Jego święci odbiegają od utartych schematów. Chcę trochę "odczarować" ich nieskazitelny wizerunek

– Wielu świętych to ludzie, którzy przeszli radykalną przemianę. Weźmy chociażby świętego Franciszka. Zanim się nawrócił, był, mówiąc wprost, niezłym "dupkiem". Chcę trochę "odczarować" nieskazitelny wizerunek świętych – mówi Marcin Rossa, który za pomocą sztucznej inteligencji tworzy wyjątkowe, odbiegające od utartych schematów i dające do myślenia wizerunki świętych.
Tomasz Kopański: Na Instagramie można podziwiać grafiki, które wykonałeś za pomocą sztucznej inteligencji. Przedstawiają one świętych w nietypowy sposób – bardziej realistycznych, niemal jak ludzi, których moglibyśmy spotkać na co dzień. Co skłoniło cię do rozpoczęcia tego projektu?
Marcin Rossa: – Stworzyłem dwa cykle. Pierwszy z nich to połączenie pojęć świętości i mody – czyli z jednej strony czegoś głęboko zakorzenionego w tradycji, a z drugiej – współczesnego, nowoczesnego, do czego dzisiejszy człowiek często dąży.
Inspiracją była dla mnie geometria Jerzego Nowosielskiego – jego twórczość fascynuje mnie od dawna. Widać to w formach, kształtach, kolorystyce. Chciałem pokazać, że świętość, choć dziś często traktowana po macoszemu, może być czymś pożądanym, pięknym, atrakcyjnym. Podobnie jak moda – obecna, ważna i silnie oddziałująca na nasz świat.
Osoby z mojego środowiska, czyli z branży reklamowej, biznesowej, często są dalekie od wartości, które niesie chrześcijaństwo. Nie chcę ich oceniać, ale z mojej perspektywy ten dystans jest bardzo wyraźny. Dlatego ten projekt był też próbą opowiedzenia o świętości w sposób zrozumiały dla ludzi niewierzących. Chciałem w sposób wizualny wytłumaczyć, czym jest świętość.
Drugi cykl – "Święci codzienni" – to próba uwspółcześnienia i przybliżenia idei świętości. To moja osobista interpretacja tego, że święci mogą żyć obok nas.
Dzięki sztucznej inteligencji mogłem przedstawić świętych jako ludzi z krwi i kości – realnych, autentycznych, obecnych. Chciałem przywrócić świętości ludzką twarz, odczarować ją z wyidealizowanego symbolu i pokazać, że może być bliska każdemu z nas.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie obawiasz się, że twoja sztuka może być dla odbiorców nieco kontrowersyjna? Niektórzy święci przypominają postaci z filmów akcji lub z horrorów, jak na przykład Saint Denis – patron Francji.
– Już teraz spotykam się z różnymi reakcjami i nie każdy rozumie ten przekaz, nie każdemu się on podoba, ale też mam dużo pozytywnych reakcji. Nawet jedna z sióstr dominikanek napisała wiersz o św. Józefie, ilustrując go moją pracą. W ogóle świętość to temat, który drażni, uwiera wielu ludzi. Tak było od zawsze. Już pierwszy święty – Dobry Łotr, ukrzyżowany obok Jezusa, był kimś nieoczywistym.
Wielu świętych to ludzie, którzy przeszli radykalną przemianę. Weźmy chociażby świętego Franciszka. Zanim się nawrócił, był, mówiąc wprost, niezłym "dupkiem". Chcę trochę "odczarować" nieskazitelny wizerunek świętych. Nie lubię cukierkowatości w Kościele.
My często szufladkujemy ludzi. Mówimy: "ty jesteś katolikiem", "ty lewakiem", "ty popierasz tego polityka", "ty innego", "ty jesz mięso", "ty jesteś wegetarianinem". W ten sposób próbujemy wsadzić ludzi w konkretne ramy. Tworzymy sobie bezpieczny obraz człowieka, który da się sklasyfikować. Świętość totalnie burzy takie myślenie. Świętych nie da się łatwo zaszufladkować, oni byli pełni sprzeczności, wewnętrznych walk, dramatów, przemian. I to jest w tym wszystkim absolutnie fascynujące.
Wyświetl ten post na Instagramie
Realizując cykl "Świętych codziennych" inspirujesz się prawdziwymi ludźmi. Możesz podać przykład jednej z takich osób?
– Tworząc na przykład świętego Mikołaja, inspirowałem się kurierem Ireneuszem. To naprawdę wyjątkowy człowiek, inny niż wszyscy. Jeździ swoim "kurierowozem", rozwozi paczki – i dla mnie stał się współczesnym świętym Mikołajem.
Dziś prezenty przychodzą do nas w paczkach, za pośrednictwem kurierów, ale mi chodziło o coś więcej. Ireneusz potrafi się zatrzymać, zapytać: "Co słychać?", "Jak się pan dzisiaj ma?". I nagle w tym pędzie dnia codziennego okazuje się, że to ja jestem dla niego ważny, zostałem przez niego zauważony. To, że ktoś poświęca chwilę swojego życia, żeby z nami porozmawiać, ma ogromną wartość. To mnie bardzo poruszyło.
