Marian Kasprzyk: widziałem twarz Jezusa, gdy umierała moja żona

(fot. James Coleman / Unsplash // Ja Fryta from Strzegom / CC BY-SA)
sport.onet.pl / kk

„Bóg daje mi znaki. Gdy żona umierała, popatrzyłem na nią i zobaczyłem Jezusa. Krew spływała mu po twarzy, brakowało tylko cierniowej korony” - wyznaje mistrz olimpijski w boksie z 1964 roku.

Znany bokser w rozmowie z Onet.pl opowiada o swoim nawróceniu i relacji z Bogiem. Wszystko zaczęło się w 1992, gdy Kasprzyk odkrył, że ma nowotwór. Dziś mówi, że jest Bogu wdzięczny za chorobę, bo stała się ona okazją do nawrócenia.

„Wcześniej jakoś nie miałem czasu na Boga. Przez pierwsze trzy lata po operacji podczas modlitwy codziennie płakałem. Pomyślałem, że skoro jako pięściarz byłem twardym facetem, w wierze też muszę taki być. Żałowałem za grzechy z całego życia” – wspomina bokser. Wierzy, że właśnie wtedy doświadczył Ducha Świętego, który pomógł mu w akceptacji siebie.

Niedługo po operacji Kasprzyka, zachorowała także jego żona. Cierpiała na stwardnienie rozsiane. Bokser poświęcił się opiece nad żoną, zaczęli się też razem modlić. Choroba trwała cztery lata.

DEON.PL POLECA

„Pewnego dnia nad ranem, koło ósmej czy dziewiątej, spojrzałem na żonę i zdałem sobie sprawę, że odchodzi do nieba. Po chwili jeszcze raz skierowałem wzrok ku jej twarzy i zobaczyłem Jezusa. Krew spływała mu po twarzy, brakowało tylko korony cierniowej. Targały mną ogromne emocje. Cierpiałem, bo umierała najbliższa osoba i jednocześnie czułem radość, ponieważ widziałem twarz Jezusa” – wyznaje Kasprzyk. Mówi, że nigdy nie miał do Boga pretensji i powtarza, że „jak człowiek wierzy, wszystko przychodzi łatwiej”.

Bóg pomógł mu także w walce z uzależnieniem od alkoholu. W akcie wdzięczności Kasprzyk oddał swój złoty medal z Tokio jako wotum do klasztoru na Jasnej Górze. Bokser jest ogromnie oddany Maryi, bo jak twierdzi, również jej dużo zawdzięcza. Operację wycięcia nowotworu i wcześniejszy zawał, który przeżył, miały miejsce 8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia.

Nieco żartobliwie wspomina, że gdy się nawrócił, jego przyjaciele mówili, że „Marianowi chyba szajba odbiła, cały czas się modli”, ale on twierdzi, że dzięki modlitwie zyskał ogromny spokój serca. Gdy przychodzą trudniejsze momenty w jego życiu, zawsze zwraca się do Boga. Przed epidemią codziennie wstawał o piątej, odmawiał cztery razy różaniec i szedł na mszę. Teraz ogląda je w telewizji i przyjmuje komunię duchową.

„Tak musi być, ale jestem naprawdę szczęśliwy. A żona na pewno patrzy na mnie z góry...” – podsumowuje polski mistrz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Marian Kasprzyk: widziałem twarz Jezusa, gdy umierała moja żona
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.