Marek Aureliusz, Omar i Fatima
Trenczyn to jedno z najpiękniejszych miast Słowacji. Widać go już z daleka - nad czerwonymi dachami i wieżami miasta, na stromej skale nad doliną Wagu wznosi się potężny zamek, zwieńczony wysoką wieżą. Od dziewięciu wieków tak wita przyjezdnych Trenczyn, jedno z najstarszych i najpiękniejszych słowackich miast.
Strategiczne położenie nad Wagiem - najbardziej słowacką ze słowackich rzek - w pobliżu karpackich przełęczy prowadzących na Morawy, przyciągało ludzi od tysiącleci. Rzymianie, którzy zatrzymali swoją ekspansję na Dunaju, podejmowali jednak wyprawy w te - odległe dla nich - tereny. Zakładali tu wojskowe obozy. Jeden z nich powstał właśnie w miejscu dzisiejszego Trenczyna i nosił nazwę Laugaricio.
W 179 r. legiony rzymskie pokonały tu w bitwie germańskie plemiona Kwadów. Zwycięstwo to upamiętnia tablica, ze stosownym napisem, wmurowana w skałę, na której w średniowieczu zbudowano zamek. Pochodząca z czasów cesarza Marka Aureliusza inskrypcja jest unikatowym zabytkiem potwierdzającym rzymską obecność na ziemiach zachodniej Słowacji. Aby ją zobaczyć, należy... wejść do eleganckiego hotelu "Tatra", w którym panuje jeszcze nastrój fin de siécle. Po wyjściu na półpiętro przez szybę dojrzymy szacowny starożytny zabytek.
Symbolem Trenczyna jest jednak zamek - obok spiskiego i dziewińskiego - jeden z największych na Słowacji, ale i w Europie. Uznany za Narodowy Zabytek Kultury potężny kompleks, na który składają się trzy pałace - Ludwika, Barbary i Zápolyi, budynki mieszkalne i gospodarcze, wieże, baszty i oczywiście system murów obronnych, powstawał od X-XI do XVI stulecia.
Jego początkiem było słowiańskie grodzisko, które stało się jednym z ośrodków Państwa Wielkomorawskiego. To właśnie z czasów tego pierwszego potężnego państwa słowiańskiego pochodzą pozostałości kamiennej rotundy datowanej na wiek IX. Pod naporem madziarskich najazdów Wielkie Morawy upadły, a na ziemiach słowackich rozpoczęło się - trwające tysiąc lat - węgierskie panowanie. To z obroną zachodniej granicy Węgier wiążą się dalsze dzieje i rozbudowa trenczyńskiego zamku. W XI wieku powstała wieża, którą rozbudował i podwyższył Matú Čák - potężny feudał, który na początku XIV w. stworzył na swoich włościach, obejmujących dzisiejszą zachodnią i środkową Słowację, de facto własne państwo.
Stolicą ziem należących do pana Wagu i Tatr, jak nazywano Čáka, był Trenczyn. Imię słynnego szlachcica do dziś nosi wspomniana wieża, tak jak przed pół tysiącem lat strzegąca miasta i doliny Wagu. Na szczęście dziś, by rozkoszować się rozciągającym się z niej wspaniałym widokiem miasta i szczytów Białych Karpat, nie trzeba już być łucznikiem...
Po śmierci Matúa zamek Trenczyn przeszedł na własność królów węgierskich. Ludwik Wielki, panujący także w Polsce, wzniósł przy Matuszowej Wieży pałac noszący do dziś jego imię. Możemy podziwiać w nim pouczającą ekspozycję broni białej i palnej z XIII-XIX stulecia pochodzącą z różnych krajów europejskich.
Jeden z kolejnych władców węgierskich Zygmunt Luksemburski podarował Trenczyn swojej żonie Barbarze, dla której wybudowano na zamku gotycki pałac i kaplicę. W 1475 r. od króla Macieja Korwina otrzymał majątek Stefan Zápolya, na Słowacji nazywany Zápožským. Przedsięwziął on zakrojone na szeroką skalę prace przy rozbudowie i umocnieniu zamku. Powstał wówczas kolejny, trzeci już pałac, tzw. Letnia Wieża, rozległe - dziś będące już niestety, ruiną - koszary, a przede wszystkim potężny system fortyfikacyjny od strony południowej. Oglądane ze szczytu Matúowej Wieży mury z Wieżą Młyńską, choć zrujnowane, dają wyobrażenie o skali założenia.
Z czasami Zápolyi wiąże się piękna legenda o tureckiej księżniczce Fatimie, którą magnat porwał i uwięził na trenczyńskim zamku. Jej ukochany, Omar chciał wykupić ją z niewoli, ale Zápolya postawił im warunek - nakazał wykuć w skale studnię. Po trzech latach ciężkiej pracy - dniem i nocą - pokazała się wreszcie woda. Zápolya słowa dotrzymał i zakochani odjechali. Studnię Miłości na dolnym zamku można oglądać do dziś.
Ostatnimi znaczącymi właścicielami Trenczyna był ród Illésházych. Pamiątką po nim jest piękna galeria obrazów, przede wszystkim portretów szlacheckich, należąca do najwspanialszych na Słowacji. Jej zwiedzanie jest zwieńczeniem wędrówki przez przeszło dziewięć wieków historii trenczyńskiego zamku.
Czas przestać patrzeć na miasto z góry i zejść z wysokości możnowładczej siedziby na zaciszne uliczki starego Trenczyna. Mimo statusu wojewódzkiego i poważnej rozbudowy w ostatnim półwieczu, centrum miasta zachowało urok zabytkowego miasteczka.
Wydłużony, wrzecionowaty rynek otaczają ładne, jednopiętrowe w większości kamieniczki. Górują nad nimi dwie wieże barokowego kościoła pijarów (dawniej jezuitów) św. Franciszka Ksawerego, którego wnętrze zachwyca iluzjonistycznymi freskami.
Starszy i tradycyjnie ważniejszy jest jednak - pochodzący z XV wieku - kościół farny. Prowadzą do niego unikatowe, wybudowane w 1568 r., zadaszone schody, które miały ułatwić przemieszczanie się obrońców miasta z rynku w stronę murów i arsenału wybudowanego przy kościele. Tuż obok fary stoi niewielka gotycka kaplica cmentarna św. Michała. Schodząc w stronę rynku, ale wybierając dłuższą (ale za to o wiele mniej stromą!) drogę natrafimy na uroczy - choć w kontekście sprawowanej funkcji nie brzmi to może najwłaściwiej - Dom Kata z charakterystycznym gankiem.
Komu jeszcze mało wspinaczek, może wdrapać się na jedyną zachowaną do naszych czasów miejską bramę, zwaną Dolną albo Turecką. Roztacza się z niej piękny widok na miasto i oczywiście na zamek.
Źródło: Marek Aureliusz, Omar i Fatima www.dziennikpolski24.pl
Skomentuj artykuł