczasem każdy, kto kiedykolwiek widział, jak Jackie pielęgnowała Jacka w pierwszych dniach
ich małżeństwa, kiedy omal nie umarł po jednej z czterech ryzykownych operacji kręgosłupa, nigdy nie zwątpiłby w jej miłość do niego. A czy Jackie kiedykolwiek narzekała, że sprzedano jej wadliwy towar? Że wmówiono jej, iż poślubia zdrowego, pełnego życia młodego mężczyznę? Że została okłamana?

„Najlepiej będzie, jeśli nie będziesz rozmawiać z Jackie o moich problemach medycznych” – powiedział Jack swojej prywatnej lekarce, doktor Janet Travell, przed ślubem z Jackie we wrześniu 1953 roku. „Nie chcę, by myślała, że wychodzi za starca albo kalekę”.

A choroby Jacka – kiedy Jackie już się o nich dowiedziała – miały duży wpływ na ich życie.

Cierpiał na zapalenie jelita grubego, wrzody, zapalenie gruczołu krokowego, infekcje dróg moczowych, częste bóle głowy, bóle brzucha, infekcje górnych dróg oddechowych. Jedną nogę od urodzenia miał nieco krótszą. Wykryto u niego także chorobę Addisona, rzadką przypadłość endokrynologiczną, która uzależniła go od zastrzyków kortyzolu i hormonów dawkowanych przez pompę w udzie. Choroba Addisona była tak poważna, że Joe trzymał leki syna w skrytkach depozytowych w całej Europie, na wypadek gdyby Jack miał atak za granicą.

Jackie nigdy nie przeżyła ze swoim mężem prawdziwego miesiąca miodowego. Już kilka dni po ślubie Jack zasugerował, aby wróciła sama do domu, a on będzie kontynuował podróż z „przyjaciółmi”. Jackie odmówiła. Później wstydziła się, że w ogóle rozważała jego prośbę.

Nie powinien być aż tak bezduszny teraz, gdy Jackie go potrzebowała. To było tak, jakby jego własne ciało czekało, aż będzie miał partnerkę, zanim się załamie. Plecy Jacka były w takim stanie, że nie mógł się schylić, by zawiązać buty czy wejść po schodach bez pomocy, nie mógł znieść dłuższej jazdy samochodem. Chodził o kulach, co uważał za koszmar. Oboje wiedzieli, że następnym krokiem będzie wózek inwalidzki.

Była operacja, która mogła mu pomóc – ale równie dobrze mogła go zabić. Joe błagał syna, aby się na nią nie decydował: stracił już trójkę dzieci i nie mógł znieść myśli o utracie Jacka, swojego ulubieńca. Ale Jacka nigdy nie przerażało ryzyko. Przeciwnie: pragnął go, a dla Jackie była to jedna z jego najseksowniejszych cech. W końcu jego rodzina prezentowała go Ameryce – zasłużenie – jako bohatera wojennego, który przepłynął cztery mile z ciężko rannym żołnierzem na plecach, z paskiem zaciśniętym między zębami, przez wzburzony ocean. Jeśli Jack mógł przetrwać coś takiego – to miałby nie przetrwać operacji?

A gdyby nawet – cóż, Jack powiedział jej, że woli umrzeć na stole operacyjnym niż być niepełnosprawny do końca życia. Ona to rozumiała.
Dlatego w październiku 1954 roku, kiedy Jack został wniesiony na noszach do nowojorskiego Hospital of Special Surgery, a na zewnątrz czekał tłum dziennikarzy, Jackie była przy nim, trzymając go za rękę. Przez całą czterogodzinną operację czekała, pogrążona w modlitwie. Potem siedziała z nim w szpitalu, godzinami, codziennie. Wycierała mu pot  z czoła, karmiła go łyżką, pomagała mu chodzić do łazienki, zakładała mu skarpetki i kapcie. W ostatniej chwili odwołała obiecany występ na charytatywnym pokazie mody w Bostonie, mimo że lot trwał tylko dziewięćdziesiąt minut, więc mogłaby polecieć i wziąć udział w wydarzeniu, a wieczorem być znowu przy łóżku Jacka.

„Po prostu nie chciałabym zostawiać go na cały dzień” – napisała Jackie do przewodniczącego. „Nikomu innemu nie wolno go odwiedzać, więc
musiałby spędzić cały dzień sam, co w tym ponurym szpitalu mogłoby naprawdę obniżyć jego morale. (…) Nawet gdybym się pojawiła, nie miałoby to żadnego sensu, bo cały czas jedynie martwiłabym się o Jacka”.

Kiedy kilka dni później zapadł w śpiączkę, Jackie była przy nim. Kiedy wzywano księdza, by udzielił mu ostatniego namaszczenia, była przy nim. Wszystkie trzy razy. Kiedy Jack walczył o powrót do zdrowia, ale musiał spędzić kolejne dwa miesiące w szpitalu, Jackie dodawała mu otuchy, przynosząc stosy gazet i czasopism i czytając mu na głos. Wiedziała, że jego ciekawość była kluczem do wyzdrowienia: dopóki interesował się światem, tym, co działo się poza szpitalną salą – walczył.

Przynosiła mu więc gry, rozśmieszała go, zachęcała jego przyjaciół do odwiedzin. Zignorowała plakat z Marilyn Monroe, który powiesił nad swoim łóżkiem. (...) Zignorowała nawet prywatną wizytę Grace Kelly w szpitalu, choć ją to zdenerwowało.

Więc gdzie on był teraz?!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maureen Callahan

Bestseller „New YorkTimesa” i „Sunday Timesa”

Mężczyźni z klanu Kennedych tworzyli historię Ameryki, ciesząc się szacunkiem i uwielbieniem. W ich legendzie nie znalazło się jednak miejsca dla kobiet, których życie bezpowrotnie zniszczyli.

Losy trzynastu kobiet...

Skomentuj artykuł

Jackie była ofiarą własnego męża. Kogo jeszcze zniszczył klan Kennedych?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.