Po kilku tygodniach od publikacji wizerunku świętego Mikołaja powiedziałem kurierowi Ireneuszowi, że był moją inspiracją. Pokazałem mu swoją pracę, a on miał łzy w oczach. To mężczyzna około sześćdziesiątki, a tak go to poruszyło. Poczuł, że został dostrzeżony, że jego obecność, postawa coś znaczy.
Myślę, że takie historie mogą inspirować innych do dawania czegoś więcej z siebie. Jeśli odkryjemy w sobie jakąś "świętą" cechę – coś ważnego, dobrego – to możemy dostrzec, że my też mamy coś do zaoferowania temu światu. I wtedy świętość przestaje być czymś odległym, staje się częścią naszej codzienności.
Do którego świętego jesteś najbardziej przywiązany? Przeglądając twoje ilustracje, postawiłbym na świętego Józefa.
– Święty Józef zawsze był dla mnie wyjątkową postacią. On przemawia do nas milczeniem. Działa w ciszy, z pokorą, z ogromną odpowiedzialnością. Uczy mnie dwóch ważnych rzeczy: zaufania i sprawczości. Z jednej strony bezgranicznie ufa Bogu, a z drugiej bierze sprawy w swoje ręce.
Dziś przeżywamy kryzys męskości. Boimy się działać, boimy się decydować, łatwo wpadamy w marazm i letarg. Józef z kolei zakasuje rękawy i robi to, co musi zrobić. Nawet w tradycyjnej ikonografii często przedstawiany jest z podwiniętymi rękawami, gotowy do pracy.
W tym wszystkim Józef nie traci z oczu tego, co najważniejsze – relacji. Nie zapomina o drugim człowieku, o Maryi i Jezusie. To mnie zachwyca. Codzienność i odpowiedzialność nie zabijają w świętym Józefie chęci budowania relacji.
Wyświetl ten post na Instagramie
Twoje prace przypominają tradycyjne ikony. Dlaczego właśnie one stały się dla ciebie źródłem inspiracji?
– Od zawsze fascynowała mnie ikonografia – nie tylko ta klasyczna, ale też to, jak można ją przekształcać i interpretować świętość.
Postanowiłem połączyć dwa światy – nowoczesną technologię z tym, co głęboko zakorzenione w tradycji. Wychodzę z założenia, że Kościół przez wieki był pionierem sztuki, ambasadorem piękna, kreatywności i chciałem pokazać, że nie ma się czego bać. Można czerpać z tradycji Kościoła i wykorzystywać to w dobrym kierunku.
Tymczasem to, co często nas dziś hamuje – zwłaszcza w Kościele – to strach. Przeciwstawiam się temu lękowi. To jedno z uczuć, których szczerze nie znoszę. Widzimy nieraz, jak wiele jest wokół zakazów, ostrzeżeń.
Kościół w swojej istocie nie miał być systemem strachu, tylko przestrzenią wolności. Nie mówię tu o strukturze instytucjonalnej, tylko o wspólnocie, o duchowej idei. I z założenia tak właśnie powinno być – wolność zamiast schematów.
Bóg daje nam wolność, daje przestrzeń do popełniania błędów, do nauki, do szukania. To jest droga. Bez błędów nie jesteśmy w stanie do Niego dojść. Święci też popełniali błędy. Dzięki temu, że mieli wolność, mogli znaleźć swoją drogę.
Jakie masz podejście do sztucznej inteligencji jako artysta? Nie obawiasz się, że w przyszłości zaleją nas prace pseudo twórców, którzy będą robić profesjonalne projekty, wygenerowane jednak przez AI? Widzieliśmy ostatnio, co działo się w social mediach, kiedy ChatGPT wprowadził funkcję przekształcania zdjęć na styl Studia Ghibli.
– Patrzę na AI jak na narzędzie. Przypomina mi aparat fotograficzny. Dzisiaj każdy może robić zdjęcia telefonem, ale przecież nie każdy jest fotografem. Żeby nim zostać potrzeba czegoś więcej – backgroundu twórczego, wrażliwości, doświadczenia. Dokładnie tak samo jest z tworzeniem za pomocą sztucznej inteligencji.
Bez zaplecza twórczego wychodzą nam po prostu kotki, pieski, myszki... Ludzie je sobie generują, to nie jest problem. To kwestia odpowiedniego promptu, ale nie można tego nazwać twórczością. Prawdziwa sztuka to przemyślany, świadomy i pełen sensu proces.
Dla mnie generowanie obrazu bez udziału własnej kreatywności jest trochę jak zrobienie zdjęcia cudzej fotografii i podpisanie się pod nim. To już zahacza o kradzież – może nie dosłowną, ale jednak. Pod względem etycznym to naprawdę problematyczna sprawa.
Jeżeli tak zaczynają działać firmy – a wiem, że tak się dzieje – to dla mnie jest to wręcz skandal. Zwłaszcza gdy tego typu kreacje trafiają do przestrzeni publicznej, na billboardy, do reklam. Czujesz, że coś tu nie gra, coś jest nie w porządku.
***
Prace Marcina Rossa można podziwiać na jego instagramowym profilu marcinrossa.art.
Skomentuj artykuł