Przyjmuje do domu ciężko chore dzieci, by mogły umrzeć otoczone miłością [WIDEO]
W latach siedemdziesiątych był zmuszony, żeby wyjechać z Libii na zachód, gdy rządy w kraju przejął Muammar al-Kaddafi. W USA podjął studia, zakochał się i ożenił. Wraz z żoną stworzyli jeden z najbardziej kochających domów, o jakim słyszeliście.
Mohamed Bzeek w 1978 r. rozpoczął studia w Los Angeles. To tam poznał swoją żonę Dawn, która była amerykanką. To ona już wtedy była zaangażowana w pomoc dzieciom. Kiedy stworzyli szczęśliwy związek małżeński, jasne było dla Mohameda, że chce wspierać żonę dalej. Pomagali razem dzieciom z ulicy. W środku pragnęli jednak czegoś więcej. To pragnienie rosło razem z oczekiwaniem na własnego potomka, którego z początku nie mogli mieć. Kontakty, jakie wyrobili sobie podczas pomagania bezdomnym dzieciakom sprawiły, że często zwracano się do nich o pomoc. Tak zaczęli spotykać się z historiami porzucanych w szpitalach, nieuleczalnie chorych dzieci.
Z czasem sami doczekali się dziecka, które jednak urodziło się obciążone pewną wadą. Adam cierpi na nadmierny rozrost kości. Troskliwa opieka rodziców zapełniła mu maksymalne warunki do rozwoju i uchroniła przed kalectwem. Dziś jest studentem informatyki. Przez dom Mohameda i Dawn przeszło ponad czterdzieścioro dzieci. Niektórzy z nich znaleźli z czasem inny dom. Dla chorych dzieci ten proces zawsze się jednak wydłuża. Jednak większość z nich zmarła. Mohamed pamięta dzieci, które umierały na jego rękach. Tulił je do samego końca.
W 2014 r. zmarła Dawn. Dla Mohameda była to osobista tragedia, ale wiedział, że nie może porzucić teraz dzieła, które razem wznieśli. Jako praktykujący muzułmanin bardzo poważnie traktuje miłosierdzie. Z pomocą przyjaciół dalej prowadzi dom dla śmiertelnie chorych dzieci. Zapewnia im miłość i godną śmierć w miejscu, w którym są kochani.
Jednym z takich wyjątkowych dzieci jest pewna dziewczynka, która mieszka z Mohamedem od 6 lat. Została porzucona od razu po urodzeniu, gdy okazało się, że nie widzi i nie słyszy, a wada, którą posiada sprawia, że może umrzeć w każdej chwili. Dla opieki społecznej było jasne, że jedynymi osobami, które mogą się nią zająć są Dawn i Mohamed. Ci bez wahania przyjęli ją pod swój dach. Dziś ma 6 lat i zawdzięcza im całe życie, bo jak mówią lekarze: "nie miała przeżyć nawet roku".
Mohamed wypracował z nią szczególny rodzaj więzi i gestów, którymi komunikują się wzajemnie. Ma pewność, że pomimo tego, iż go nie słyszy i nie widzi, doskonale wie, że jest kochana i akceptowana.
Za każdym razem, gdy decydowali się przygarnąć kolejne umierające dziecko, słyszeli wśród znajomych i obcych słowa pełne pogardy wobec rodziców, którzy to dziecko porzucili. Zawsze jednak starali się ich zrozumieć chociaż trochę, bo decyzja o wychowaniu takiego dziecka lub towarzyszeniu mu w jego śmierci nie była łatwa nawet dla nich samych. Oboje twierdzili, że to dzięki wyjątkowej Bożej łasce i powołaniu mieli siły i możliwości to czynić. Mohamed wciąż powtarza, że nie czuje się bohaterem: "Robię swoje i zostawiam wszystko w rękach Boga".
Skomentuj artykuł